-Cieszę się, że oszczędziłaś dawania mi prezentu - tymi słowami i wymownie podniesioną brwią, monarcha podsumował moją wyprawę na urodziny Aksela.
Prychnęłam cicho, dopychając w róg pudełka ostatni słoik. Złote prezentowe pudło wyglądało niemal luksusowo, co całkowicie kłóciło się z jego zawartością.
-Robię najlepsze prezenty - burknęłam pod nosem.
-Dwadzieścia słoików masła orzechowego?
Nie wiedziałam, co było gorsze politowanie w głosie monarchy, czy jego totalny brak poszanowania szczegółów.
-Siedemnaście - odparłam. - W tamtym roku dostał szesnaście.
Dominat pokręcił głową. Od niechcenia przesunął palcem po ekranie tabletu, przewijając zawartość dokumentu.
-Zaczynam żałować, że pozwoliłem ci tam pójść - mruknął.
Zadarłam wzrok, napotykając parę rozbawionych oczu. Mężczyzna patrzył na mnie uważnie i troskliwie. Jak zawsze, kiedy się rozstawaliśmy. Nawet jeśli miało to trwać chwilę.
-Nic mi nie będzie, Wasza Wysokość - zapewniłam, o wiele ciszej, niż zamierzałam.
Monarcha nie wyglądał na przekonanego. Otworzył usta, jakby miał coś dodać, ale zamiast tego nachylił się jedynie.
Przez moje mięśnie przymknął przyjemny prąd. Ciało reagowało na mężczyznę w taki właśnie sposób. Obojętnie jak wiele razy go dotykałam.
-Simonowi damy coś lepszego - powiedział, całując mnie w czoło. - Nie spóźnij się, słoneczko.
Dotyk jego warg na mojej skórze był kojący. Był czuły, znajomy i przyjemny. Był najlepszą rzeczą na świecie. Rzeczą którą tak bardzo bałam się stracić.
-Kraig mi nie pozwoli, Wasza Wysokość - przypomniałam, odruchowo przymykając oczy.
Kąciki ust mężczyzny uniosły się niemrawo, a ja zrozumiałam, jak bardzo uwielbiam jego pełny politowania i kpiny uśmiech. Nawet wtedy kiedy mnie nim irytował.
Nie wiedziałam, dlaczego wtedy właśnie o tym pomyślałam. Dlaczego zaczęłam skupiać się na każdym fragmencie jego twarzy. Każdym małym szczególe mimiki. I przez chwilę miałam wrażenie, że wszystko jest jak dawniej. Bez gier. Bez udawania. Bez intryg i kłamstw.
-Płacę mu za punktualność - rzucił Dominat, kierując się w stronę drzwi. - I za to, żeby nosił twoje beznadziejne, ciężkie prezenty.
A potem monarcha wyszedł. Drzwi się za nim zamknęły i wszystko wydało się zwyczajne. Spokojne. Niemal codzienne. Nic nie wskazywało na to, że już nic nie miało być takie samo.
***
Kraig skrzywił się. Włożył spojrzał na niesiony prezent, jak wybuchające pudło-pułapkę.
-Przypomnij raz jeszcze - stojący obok Tylson, skrzyżował na piersi ramiona, uderzając palcami w rękaw munduru. - Co jest w środku?
Zabiłam go spojrzeniem.
-Prezent - syknęłam. - Niektórzy na takie zasługują.
-Zasługują na siedemnaście słoików masła orzechowego?
-Nie zrozumiałbyś - mruknęłam, a mężczyzna uniósł prowokująco brew.
-Myślisz, że nie jestem w stanie pojąć małego żartu Uległych?
-Nie nazywaj mnie tak! - zaoponowałam ostro.
Ochroniarz zmarszczył czoło, spoglądając na mnie z niezrozumieniem.