Spojrzałam w kierunku za szybko oddalającego się brzegu. Moje wnętrzności zawiązały się w supeł, a do żył wdarła adrenalina.
Znalazłam się na łodzi. Sam na sam, z obcym Dominatem. Z obcem członkiem socjety, która mnie nienawidziła. Zastanawiałam się, czy mężczyzna postanowi wyrzucić mnie do wody, czy powinnam była wyskoczyć sama. Czy powinnam była dopłynąć do brzegu, ratując się przed nadciągającą katastrofą.
-Usiądź - polecił baron.
Spojrzałam gwałtownie w jego stronę, niemal nie tracąc przez to równowagi.
-Usiądź - ponowił prośbę, a jego głos był zaskakująco łagodny. - Możesz wypaść.
Wstrzymałam oddech. Mężczyzna przesunął się na ławce, robiąc mi miejsce obok siebie. Nie zwracał się do mnie, jako do szpiega i zdrajcy królestwa. Wyglądał, jakby stała przed nim zwykła Uległa, która mogła wywrócić siebie i jego łódź.
Popatrzyłam na kawałek wyrzeźbionej ławy, czując jak przez mój kręgosłup przechodzi dreszcz złości i strachu. Mimo to obróciłam się i usiadłam niepewnie koło Dominata.
Zacisnęłam pięści na materiale sukni, bojąc się, że mogłabym przypadkowo dotknąć barona. Mężczyzna wydawał się za to dość rozluźniony. Zerknął w stronę lądu, na którym ludzie wydawali się być jedynie barwnymi punkcikami.
Łódź sama płynęła przed siebie. Wypełnione socjetą szalupy, sunęły po wodzie niczym pchane przez niewidzialne duchy. Nie było w nich bowiem ani wioseł, ani silnika. Doskonale wiedziałam, jednak, że musi to być spowodowane jakimś mechanizmem, ukrytym na dnie łodzi.
-Boisz się wody? -zagaił nagle mężczyzna.
Spojrzałam odruchowo w błękitne tęczówki, które patrzyły na mnie uważnie.
-Dlaczego bym miała? - odparłam, nim zdążyłam się zastanowić.
-Jesteś blada - wyjaśnił mężczyzna, nie odwracając wzroku.
-Jestem zaskoczona - uściśliłam, przez co tamten uśmiechnął się słabo. - Nie planowałam dzisiaj puszczać lampionów, baronie.
Odwróciłam spojrzenie, przesuwając nim po tłoczących się na jeziorze łodziach. Widziałam jak roześmiana arystokracja tłoczy się na jej pokładach, unosząc w górę niezapalone jeszcze lampiony. Ulegli przytulali się do swoich Dominatów. Krucha dziewczyna w różowym kapeluszu, oplotła szyje swojego opiekuna, szepcząc mu coś na ucho. Tamten poklepał ją po głowie, całkiem jakby dobrze się spisała.
Wiedziałam, że ci wszyscy ludzie czekają. Płyną łodzią za łodzią. Rozkoszują się nocą, przejażdżką i rozgwieżdżonym niebem. Oczekują na sygnał. Na pierwszy lampie wypuszczony w powietrze, przez samego monarchę.
Zanurzyłam palce w zimnym jeziorze, wzburzając nimi tafle przede mną. W tłumie szalup odnalazłam tą należącą do mojego Dominata. Jego ruchy były oszczędne, a wyraz twarzy obojętny. Idealnie kontrastowało to z aż zbytnio rozanieloną Mirandą.
-Prawda, że to niezwykłe - wyrwał mnie z zamyślenia baron.
Jego ramie otarło się o moje. Mężczyzna nachylił się, wskazują na moją, zanurzoną w wodzie dłoń.
-To, że ta łódź płynie - dodał, a błękitne tęczówki naparły na moje. - Wydaje się, jakby napędzała ją czysta magia.
-To nie magia - odparłam krótko. - Tylko mechanizm. Zapewne na dnie jeziora są specjalnie tory.
Oczy Dominata rozbłysły. Nienaturalnie blade wargi wykrzywiły się zaintrygowane, całkiem jakby nie spodziewał się takiej odpowiedzi. Nie mogłam mieć mu tego za złe. Ulegli nie dyskutowali z Dominatami. Byli posłuszni i na pewno nie pyskaci. Ja jednak nie zamierzałam być potulna. Nie miałam pojęcia po co Simon wsadził mnie do tej łodzi, jednak nie podobało mi się to.