7.

1.6K 74 3
                                    

Zniknął ból, a nie czucia go wydawało się wręcz nierealne. Czułam każdy kawałek swojego ciała. Każdy fragment skóry, mięśnia, kości. Mimo tego nic już nie rozrywało ich od wewnątrz. Dreszcze nie szarpały mną na boki, a piekące rany, nie patrzyły mnie już niczym rozżarzone żelazo. Coś miękkiego okalało mnie, delikatnie smagając sztywne, podwinięte palce stóp i dłoni.

Spróbowałam poruszyć nogą. Kończyna zgięła się posłusznie, a przez moje ścięgna przetoczył się dziwny prąd.

-Spokojnie - usłyszałam szept.

Nie był to jednak zwykły głos. Kojący, przyjazny ton wypowiedziany był w moim ojczystym języku. Ktoś mówił do mnie po albersku.

Gwałtownie otworzyłam oczy. Wzrok wyostrzył mi się momentalnie, a ja dostrzegłam uśmiechniętą dziewczęcą twarz. Nieznajome zielone jak trawa oczy wpatrywały się we mnie wyczekująco, ale i troskliwie.

-Nie powinnaś ruszać się gwałtownie - kontynuowała po albersku. - Dopiero co odzyskałaś przytomność i każdy nierozsądny...

Nie posłuchałam jej. Błyskawicznie spięłam swoje mięśnie, każąc im podnieść się do siadu. Dziewczyna próbowała mnie powstrzymać, ale nie poddałam się. Oparłam się na dłoniach, czując jak te zaniżają się w delikatnym, jedwabnym materiale.

Znajdowałam się w pokoju. Pomieszczenie nie było jednak ani piwnicą ani celą. Wyglądało jak pałacowa komnata. Pełne przepychu wnętrze tonęło w złocie i zdobieniach. Oślepiający blask kryształowego żyrandola drażnił moje oczy, nie pozwalając się w pełni przejrzeć otoczeniu. Widziałam jednak perfekcyjnie wykończone meble i wiszące na ścianach obrazy w wymyślnych ramach. Dostrzegłam białą, miękką pościel, która mnie przykrywała i ogromne łóżko, na którym leżałam. Piękny, zdobiony złotym haftem baldachim wisiał wysoko nad moją głową, nie pozwalając mi dostrzec szczegółów sufitu.

Moje ciało drgnęło. Błyskawicznie zrzuciłam z siebie delikatne nakrycie, odskakując od dziewczyny. Przeturlałam się w stronę przeciwnej krawędzi łóżka, planując uciec przed nieznajomą. Tamta była jednak szybsza. Mocno złapała mój nadgarstek, zmuszając bym na nią spojrzała.

-Proszę - szepnęła, a jej zielone oczy rozbłysły błagalnie. - Nie dawaj im pretekstu.

Dopiero wtedy zauważyłam, że na końcu pokoju przy drzwiach stoi dwójka mężczyzn. Mieli na sobie identyczne czarne uniformy, które nie przypominały niczym mundurów Służb Porządkowych. Mimo to wiedziałam, że oni nie są moimi przyjaciółmi. Nawet ta mówiąca po albersku dziewczyna nie była moim sprzymierzeńcem.

-Co robisz? -Rzuciłam w moim ojczystym języku. - Gdzie jestem?

Dziewczyna niepewnie puściła mój nadgarstek. Usiadła na skraju posłania, nie przestając patrzeć mi w oczy. Zielone jak trwa tęczówki do złudzenia przypominały te Aksela, przez co nie tylko kazały mi na siebie patrzeć, ale boleśnie wbijały się w moje serce.

-Nic ci nie grozi - zaczęła spokojnie nieznajoma. - Jesteś bezpieczna. Opatrzyliśmy twoje rany, ale wciąż jesteś słaba. Nie powinnaś...

-Gdzie jestem? -Powtórzyłam, tym raczej ostrzej.

Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie. Poprawiła kręcone czerwone jak krew włosy, sięgając do stojącego przy łóżku stolika. Uniosła z jego kieliszek wypełniony przezroczystą substancją, wyciągając go w moją stronę.

-Powinnaś się napić - powiedziała. - Jesteś odwodniona.

Nie przyjęłam naczynia. Demonstracyjnie odgięłam się do tyłu, dając jej poznać, że nie zamierzam jej słuchać.

Redbraski SzpiegOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz