Kolacja okazała się być ucztą. Niebieski ustąpił zieleni, a sufit zniknął znad naszych głów. Znaleźliśmy się na placu, między pałacowymi murami. Niewielki dziedziniec zastawiony był stołami, uginającymi się pod egzotycznymi potrawami, których nie zjadłaby nawet setka osób, a co dopiero dwudziestka.
Ściany wokół mas oplatały dorodne winorośle i pnące rośliny o różowych płatkach. Na ziemi stały kosze z kwiatami i metalowe stojaki z pochodniami. Były one właściwie jedynym źródłem światła, w zdominowanym przez bujną roślinność miejscu.
-Usiądziesz z resztą Uległych - poinformował mnie mój Dominat.
Zagryzłam wargę, kręcąc ostro głową. Po chwili zrozumiałam, że to nie było pytanie, czy nawet prośba. To była kolej rzeczy. Przyjęty przez Ligę przebieg Zjazdu.
-To oficjalna kolacja - dodał monarcha. - Dominaci siedzą osobno. Ulegli również.
Rozpaczliwie rozejrzałam się po dziedzińcu, przyglądając dwóm, długim, znajdującym się blisko siebie stołom. Mimo stojących na nich potraw, nie miałam ochoty nic wkładać do ust. Straciłam apetyt, tak samo jak straciłam wiarę na przetrwanie kolejnych dni.
-Czy to... - wydusiłam, przemykając spojrzeniem po idących obok władcach. - To co powiedziałam...
-Nie myśl o tym - przerwał mi mój Dominat. - Ale to tylko kolejny dobry powód, żebyś nie siedziała z nami przy jednym stole.
Spojrzałam prosto w orzechowe tęczówki.
-Ja nie chciałam - załkałam. - Nie pomyślałam, że...
Urwałam. Monarcha ujął moją dłoń, przyciągając do siebie. Doskonale wiedziałam jednak, że choć wydaje się spokojny, wcale taki nie jest. Obaj zdawaliśmy sobie sprawę z tego, jak bardzo Liga nie przepada za Redbrasem. I choć, wraz z moim Dominatem, mieliśmy wszystkie powody na świecie, by nienawidzić Wodza jeszcze bardziej, on starała się przekonać wszystkich, że jest inaczej.
-On będzie cię prowokować, Heide - monarcha zerknął w stronę zbierających się przy stole władców. - Oni wszyscy będą. Musisz uważać.
-Miałam być sobą - zauważyłam cicho. - Jak mam to zrobić, kiedy oni mają mnie za rebraskiego szpiega?
Monarcha uśmiechnął się lekko.
-Gorzej - szepnął, nachylając się w moją stronę. - Mają cię za Uległą, którą kocham. To może być bardzo pomocne, albo wręcz przeciwnie.
-Wasza Wysokość... - zaczęłam, ale mężczyzna popchnął mnie w stronę wyznaczonego stołu.
-Pamiętaj, żeby coś zjeść, słoneczko - rzucił, samemu ruszając ku reszcie Dominatów.
Zostałam sama.
Spojrzałam w kierunku stołu. Ku zajmowanym przez Uległym miejscom. Dziesięciu Uległych kręciło się przy swoich miejscach, wymieniając uśmiechy i uwagi. Nie wyglądali na zdenerwowanych, czy nieomielonych całą sytuacją. Wręcz przeciwnie - dobrze się bawili.
Dziewczyna o piwnych oczach w kształcie migdałów, opadła na krzesło niemal wsadzając rękaw do misy z różanym napojem. Siedzący obok chłopak wybuchnął śmiechem, rzucając w sąsiadkę winogronem. Szalejące przy stole poruszenie i zamieszanie, skończyły się jednak w momencie, w którym stanęłam na jego szczycie.
Dziesięć spojrzeń skierowało się na mnie, a ja zrozumiałam, że jestem tą nową. Byłam jak uczeń dochodzący do zgranej klasy podczas roku szkolnego. Jak wepchnięte na środek dziecko, któremu każe się powiedzieć kilka słów o sobie.