73.

1.2K 52 4
                                    

To nic takiego - powtórzyłam, wpatrując w zamknięte drzwi jadalni. - Poradzisz sobie.

Byłam sama. Za moich pleców wyglądał Kraig i dwójka noszących biel strażników. Po wydarzeniu ostatniego wieczora i przyłapaniu podczas Manewrów, nie byłam w stanie patrzeć na resztę władców. Nie potrafiłam tam tak po prostu wejść. Tym bardziej bez swojego Dominata u boku.

Monarcha zniknął kilka minut wcześniej. Wezwany przez samego gospodarza Zjazdu, nie mógł zignorować prośby. Ja sama nie wiedziałam za to, czy bardziej martwię się jego spotkaniem z Ezemurdem, czy tym co czekało mnie samej.

Śniadanie tym razem odbyć miało się w pełnym składzie. To znaczyło, że przy stole znaleźć mieli się nie tylko Pierwsi Ulegli, ale i ich Dominaci. Ludzie, którzy kilkanaście godzin wcześniej widzieli mnie obnażoną i rozkraczona na stole.

-Zemdlejesz, mała? - Kraig zapytał poważnym tonem.

Moje policzki nie potrafiły się zdecydować jaki kolor przybrać. Krew dopływał do nich, niemal tak szybko jak odpływała.

-Poradzę sobie - odparłam z wyłuskanymi okruchami pewności siebie. - To tylko śniadanie.

Niespiesznie uniesione brwi świadczyły o tym, że mężczyzna ma odmienne zdanie. Nie było jednak czasu przedyskutować jego wątpliwości. Drzwi otworzyły się bowiem, a ja weszłam prosto do wypełnionej muzyką sali.

Jadalnia nie była duża. W odróżnieniu od dziedzińca, na którym jedliśmy w dzień przyjazdu posiadała ściany, a nawet sufit. Zachowała również kolor przewodni pałacu. Wyłożoną drobnymi kamieniami podłogę pochłaniał błękit, który królował na freskach i kryształowych zdobieniach. Zimna barwa mieszała się z chłodem klimatyzacji i dziwną ciszą, przyprawiając mnie o ciarki.

Złapałam kraniec sukni, mając wrażenie, że cienki materiał rozpływa się w moich dłoniach. Wiedziałam, że wszyscy na mnie patrzą. Że przyglądają się mi, jak nie tylko nowej, ale interesującej atrakcji.

Służący odsunął przede mną zdobione, białe krzesło, a ja opadłam na złotą poduszkę, starając się nie zwracać uwagi na ciekawskie spojrzenia. Było to jednak trudne. Konwersacje w sali przycichły bowiem, jakby czekano specjalnie na mnie.

-Gdzie twój Dominat, perełko? - siedzący kilka miejsc dalej mężczyzna podrapał kraniec jasnej brody.

Władca Derondu nie wyglądał królewsko. Był zaspany, a podkrążone oczy zdradzały, że noc spędził na czymś innym niż śnie. Mimo to ilość wiszących na szyi złotych łańcuchów i szlachetnych kamieni podkreślała jego status. Jasne oczy i złączone brwi, wciąż twardo skierowane były na mnie, zmuszając do odpowiedzi.

-Dołączy później - przełknęłam głośno ślinę. - Wraz z królem...

-Rozmawia z Ezemurdem, jak mniemam - wtrąciła się król Moskanii. - Tylko on byłby w stanie pozbawić człowieka najważniejszego posiłku w ciągu dnia.

Dopiero w tamtym momencie zdałam sobie sprawę, że w jadalni znajduje się jeden stół. Podczas powitalnej kolacji wszyscy siedzieliśmy osobno. Jednak tym razem wszyscy władcy zgromadzeni byli przy podłużnym, zajmującym większość jadalni blacie. U ich boku zasiadali Ulegli, którzy w razie czego podparci byli przez swoich Dominatów.

Ja byłam sama. Nie miałam przy sobie monarchy. Nie mogłam liczyć na niczyje wsparcie.

Odruchowo przejechałam dłonią po nagim ramieniu, całkiem jakbym chciała się objąć. Było mi zimno. Pragnęłam wydostać się z tego pomieszczenia. Wydostać z pałacu. I tego państwa. Jedyne co mogłam zrobić, było jednak patrzenie się na dziesiątki niezadowolonych twarzy.

Redbraski SzpiegOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz