Pragnienie bycia szczęśliwym było naiwne. A, jeszcze bardziej naiwne było sądzenie, że szczęście może trwać dłużej niż kilka chwil. Jednak, tym razem właśnie to czułam. Wypełniała mnie ulga, którą przyniosły mi orzechowe tęczówki i opanowane do bólu oblicze monarchy. Mój koszmar miał się skończyć. Miałam wydostać się z cierpienia, wprost w ramiona Dominata, którego kochałam.
-Wasza Wysokość - Wódz skłonił się na nasz widok.
Nie był to jednak pełen, ani też okazujący szacunek ukłon. Monarcha nie pozostał mu dłużny. Kiwnął tylko głową, spoglądając na ustawionych w równym szeregu strażników dyktatora. Tuż obok nich widniał drugi, krótszy rząd, który tworzyły szare, identyczne mundury. Oficerowie wypełniali pokaźny pałacowy dziedziniec, przypominając stojące na półce lalki. Bezwolne rzeźby, które miały jedynie przypominać, czym jest Redbras, a przede wszystkim jego dowódca.
-Zaszczytem było cię gościć, Wasza Wysokość - dodał czarnowłosy Dominat. - A przyjemnością robić interesy.
Monarcha uśmiechnął się. Doskonale wiedziałam jednak, że za tym wyrazem nie kryje się nic poza pogardą.
-Chciałbym powiedzieć to samo, Ekscelencjo - odparł, robiąc krok do przodu. Zasłonił mnie własnym ciałem, odgradzając od Wodza tak, jak od niebezpiecznego zwierzęcia. - Obawiam się jednak, że to była moja ostatnia przyjacielska wizyta w tym kraju. Ostatni powiew naszych dobrych relacji.
Dyktator ani drgnął.
-Nie wątpię, że te ulegną zmianie - rzucił. - Jednakże i tak wierzę w słowność, Waszej Wysokości.
Monarcha wyprostował się. W jego ruchach nie dostrzegłam żadnej oznaki złości, czy zdenerwowania. Jednakże jego oczy pozostały chłodne jak zawsze. Zimne, orzechowe tęczówki spoglądały prosto na władcę Redbrasu, nie przejawiając choćby cienia litości.
-Obiecałem i słowa dotrzymam - powiedział neutralnym tonem.
Zadrżałam. Czułam za plecami obecność Kraiga i reszty ochrony. Wiedziałam, że to wszystko się skończyło. Że byłam już bezpieczna. Jednak mój żołądek ściskał się gwałtownie, a coś w moim wnętrzu krzyczało, że to jeszcze nie jest meta.
-Także spotkamy się jeszcze - ożywił się Wódz. - Zjazd jest za miesiąc, jeśli dobrze pamiętam.
Mój Dominat nie odpowiedział. Kiwnął jedynie głową, zachowując te samo obojętne oblicze.
-To nasze pożegnanie, Ekscelencjo - zakończył monarcha, jednoznacznie dając znać swojej ochronie.
Mężczyźni za naszymi plecami drgnęli, szykując do odejścia. Wódz wyglądał jednak, jakby wcale nie zamierzał tak szybko odpuścić.
-Jeśli Wasza Wysokość pozwoli - zaczął, płynnie przechodząc z międzynarodowego na redbraski. - Chciałbym pożegnać się z jeszcze jedną osobą.
Dyktator zrobił krok w moim kierunku. Mój Dominat odruchowo zasłonił mnie ręką, nie pozwalając zbliżyć się mężczyźnie. Widziałam, jak ruch ten powoduje wybuch rozbawienia w oczach Wodza. Czarne tęczówki zalśniły, a usta wygięły w niewinnym uśmiechu. Wyciągnął dłoń dotykając moich włosów. Sprawnie ujął jedno z jasnych pasm, wyrywając pojedynczego włosa.
Cofnęłam się gwałtownie, a towarzysząca nam ochrona drgnęła.
-Nie zrobię jej krzywdy, Wasza Wysokość - zapewnił władca Redbrasu. - To dla ofiarę dla bogów. Religia jest niemal tak samo silna jak władza. Będę modlić się za jej zdrowie, w końcu za dużo jej zawdzięczam.
Monarcha nie wyglądał jednak na przekonanego. Uśmiechnął się równie sarkastycznie, co drugi władca, mrużąc ciemne oczy.
-Nie jej - szepnął w obcym języku.