75.

1.4K 55 31
                                    

Wygięłam się w łuk i w ostatniej chwili chwytając własne włosy, zwymiotowałam.

Różowa, rozkloszowana suknia rozlała się, odznaczając na złoto-niebieskich kafelkach. Błyszczący naszpikowany diamentami materiał, odbijał sztuczne światło sprawiając, że moja kreacja wyglądała pięknie, w nawet tak żałosnej sytuacji. 

Ostrożnie dotknęłam własnych warg, czując na nich ohydny smak wymiocin. Wiszące na przeciwległej stronie lustro, zdawało się mnie uspokajać. Moja twarz nie była w tak opłakanym stanie, jak mogłam się spodziewać. Włosy wciąż były odpowiednio upięte, a złoty diadem lśnił na nich dumnie. Szyje i odsłonięte ramiona zdobiły drobne, łańcuszki o ciekawym splocie i delikatna, choć równie drogocenną obroża.

Moje palce przesunęły po jej materiale, a dotyk aksamitu i szlachetnych kamieni, jak zwykle mnie uspokoił. To była jedyna rzecz, która w chwilach wahania przypominała mi o monarsze. Mówiła o moim Dominacie i o tym, że mnie nie opuści.

Pochyliłam głowę, przylegając potylicą do zimnych płytek. Znowu zrobiło mi się niedobrze. Nie miałam już nawet czym wymiotować. Nie miałam w sobie wody, jedzenia, ani siły. Mimo to na samą myśl o opuszczeniu łazienki, mój żołądek kurczył się do rozmiarów orzecha włoskiego.

Czekała na mnie kolacja. Król Melborka przybył na Zjazd kilka godzin temu, co oznaczało nie tylko pełen komplet członków Ligii, ale i rozpoczęcie oficjalnych obrad. A to miało przebiec w znanym i jedynym możliwym wydaniu.

Wiązało się więc nie tylko z świętowaniem, hałasem, muzyką i kolejną porcją rozmów. Przede wszystkim sprawiało, że musiałam opuścić swoje komnaty. Wejść prosto pośród ludzi, którzy tego ranka widzieli moje upokorzenie w piwnicy. Dominatów i Uległych, którzy nie byli mi łaskawi albo jedynie mi współczuli. Ludzi, którzy widzieli we mnie żałosnego szpiega wroga, który płaszczył się przed własnym oprawcom.

-Heide? - pukanie zlało się z zaniepokojonym głosem mojego Dominata.

Zagryzłam wargę, starając się zignorować ohydny, gorzkokwaśny smak żółci.

-Heide? - powtórzył mężczyzna, ale tym razem już nie zapukał.

Klamka szarpnęła w dół, a w progu pojawiła się równie przystojna co zatroskana twarz monarchy. Orzechowe tęczówki spotkały się z moimi, a ja zdołałam tylko otworzyć usta w niemym wyrazie rozpaczy.

-Co się dzieje? - zapytał, zamykając za sobą drzwi.

Pokręciłam głową. Błyskawicznie zatrzasnęłam deskę, odsuwając od ubikacji.

-Nic mi nie jest - wydusiłam, a moje słowa brzmiały tak niepewnie, że nie dałoby się nabrać nawet dziecko.

-Wiem, że nie chcesz tam iść - monarcha osunął się na ziemię tuż obok. Delikatnie odgarnął spódnice mojej sukni, próbując przybliżyć do mnie przez przeszkodę jaką tworzyła. - I jeśli tylko mógłbym...

-Pójdę - przerwałam mu, odruchowo zasłaniając usta przy fali kolejnych mdłości. - Dam radę.

-Dlatego wymiotujesz? - brew mężczyzny uniosła się niemrawo.

-A mam wybór? - jęknęłam, wbijając palce w boki zimnej porcelany. - To odruch! Niezależny ode mnie. Nie mam na niego wpływu w takim samym stopniu, jak na swoją obecność na kolacji!

Jego palce ujęły mój podbródek. Monarcha zmusił mnie bym na niego spojrzała, samemu przyglądając się mi uważnie. Otworzył usta, a ja czekałam na skarcenie. Na uwagę dotyczącą mojego tonu lub sposobu zachowania. On jednak dotknął kciukiem kącik mojego oka.

Redbraski SzpiegOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz