68.

1.2K 64 3
                                    

Mirra poszła w ślady własnego Dominata, zapominając znaczenia słowa „umiar". Przeciągnęła się leniwie nad stołem, opadając twarzą w własny talerz.

-Ona zasnęła? - szepnęłam równie zaniepokojona, co zaskoczona.

Hugo nie odpowiedział. Był zbyt zajęty zjadaniem wszystkiego, co wpadło mu w ręce. Doszczętnie wylizywał pustą już salaterkę, a resztki śmietanowego kremu przyozdobiły mu nos. Mieszanina słonych i słodkich zaczętych przez niego potraw, przyprawiła mnie o mdłości. Choć właściwie mogła to być zasługa wypitego alkoholu.

-Nic jej nie będzie - uspokoiła Adelaine. - Oczywiście poza jutrzejszym kacem.

Uległa gospodarza nie wyglądała na zbyt pijaną. Wystarczyło jednak, że spróbowała wstać, bym dostrzegła, jak niepewne i chwiejne są jej ruchy. Dziewczyna podtrzymała się krzesła, od którego to odepchnęła się po chwili, ruszając w stronę stołu władców.

-Gdzie idziesz? - krzyknęłam za nią, bardziej z niepokoju niż ciekawości. Nie chciałam zostać sama.

-Po jej Dominata. Albo strażnika - Adelaine wyszczerzyła się w uśmiechu, prawie potykając o dół sukni. - Ktoś powinien zabrać ją do pokoju.

Dziewczyna ruszyła ku tłumowi władców. Mój zaćmiony winem umysł sprowadził ich do plątaniny, niemożliwych do rozpoznania, sylwetek. Widziałam, jak Dominaci wznoszą kieliszki, piją kolejne kolejki. Jeden z królów odgiął się na krześle i roześmiał głośno. Mebel zachwiał się wraz z nim, a mężczyzna w ostatniej chwili odzyskał równowagę.

Siedząca obok niego kobieta klepnęła go mocno w plecy. Uderzony mężczyzna złapał się za usta, całkiem jakby miał pozbyć się zawartości żołądka prosto na talerze przed sobą. Udało mu się jednak opanować odruch wymiotny. Zakaszlał tylko, sięgając ponownie po stojący przed nim kieliszek.

Liga - przemknęło mi przez myśl. - Najpotężniejsze osoby na kontynencie.

Nie tego spodziewałam się po Zjeździe. Nie biesiad i upijania się do nieprzytomności. Nie siedzenia przy długich stołach. Śmiechów, żartów i udawanej przyjaźni.

Patrzyłam na Wodza Redbrasu, uderzającego się kieliszkiem z królem Wielkiej Arwy. Patrząc na bawiących się w najlepsze Dominatów, poczułam odrazę. Obrzydzenie do ich obłudy. Potrafili wznosić toast z wrogiem, jak z najlepszym kompanem. Potrafili kłamać i uśmiechać się i łgać. Podczas, gdy w środku, już knuli plan zniszczenia osoby obok.

-Nie rozumiem polityki - wychrypiałam, podpierając głowę na dłoni. Spojrzałam w stronę Hugo, oczekując odpowiedzi, ale chłopak zniknął.

Cały stół Uległych zdawał się opustoszeć. Niektórzy z nich, biegali po dziedzińcu. Inni tańczyli, lub kładli się na stołach, z wyrazem równego znużenia, co znudzenia kolacją.

Uniosłam wzrok przyglądając się rozgwieżdżonemu niebu. Granat nocy niszczony był przez światło księżyca i rozstawionych dookoła pochodni. Jasne punkciki wydawały się ładniejsze niż zazwyczaj, a ich konstelacje były inne. Wiedziałam, że to moje sklepienie. Byłam daleko od domu. Sama. Zagubiona w samej sobie i obcym mi kraju.

Nie powinnaś była tyle pić - skarciłam własną głupotę oraz brak asertywności w stosunku do Mirry.

Miałam wrażenie, że kręcę się wraz z otaczającym mnie światem. Nie było to jednak przyjemne uczucie. Nie przypominało mojej pierwszej przygody z winem. Tym razem było mi niedobrze, a moje zmysły odmawiały jakiejkolwiek współpracy.

Jego Wysokość mnie zabije.

Picie na terytorium wroga. Picie ze strachu i niemożności poradzenia sobie z emocjami. To co zrobiłam było skrajnie nieodpowiedzialne.

Redbraski SzpiegOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz