Nie przypuszczałam, że można znęcać się nad kimś, przy pomocy jego odbicia. Jednak władca Redbrasu w metodach tortur, dorównywał Rogerowi. Podczas gdy ten drugi katował moje ciało, dyraktor postanowił wykończyć umysł.
Wielkie zwierciadło zawitało w komnacie, w której mnie przetrzymywano. Ustawiono je tuż przy przy łóżku, nie pozwalając tym samym zrobić choćby przypadkowego ruchu i w nie nie spojrzeć. Nie zrozumiałam dlaczego Wódz postanowił uraczyć mnie takim prezentem, dopóki nie przejrzałam się w jego tafli.
Kości przebijały się przez posiniaczoną skórę, a chude ramiona i nogi zdobiły czerwone plamy. Odsłonięty dekolt pełen był turkusowych okręgów, przypominając miejsca, w które Roger wbijał zatrute igły. Moje zmatowione włosy opadały na wystające obojczyki, odsłaniając twarz. Nie była jednak to moja twarz. Wychudzone, pociągłe oblicze zdawało się należeć do kogoś innego. Różnokolorowa para oczu patrzyła się we mnie, jak na upiora, a im dłużej to trwało, tym więcej bólu się w niej pojawiało.
-Nie patrz!
Ro wskoczyła pomiędzy mnie, a lustro. Ujęła moją twarz w dłonie, zmuszając bym popatrzyła prosto na nią.
-Nie patrz - powtórzyła.
Zagryzłam wargę, czując jak łzy napływają do moich oczu. Chciałam jej posłuchać. Zamknąć powieki i udawać, że ta postać w lustrze to nie ja.
-Jestem... -zaczęłam, ale mój głos utkwił mi w gardle. - To...Ja...
Nie byłam w stanie dokończyć. Moja krtań zacisnęła się, odmawiając przyjęcia powietrza. Zgięłam się w pół, starając oddychać, jednak nie potrafiłam. Łzy same płynęły mi po policzkach, a ja krztusiłam się nimi i szlochem.
Widziałam swoje ciało już wcześniej. Widziałam swoje ręce. Bruzdy i siniaki. Widziałam rany na nogach i czułam, jak tygodnie bez snu i jedzenia zamieniają moje ciało w chodzący szkielet. Wcześniej było to jednak coś odległego. Coś co do mnie nie docierało. Wtedy to było ciało, odłączone od umysłu. Patrząc w tamto zwierciadło zrozumiałam, że należało one do mnie.
-Spokojnie.
Rudowłosa przycisnęła mnie do siebie, pozwalając przylgnąć do jej nagiej ciepłej skóry.
-To nie ty - wyszeptała, wplątując wargi w moje włosy. - To nie ty.
Nie byłam w stanie oddychać. Jej słowa ani do mnie nie docierały, ani nie były w stanie przerwać mojego ataku. Jej dłonie dłonie ponownie ułożyły się na moich policzkach, karząc spojrzeć w zielone oczy.
-To nie jesteś ty - stwierdziła twardo. - Nie jesteś tą osobą. To tylko maska, którą ktoś ci nadał. Ale ona przeminie. Zniknie jak wszystko co złe.
***
Ro nie mogła zasłonić lustra. Strażnicy pilnowali, by przyniesiony przez Wodza prezent pełnił swoją funkcje. Zwierciadło wciąż stało dumnie przy skraju łóżka, ale nie zamierzałam dłużej w nie spoglądać. Patrzyłam prosto na jasny pokój. Obite złotem meble i piękne, jasne regały zastawione wazonami i porcelanowymi ozdobami. Wysadzane diamentami szkatułki i leżące na stole świeże kwiaty, które zdawały się rozkwitać na moich oczach.
Patrzyłam na okno, przy którym, tak samo jak i drzwiach stał strażnik. Zaczęłam się zastanawiać przed czym naprawdę pilnują mie mundurowi. Miałam siłę zrobić kilka kroków po pokoju. Nie byłam w stanie uciec. Im dłużej jednak patrzyłam się na mężczyzn. Im dłużej siedziałam po środku bogatej, wielkiej komnaty, tym bardziej zaczynałam rozumieć. Oni nie strzegli mnie przed innymi, czy nawet próbą opuszczenia pałacu. Oni pilnowali mnie przed samą sobą.