-Wygraliśmy? - powtórzyłam, mając wrażenie, że wnętrze namiotu wiruje.
Dotknęłam własnego czoła, starając się utrzymać mięśnie napięte. Wydawało mi się, że moje kolana poddadzą się mojemu ciężarowi. Że złożą się wraz ze wszystkimi stawami, opadając na prowizoryczną podłogę.
-Wygraliśmy - głos mężczyzny wydawał się odległy. - Słoneczko...
Nie słyszałam reszty. Spojrzałam na własne stopy, czując jak chęć szlochu miesza się z nieopanowanym śmiechem.
Wygraliśmy? Jak? Przecież...
- Heide - coś ciepłego przywarło do mojego policzka.
Uniosłam wzrok, napotykając orzechowe tęczówki. Mój Dominat patrzył na mnie troskliwie. W jego oczach kryło się jednak coś, czego nie potrafiłam przejrzeć. Dziwne pobudzenie, emocje, których nie potrafił ukryć.
- Wasza Wysokość - szepnęłam, gdy palce mężczyzny przesunęły po mojej żuchwie.
- Dziękuję - te słowo było jak cios. Miękki, przyjemny cios. Fala, która rozbudziła we mnie stado motyli. - Za to, że...
Nie dokończył, po prostu wpił się w moje usta. Jego dłonie prześlizgnęły się po moich włosach. Osunęły na łopatki, które ujął raptownie przyciągając mnie do siebie.
Przylgnęłam do pachnącego drzewem sandałowym torsu. Wyciągnęłam ręce, próbując objąć ciepły, znajomy kark. Znaleźć się najbliżej jak było to możliwe.
-Wygraliśmy - zachichotałam w jego usta.
-Tak, kochanie - wymruczał, błądząc wargami po mojej odsłoniętej skórze. - Wygraliśmy.
Objął mnie. Gwałtownie uniósł nad ziemię i obrócił, sadzając na blacie stołu. Mapy i nieistotne dla nas papiery, pofrunęły na podłogę pokrywając ją jak dywan. Monarcha nawet się tym nie przejął. Zdeptał kartki. Złapał moje kolana i rozsunął je szybko, wślizgując pomiędzy nie.
Nie potrzebowałam innej zachęty. Uniosłam nogi, wplatając nimi pas Dominata. Pozwoliłam by się zbliżył. Całkowicie się mu oddałam. Przyjmowałam i oddawałam gorące pocałunki, czując jak duża dłoń sunie po odsłoniętych ramionach. Jak palce wkradają się pod cienki materiał sukienki, drażniąc łkająca z podniecenia skórę.
-Wasza Wysokość - wydusiłam.
Przebiegłam wzrokiem po białym sklepieniu namiotu. Poczułam jak rozkosz i podekscytowanie miesza się z duszącą mnie gulą. Zrozumiałam, gdzie się znajdujemy. Jak niewiele dzieli nas od pola pełnego wrogów.
-Nie nazywaj mnie tak.
-Chyba nie powinniśmy tutaj...
Uciszył mnie. Pełne usta znalazły się na moich, a język wślizgnął się do mojej buzi. Pogłębił pocałunek, kierując swoją dłoń na moje udo. Długie palce sprawnie ujęły cienki materiał sukienki, podciągając ubranie.
-Mieliśmy wrócić do twojej kary Heide - przypomniał monarcha, niemal się ode mnie nie odrywając. Trącił mój nos swoim, po chwili przygryzając moją górną wargę. - Za nieposłuszeństwo i pyskowanie.
Wstrzymałam oddech, czując jak pokrywam się gęsią skórką. Odruchowo odgięłam głowę i jęknęłam cicho, czując jak dłoń mężczyzny sunie po odsłoniętej skórze nogi.
-Kary? - wykrztusiłam, mając wrażenie, że mój mózg zamienia się w magmę.
-Tak, Heide. Kary - nos Dominata przesunął po moim policzku, kierując ku uchu. - Chyba nie myślałaś, że ujdzie ci to na sucho...