-Nie mówisz poważnie - wykrztusił Victor, niemal upuszczając pełen jajecznicy talerz.
Chłopak spojrzał ostro ma naszą matkę, która jedynie skrzywiła się delikatnie.
Kuchnie wypełniła cisza. Przez okno wdzierało się ranne powietrze, które mimo wczesnej pory zapowiadało już upał. Słyszałam dobiegające z ulicy szum samochodów i sygnały jadącej na sygnale karetki. Dźwięki życia przeplatały się z panującym w pomieszczeniu milczeniem i bzyczącą pod sufitem muchą.
-Chyba jej nie pozwolisz? - ponowił próbę Dominat.
Gwałtownie odstawił talerz na stół, a ten uderzył o drewniany blat, wydając z siebie głośne brzdęknięcie.
-To chyba nie twoja decyzja - odpowiedziałam zamiast pytanej, krzyżując ramiona na piersi. - Ani mamy.
Szafirowe oczy chłopaka rozbłysły groźnie. Ruszył przez kuchnie, całkowicie zapominają o niezjedzonym śniadaniu. Zatrzymał się tuż przede mną i spojrzał z góry, a ja skuliłam się automatycznie. Chłopak górował nie tylko wzrostem. Jego sylwetka, postawa i nawet wyraz twarzy były nie tylko pełne nieustępliwości, ale naturalnej przewagi.
-Nie masz pojęcia w co się pakujesz, Hei - ton jego głosu był w stanie zamrozić wodę, w stojących na stole szklankach. - Nie pozwolę ci na to.
Zacisnęłam usta, zbierając całą pozostałą we mnie stanowczość i determinacje. Pod wpływem jego spojrzenia, czułam się bezsilna. Zapomniałam już jak obezwładniająca potrafiła być energia Dominata, który nie musiał robić ani mówić nic więcej, by opuściła mnie wszelka pewność siebie.
-Spokojnie - wtrąciła się moja matka.
Zbliżyła się do nas, kładąc dłoń na ramieniu Victora. Chłopak drgnął, na ten gest. Jego twarz zalał pełen niezadowolenia i oburzenia grymas. Wiedziałam, że nie ustąpi. Że będzie walczyć tak długo, aż to ja się poddam.
Bo to ja powinnam była to zrobić. To ja byłam Uległą, a on Dominatem. Nie zmierzałam jednak go słuchać. To nie była jego decyzja i nie było jego życie.
-Wiesz jakie to głupie?- zapytał rodzicielkę chłopak, równie niedowierzającym tonem co wcześniej.
-Czy możesz rozmawiać ze mną, Victor? - warknęłam, starając zwrócić uwagę brata. - Nie jestem dzieckiem!
Dominat pokręcił głową, głośno nabierając powietrza. Jego fryzura zniszczyła się, lecz ten nie przejął się tym zbytnio. Ujął należący do mundurka krawat, poluźniając go zdecydowanym gestem.
-A czy ty choć raz nie możesz mnie posłuchać, Hei? - wypowiedziane słowa przesiąknięte były poirytowaniem.
Nie musiałam odpowiadać. Doskonale znaliśmy odpowiedź.
-Nie tym razem - szepnęłam mimo to.
Słyszałam jak siedzący przy stole Bertyn prycha radośnie. Jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech, a nadjedzony tost, wypadł z jego dłoni brudząc białą koszulę, mundurka Młodszej Szkoły dla Dominatów.
-Nie powinnaś tam wracać - rzucił twardo Victor, ignorując młodszego. - Na pewno nie teraz.
-Więc kiedy? - Dociekłam kpiąco. - Kiedy będzie dobry czas? Jak zniknie moja rana na nodze? Jak to się zagoi?
Uniosłam rękę, prezentując wypalone na nadgarstku piętno.
-Nie będzie takiego czasu, Victor - dodałam, a moje słowa zabrzmiały dziwnie smutno. - Dla mnie już nigdy nie będzie dobrego czasu...
Policzki chłopaka stały się malinowe. Kipiał z tłumionej frustracja. Jego usta drżały, z trudem powstrzymując cisnącej się na nie słowa.
-Nie wiesz co cię tam czeka...