31.

1.5K 66 12
                                    

Liga Dwunastu była organizacją narodów. Silną połączoną unią, która do swojego elitarnego grona nie wpuszczała nikogo od setek lat. Od dekad rządził nią ten sam układ sił. Ustawione w odpowiedniej kolejności państwa oddawały swoją częściową niezależność i poddawały tym silniejszym. W zamian otrzymywały ochronę, pomoc w potrzebie, korzystne umowy handlowe.

Każdy obywatel, którego kraj należał do Ligi wiedział jednak, że to ile państwo ma do powiedzenia i jaką liczbę głosów posiada, zależało od tego jak potężne jest. Jak wiele wojska, surowców, potencjału gospodarczego posiadało i jak wiele wnosiło w dokładnie strzeżone szeregi.

Pierwsze było Królestwo Trzech Narodów. Wielkie państwo, powstałe z połączenia trzech mniejszych regionów. Z początku ich władcy toczyli ze sobą wieczną wojnę. Później doszli do wniosku, ze lepiej mieć przy sobie przyjaciela niż wroga. Zawarli początkowy sojusz, by kilkaset lat późnej stać się jednością - jednym, tętniącym państwem pełnym surowców, fabryk i broni.

Gorszego arsenału nie mógł wstydzić się Melbork - kraj bardzo zmilitaryzowany, choć przed kilkunastu laty osłabiony przez nieudaną rewolucje. Podniesione po latach z kolan królestwo wciąż zajmowało drugą pozycję w Lidze, właściwie mogąc decydować o większości kierunków podążania organizacji.

Jednak wśród wielkiej trójcy pozostawało jeszcze jedno miejsce. Trzecia pozycja należała do Alberstrii. Państwa o niezwykłym potencjale. Doskonałej armii, kruszcach i ropie, której pożądali wszyscy. Kraju, który mógł przegonić cały kontynent. Przebić Królestwo Trzech Narodów i Melbork. Który z odpowiednim przywódcą, mógł być niepokonany.

Do tamtej pory uważałam, że pozycja Alberstrii w Lidze jest stabilna. Że niezmienny od lat układ sił odpowiada reszcie. Że jest czymś, czego żadne z państw nie postanowi zakwestionować. Jednakże gdzieś pomiędzy stoiskiem z mlecznymi shake'ami, a sprzedawaną na kawałki pizzą, zrozumiałam, jak bardzo się myliłam.

Dzień był upalny. Powietrze było duszne i tak gęste, że wręcz nienadające się do oddychania. Z ulgą kuliłam się w wąskim pasku cienia, mocząc palce stóp w zimnej wodzie. Wpatrywałam się w bawiącą się kilka metrów dalej Uległą. Dziewczyna z zaangażowaniem budowała zamek z piasku, uderzając plastikową łopatką we wszystko, co choćby próbowała się zbliżyć do jej dzieła ostatnich godzin. Jej Dominatka za wszelką cenę starała się posmarować plecy podopiecznej kremem z filtrem, ale tamat tylko kręciła głową, mrużąc swoje duże oczy.

-Nie chcę - piszczała, myśląc, że to jakiś rodzaj zabawy. - Chcę mieć opaleniznę!

Uległa wyglądała na najwyżej rok młodszą ode mnie. Jej beztroska i uradowanie było jednak niezwykle ujmujące. Patrzyłam na nią zastanawiając się, czy kiedykolwiek czułam i poczuję coś podobnego. Przypomniałam sobie działanie eufo. Przypomniałam sobie bliskość monarchy przy moim boku. Momenty, w których mogłam być całkowicie bezwolna, całkowicie nie zależna od siebie. Chwilę, kiedy on był moim Dominatem. Kiedy patrzył na mnie pełnym troski i zaniepokojenia spojrzeniem. Czułam się silna. Nie ze względu na własną potęgę, ale jego obecność.

-Napij się - wyrwał mnie z zamyślenia Victor, podając mi butelkę z wodą.

Spojrzałam na brata nieprzytomnie, próbując rozgryźć zawarte w słowach emocje. Wiedziałam, że chłopak widział scenę na korytarzach parlamentu. Wszyscy ją widzieli. I wszyscy wraz ze mną jej nie rozumieli.

-Nie chcę mi się pić - odparłam, przewracając się na drugi bok.

Wciąż próbowałam rozgryźć, dlaczego właściwie zgodziłam się pojechać z rodziną nad wodę. Dlaczego dałam się namówić na odsłonienie własnego, oszpeconego ciała na oczach wszystkich. Dlaczego przystałam na polecenie Victora i prośbę mamy, która nie chciała zostawić mnie w domu.

Redbraski SzpiegOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz