Bay
-Kochanie, serio chcesz teraz o tym rozmawiać? – zachichotała, zakrywając swoje ciało śnieżnobiałą pościelą. Był środek nocy, ale dziewczyny nie miały zamiaru spać. Po powrocie do domu zjadły makaron, który przygotowała Bay z Lee, a potem zajęły się sobą. Blondynka im nie przeszkadzała, gdy raz za razem dobierały się do siebie. Brunetka w pierwszej chwili oponowała przez swój okres, ale Chyler szybko złamała jej bariery – Tobie się zawsze ciężkie tematy odpalają w najciekawszych sytuacjach – uniosła lekko biodra, aby podciągnąć spodnie od piżamy, które irytowały ją ciągły zsuwaniem się.
-Dla ciebie zawsze jest ciekawa sytuacja, gdy chodzę przy tobie bez ubrań albo w ich ograniczonej ilości – Bay pokiwała głową, przyznając ukochanej rację. Nie było jednak jej winą to, że Chyler była po prostu przepiękną kobietą z seksownymi kształtami. W tamtym momencie dobrze je prezentowała, gdy układała swoje rzeczy w szafie ukochanej, mając na sobie jedynie krótkie luźne spodenki i sportowy stanik – Po prostu się nad tym ostatnio zastanawiałam. Nie musisz odpowiadać, jeśli nie chcesz.
-Z tego, co wiem, zaczęłam chodzić do psychologa, mając jakieś pięć czy sześć lat. Nie mogli znieść tego, że co noc budziłam się z krzykiem i wołałam o pomoc. Do tego zawsze widziałam więcej niż inni i strasznie ich tym irytowałam. Dla nich to, że gadałam z ludźmi, których oni nie widzieli, było... W sumie nie wiem, jak to określić. Bali się tego? Chyba naoglądali się w życiu za dużej ilości horrorów i zakładali, że pochłania mnie jakiś demon, który sprawi, że podetnę im gardła w nocy. Wiem, że lekarz uznał, że w takim wieku to bywa normalne i że powinni mi zapewnić większy kontakt z rówieśnikami. Zamiast tego zaczęli mnie karać za „gadanie do siebie" – podkreśliła to stwierdzenie, celowo tworząc cudzysłów w powietrzu za pomocą palców – Matka wyzywała od chorych, a ojciec zamykał mnie samą w pokoju. Nie umiałam sobie radzić z emocjami, więc często płakałam, co też było dla nich utrapieniem. Jak zaczęłam chodzić do szkoły, to spędzałam czas z ludźmi, uczyłam się grać, skupiałam się na nauce i jakoś to szło, gdy tylko mogłam się oderwać od myślenia. Tylko prawda taka, że nie było lepiej. Oni kłócili się coraz bardziej, gubiłam się w tym wszystkim i nawet Lee nie była w stanie mi pomóc. Zresztą, ona też była tylko dzieckiem, chociaż jak zwykle bardziej ogarniętym od wszystkich wokół. W pewnym momencie zaczęło do mnie docierać, jak bardzo nie pasuję do świata i nie mogłam sobie z tym poradzić. Chciałam być normalna Chyler, zachowywać się tak jak moi rówieśnicy. Sprawić, że bliscy będą ze mnie dumni albo że chociaż będą mnie tolerować. Gdy zrozumiałam, że nie umiem tego zrobić, poddałam się. Co zabawne, przygodę z autodestrukcją zaczęłam od razu od cięcia. Dopiero potem zrozumiałam, że były też na to inne sposoby. Robiłam sobie coś praktycznie codziennie przez ponad dwa lata, zanim matka zauważyła, że coś jest nie tak. Zawsze to ukrywałam, a ona nigdy nie wnikała, więc to był dla niej szok. Kolejny raz ją zawiodłam. Była wtedy zaraz po rozwodzie i bardzo jej nie pasowało to, że ojciec zostawił mnie z nią. Jednak, gdy zobaczyła moje pocięte ręce, uznała, że na nowo muszę chodzić do psychologa. Jako że autodestrukcja to był mój najmniejszy problem, zaproponowali psychiatrę, co sprawiło, że matka praktycznie oszalała. Od początku głosowała za tym, żeby oddać mnie do ośrodka. Twierdziła, że nie jest w stanie mnie upilnować, abym sobie niczego nie zrobiła. W końcu dopięła swego. To cała historia – lekko wzruszyła ramionami, gdy Chyler oparła się na szafie i wpatrywała się bezpośrednio w ukochaną – Jeszcze jakieś pytania?
-W psychiatryku było ciężej niż w domu? – Bay była pewna, że szatynka celowo stała dalej, aby przyglądać się jej reakcją. Ułożył już w szafie swoje ubrania i bieliznę, a w dłoniach dzierżyła jedynie buty, które dodatkowo przywiozła.
-W domu miałam Lee. W ośrodku zabrali mi ją na lata... – odruchowo podrapała się po karku. Czuła na sobie wzrok Chyler, ale ta nic nie mówiła. Bay była pewna, że kobieta rozumiała jej potrzebę odreagowania emocji – Pamiętam tylko te cholernie leki, które niszczyły mi głowę. Boże, jak bardzo chciałam po nich spać, jakby to miało sprawić, że przestaną działać. Nie dawali mi odpoczywać. Jak zostawałam w łóżku, wyrzucali mnie z niego. Jak zaczynałam się stawiać, budziłam się w pasach. Mieli nas za nic. Mnie i wszystkich innych chorych, a przez to wchodziliśmy sobie nawzajem na głowie. Wyobraź obie mieszankę nastolatków i młodych dorosłych na oddziale. Każdy z problemami z głową, dodatkowo pobudzany przez hormony i praktycznie odcięcie od rodziny. Byliśmy jak wyrzutki społeczeństwa, których nikt nie chciał. Zamknęli nas tam, aby móc zapomnieć, że istnieliśmy. To było, jak najgorsze więzienie, do którego mogliśmy trafić. Depresja, piromania, osobowość graniczna, rozdwojenie jaźni, schizofrenia, zaburzenia urojeniowe, ludzie ze skłonnościami socjopatycznymi i psychopatycznymi. Wilki i owce w jednym budynku. Z jednocześnie zerową prywatnością, aby odpocząć czy zrobić coś dla siebie, i taką wolnością, aby ktoś mógł na kogoś innego rzucić się z pięściami, a wokół nie było nikogo, kto by mógł zareagować. Większość z nas chciała po prostu żyć. Spotykać się ze znajomymi, wyjść na miasto, zrobić sobie dobrze, odetchnąć w spokoju. Tak... Sądzę, że było znacznie ciężej. Nie wiem, ja byłoby z matką, ale miałabym Lee i czas dla siebie. Może bym się wykończyła, może byłabym normalniejsza. Ciężko stwierdzić. Potem mnie przenieśli i tam już było... Normalniej? Z tego, co wiem, ojciec zapłacił za prywatny ośrodek. Nie wiem, czy to kwestia tego, czy ludzi, którzy tam byli. Oni serio chcieli nam pomóc. Pilnowali, abyśmy nie robili głupstw, ale jednocześnie dawali nam żyć. Mogłam widywać się z Lee, mieliśmy sporo zajęć kreatywnych i integracyjnych, wychodziliśmy czasami do okolicznej cukierni na lody i słodkie bułki. Pozwalali nam przebywać samodzielnie, chociaż często nas sprawdzali. Jednak rozumieli, że musimy czasami spędzać czas bez nadzoru. Dodatkowo mogłam wychodzić na miasto, jeśli odwiedzał mnie ktoś dorosły. Umawialiśmy się co jakiś czas z bratem takiej jednej laski. Zabierał nas w różne miejsca. Wiesz, że dzięki temu pierwszy raz z Lee byłyśmy w wesołym miasteczku? Avery była ode mnie rok starsza, więc z czasem zaczął wychodzić z nami również na imprezy, a raczej na jednego drinka na mieście. Czułyśmy się normalne Chyler. Nie byłyśmy jakimś przyjaciółkami, ale obiecałyśmy sobie, że wyjdziemy stamtąd i się pozbieramy. To było wyjątkowo trudne. Ona również trafiła do psychiatryka jako nastolatka. Nie chcieli nas tam trzymać na siłę, ale jednocześnie według nich nie umiałyśmy normalnie żyć w dorosłym świecie. Dużo pracy w to włożyłyśmy, ale obu nam się udało. Dopiero po wyjściu zrozumiałam, że mieli rację. Wiesz, jak dziwny jest świat, gdy nie było się jego częścią przez kilka lat? Nigdy do niego nie pasowałam, ale wtedy zrozumiałam to jeszcze bardziej. Lee starała się, jak mogła, abym przez to przeszła i te lata jakoś tak mijały.
![](https://img.wattpad.com/cover/331326235-288-k75264.jpg)
CZYTASZ
Will you give in to me?
RomanceBay od dziecka miała w życiu pod górkę. Lata spędziła próbując leczyć swoją chorą głowę, ale i tak na każdym kroku coś pchało ją w ramiona głębszej depresji. Czy, gdy pozna miłość swojego życia, uda się jej wygrać z chorobą i wszystkim co złe? Czy p...