Miłego weekendu <3
_________________________
Lee
-Zatłukę cię za to zaproszenie Chyler, po prostu uduszę – mamrotała sama do siebie, gdy szatynka się rozłączyła. Podała jej adres, kilkukrotnie dopytała czy na pewno mogła czekać na miejscu i czy Bay naprawdę była w stanie jechać na imprezę. Lee miała ochotę krzyczeć, że nie. Czuła w głębi siebie, że to mogło się źle skończyć. Obce miejsce i dużo ludzi, to aż się prosiło o jakąś aferę i atak paniki. Lee chciała wierzyć, że Chyler zapewni swojej partnerce spokój i, że razem dadzą radę ze wszelkimi nerwami, ale taka impreza to naprawdę dużo jak na głowę Bay – Jak coś się stanie... Obiecuję Chyler, że cię kurwa skrzywdzę – odrzuciła telefon na bok i zabrała się za przygotowywania do wyjścia. Musiała zrobić wszystko tak, aby Bay prezentowała się, jak najlepiej.
Był piątek wieczór. Bay cały tydzień spokojnie pracowała w dużej mierze, schodząc z oczu szefowej, gdy tylko miała taką okazję. Widziała, jak kobieta zabijała ją wzrokiem, ale starała się nie zwracać na to uwagi. Trzymała się w ryzach i była z siebie dumna, tym bardziej że zarówno Lee, jak i Chyler dzielnie jej kibicowały. Te kilka dni Bay spędziła głównie ze swoją przyjaciółką. Tylko raz spotkała się z szatynką, gdy ta miała czas zaraz po egzaminie. Świętowały dobrą ocenę seksem pod prysznicem w domu brunetki. Mimo tego dużo rozmawiały przez telefon, gdy tylko miały na to czas. Bay nie miała zamiaru naciskać. Sama czuła się przemęczona, gdy po dwóch tygodniach trafiła na nowo do pracy, a ściąganie do siebie stale uczącej się partnerki nie miało żadnego sensu. Najważniejsze były oceny szatynki i Bay nie miała zamiaru jakkolwiek się w to wtrącać. Chciała, aby ta mogła na spokojnie zdać egzaminy, by potem bez problemu świętować swoje urodziny. Wstępnie umówiły się na imprezę w piątek, na który Chyler specjalnie wzięła sobie wolne z pracy. Tydzień później w czwartek miały udać się na spotkanie z rodziną barmanki. Bay sama nie wiedziała, czego bardziej się bała. Obie opcje były dla niej nadmiernie przerażające. Jednak mimo tego, że Chyler nie wymagała jej obecności, wiedziała, że powinna była z nią pójść. Nie była to kwestia jakiegokolwiek przymusu czy tego, że były w związku. Bay za wszelką cenę chciała pokazać sobie i innym, że mogła żyć jak normalny człowiek.
-Jezu, nie teraz. Śpieszymy się – westchnęła Lee, unosząc telefon, który tamtego dnia wyjątkowo często wibrował. Irytowało ją to. Miała dużo na głowie, a to stale rozpraszało. Gdy jednak zobaczyła kto dzwonił, od razu odebrała – Coś ważnego? Bay ma kurewsko ważną imprezę, a mi zaraz serce stanie z nerwów. Właśnie próbuję znaleźć idealne buty na dziś. Zastanawiam się, czy...
-Czyli mogę jej matce powiedzieć, że wszystko ok? – rzucił mężczyzna, przez co Lee głośno zaklęła. Bay nie utrzymywała kontaktów z rodzicielką od rozmowy, która doprowadziła ją do kolejnego epizodu depresyjnego. Lee codziennie się modliła, żeby kobieta nie zadzwoniła. Wysłała jej nawet kilka wiadomości w imieniu Bay, że wszystko było ok i żeby dała jej trochę spokoju. Wiedziała jednak, że matka przyjaciółki była z tych, co zawsze dążyły do swojego celu, nawet wbrew wszystkiemu innemu wokół. Narzekała na swojego byłego męża, że był apodyktyczny, ale w sobie nigdy tego nie widziała. Dla Lee oboje byli skreśleni i jako rodzice, i jako ludzie. Blondynka nigdy nie rozumiała, jak z dwóch tak beznadziejnych osób mogła powstać Bay. Wiedziała jednak za dobrze, jak zniszczyli oni swoje dziecko i jak Bay w dużej mierze przez nich żałowała, że się urodziła. Jak Lee się nad tym dłużej zastanawiała, rozumiała, że nie był to błąd tylko ich. Rodziny, z których pochodziła Bay, były strute już od pokoleń i każdy ich członek miał coś nie ta z głową. Na nieszczęście w brunetce skondensowało się wiele złego i to ona od dziecka wykazywała problemy natury psychicznej. Gdyby tak jak inni po prostu była złym człowiekiem, pewnie nawet byliby z niej dumni – Dzwoniła do mnie rano. Szczerze ci powiem, że się wystraszyłem. Bałem się, że coś się wam stało – pokręciła oczami, słysząc jego słowa. Największa obłudą ze strony zarówno jej ojca, jak i matki Bay było to zamartwianie się o swoje dzieci. Lee nie rozumiała, dlaczego po prostu nie mogli pozwolić im zniknąć. Jakby robili te głupie pozory, bo musieli, bo przecież im nie wypadało żałować tego, że potomstwo im nie wyszło. Lepiej było skazać dzieci na porażkę, niż szczerze przyznać, że świat bez nich byłby mniejszym utrapieniem.
![](https://img.wattpad.com/cover/331326235-288-k75264.jpg)
CZYTASZ
Will you give in to me?
RomanceBay od dziecka miała w życiu pod górkę. Lata spędziła próbując leczyć swoją chorą głowę, ale i tak na każdym kroku coś pchało ją w ramiona głębszej depresji. Czy, gdy pozna miłość swojego życia, uda się jej wygrać z chorobą i wszystkim co złe? Czy p...