81 - Odwiedziny w szpitalu

163 9 1
                                    

Podczas gdy jedli drugie śniadanie, z Hogwartu przybyły ich kufry, więc wybierając się do Szpitala Świętego Munga, mogli się przebrać w mugolskie ubrania. Wszyscy prócz Harry'ego byli w dobrych humorach i paplali wesoło, przebierając się w dżinsy i bluzy. Ja również się cieszyłam że będę mogła zobaczyć Pana Artura, ale nie wiedziałam czy inni mnie tam chcieli.

Powitali ze śmiechem Tonks i Szalonookiego, którzy pojawili się, by ich przeprowadzić przez Londyn

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Powitali ze śmiechem Tonks i Szalonookiego, którzy pojawili się, by ich przeprowadzić przez Londyn. Ogólną wesołość wzbudził melonik Moody'ego, założony tak, aby zakrył jego magiczne oko; kpili sobie, że Tonks, która znowu miała krótkie różowe włosy, będzie w metrze zwracała o wiele mniejszą uwagę niż on.
Na szczęście wysiadali na następnej stacji, w samym sercu Londynu, i w zamieszaniu przy wysiadaniu z wagonu Fred i George wyprzedzali wszystkich oddzielając od Tonks od Harrego. Pojechali za nią schodami ruchomymi w górę, Tonks na przedzie, Moody z tyłu grupy, w meloniku nasuniętym na czoło, z sekatą dłonią wsuniętą między płaszcz, pod którym ściskał różdżkę.

- Nie daleko stąd - mruknął Moody, kiedy wyszli mroźne powietrze, na szeroką ulicę z mnóstwem sklepów zatłoczoną ludźmi robiącymi świąteczne zakupy. Popchnął Harry'ego przed siebie, kuśtykając tuż za nim zapewne tocząc wokoło okiem ukrytym pod rondem melonika. - Nie było łatwo znaleźć dobre miejsce na szpital. Przy Pokątnej nie ma tak dużych domów, a nie mogliśmy umiejscowić go pod ziemią, jak ministerstwo, ze względów zdrowotnych. W końcu udało się nabyć odpowiedni budynek tutaj. Założenie było takie, że chorzy czarodzieje będą mogli wchodzić i wychodzić, mieszając się z tłumem...
Jesteśmy na miejscu - rzekł chwilę później.

Stanęli przed dużym, staroświeckim domem handlowym. Zbudowany był z czerwonej cegły, a nad drzwiami widniał ledwo czytelny napis: „Purge & Dowse Ltd". Nie wyglądał zachęcająco: w oknach wystawowych straszyło kilka podniszczonych manekinów w przekrzywionych perukach, prezentujących modę sprzed przynajmniej dziesięciu lat. Wielkie napisy na wszystkich zakurzonych drzwiach głosiły: ZAMKNIĘTE Z POWODU REMONTU. Harry dosłyszał, jak przechodząca obok nich tega kobieta, obladowana plastikowymi torbami, mówi do swojej towarzyszki: „Tu wiecznie jest zamknięte".

- W porządku - powiedziała Tonks, pokazując im gestem, by stanęli przed oknem wystawowym z tylko jednym, wyjątkowo brzydkim manekinem kobiety z odpadającymi sztucznymi rzęsami, reklamującym zielony nylonowy fartuch.
- Wszyscy gotowi?

Kiwnęli głowami, otaczając ją ciasnym kręgiem. Moody znowu szturchnął Harry'ego w plecy, wypychając go naprzód, a Tonks prawie przywarła do szyby, spojrzała na obrzydliwy manekin i powiedziała, zasnuwając szybę parą:
- Cześć... Przyszliśmy do Artura Weasleya.

Harry pomyślał, że Tonks ma jednak naprawdę bzika, skoro na ulicy pełnej ryczących autobusów i zgiełku tysięcy ludzi robiących zakupy przemawia do manekina przez grubą szybę. Potem uświadomił sobie, że manekiny i tak niczego nie słyszą. W następnej chwili ze zdumienia otworzył usta, bo manekin lekko kiwnął głową i jednym palcem, a Tonks chwyciła Ginny i panią Weasley pod ramię, przeszła z nimi przez szybę i znikła.

My nie lubimy Gryfonów / George Weasley Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz