93 - Powrót do domu?

116 6 1
                                    

Podczas mojego spaceru zauważyłam Harrego. Zszedł po marmurowych schodach do sali wejściowej, gdy z drzwi po prawej stronie, wiodących do pokoju wspólnego Ślizgonów, wyłonił się Malfoy w towarzystwie Crabbe'a i Goyle'a. Harry znieruchomiał, to samo zrobili oni. Przez kilka chwil słychać było tylko okrzyki, śmiechy i pluski, napływające z błoń przez otwarte drzwi frontowe.

Malfoy rozejrzał się szybko. Sprawdza, czy w pobliżu nie ma któregoś z nauczycieli. Potem spojrzał na Harry'ego i powiedział cicho: Jesteś już martwy, Potter.
Harry uniósł brwi.
- To zabawne... chyba powinienem przestać chodzić.... - Malfoy był wyraźnie wściekły, i to tak, jak nigdy przedtem. Harry poczuł coś w rodzaju satysfakcji na widok tej bladej, wykrzywionej złością twarzy. Ja tylko stałam i patrzyłam jak chłopcy mordują się wzrokiem.
- Zapłacisz za to -wycedził Malfoy prawie szeptem. - Już moja głowa w tym, żebyś zapłacił za to, co zrobiłeś mojemu ojcu.
- Ale się przestraszyłem Lord Voldemort to tylko rozgrzewka w porównaniu z wami trzema...- Pewnie dodał, widząc, że wzdrygnęli się na dźwięk tego nazwiska. - Co z wami?  Chyba się go nie boisz? Przecież to kumpel twojego taty, Malfoy, nie?
- Uważasz się za wielkiego gieroja, Porter- rzekł Malfoy, podchodząc bliżej. - Ale poczekaj. Jeszcze cię dorwe Nie pozwolę, by przez ciebie mój ojciec wylądował w Azkabanie...
- Myślałem, że już tam jest.
- Dementorzy opuścili Azkaban - powiedział cicho Malfoy- Mój tata i inni wkrótce będą na wolności...
- No jasne. Ale przynajmniej wszyscy się dowiedzieli, jakie z nich szumowiny...

Malfoy sięgnął po różdżkę, ale Harry był szybszy. Wyciągnął swoją, gdy Malfoy dopiero wsuwał rękę do wewnętrz nej kieszeni szaty.
- Potter!
Głos potoczył się echem po sali wejściowej. Snape pojawił się na szczycie schodów prowadzących do jego gabinetu w podziemiach.
- Co ty robisz, Potter? - zapytał Snape zimnym jak zwykle głosem, podchodząc do nich.
- Namyślam się, jaką klątwę rzucić na Malfoya, panie profesorze- odrzekł Harry ze złością.

- Namyślam się, jaką klątwę rzucić na Malfoya, panie profesorze- odrzekł Harry ze złością

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Snape utkwił w nim wzrok.
- Natychmiast odłóż tę różdżkę. Gryffindor traci dzie.... - Spojrzał w stronę wielkich klepsydr wiszących na ścianie i uśmiechnął się szyderczo.- Ach, widzę, że już nic nie można odjąć Gryffindorowi bo nie ma żadnych punktów. W takim razie, Potter, będziemy musieli...
- Trochę ich dodać?

W drzwiach frontowych pojawiła się profesor McGonagall. W jednej ręce niosła torbę w kolorową kratę, w drugiej trzymała laskę, na której się wspierała, ale poza tym wyglądała całkiem nieźle.
- Profesor McGonagall!- Snape ruszył ku niej. - Jak widzę, opuściła już pani Szpital Świętego Munga!
- Tak, profesorze Snape-  powiedziała McGonagall, zrzucając z ramion pelerynę podróżną. - Czuję się jak nowo narodzona. Wy dwaj.. Crabbe.. Goyle.. - Wezwała ich do siebie władczym gestem. Podeszli, powłócząc nogami jak goryle i łypiąc na nią ze strachem.- Weźcie to - rozkazała, rzucając torbę Crabbe'owi, a pelerynę Goyle'owi -i zanieście do mojego gabinetu.

Odwrócili się i powlekli w górę po marmurowych schodach.
- No więc uważam - powiedziała profesor McGonagall, patrząc na klepsydry-  że Potter i jego przyjaciele powinni zarobić po pięćdziesiąt punktów dla swojego domu za ostrzeżenie wszystkich o powrocie Sam-Wiesz-Kogo. Zgadza się pan ze mną, profesorze Snape?
- Co?-warknął Snape, choć Harry był pewny, że dobrze to usłyszał. - Och... no... chyba...
- A więc po pięćdziesiąt dla Portera, obojga Weasleyów, Longbortoma i panny Granger- powiedziała profesor McGonagall i grad czerwonych rubinów opadł do dolnej połowy klepsydry Gryffindoru.- Aha... i pięćdziesiąt dla panny Lovegood... A pan, profesorze, chciał odjąć dziesięć za Portera, więc...

My nie lubimy Gryfonów / George Weasley Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz