86 - Quidditch to tylko gra

131 6 0
                                    

Pov: Narrator

Po treningu do wielkiej sali weszła Ginny, również okropnie ubłocona i tak samo ponura jak Ron.
- Próbuję ci tylko pomóc zrozumieć, jak się wtedy czuła.
- Powinnaś napisać książkę -powiedział Ron, pochłaniając pieczone ziemniaki. - Taką, w której byś wyjaśniła chłopakom, co znaczą te wszystkie dziwactwa, które wyprawiają dziewczyny.
- Słusznie zgodził się żywo Harry, spoglądając w stronę stołu Krukonów.

Cho właśnie wstała i wyszła z Wielkiej Sali, nadal nie zaszczycając go spojrzeniem. Zrobiło mu się przykro, ale zwrócił się do Rona i Ginny.
- Jak tam trening?
- To był koszmar - odrzekł smętnie Ron.
- Och, daj spokój - powiedziała Hermiona, patrząc na Ginny. - Jestem pewna, że nie było aż tak...
- Było  - mruknęła Ginny. -Dno. Pod koniec Angelina byla bliska płaczu.

Po zjedzeniu kolacji Ron i Ginny poszli się wykąpać

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Po zjedzeniu kolacji Ron i Ginny poszli się wykąpać. Harry Hermiona wrócili do pełnego uczniów pokoju wspólnego i do swoich zwykłych stert zadań domowych. Harry przez pół godziny mozolił się nad nową mapą nieba na astronomie, gdy pojawili się Fred i George.

- Nie ma tu Ginny i Rona? - spytał Fred, rozglądając się i przysuwając sobie krzesło, a kiedy Harry pokręcil przecząco głową, dodał: - To dobrze. Obserwowaliśmy ich trening. To będzie rzeź. Bez nas są beznadziejni.
- Nie przesadzaj, Ginny nie była taka zła- powiedział George, siadając obok niego. - I nie wiem, gdzie się tego nauczyła, bo nigdy nie pozwalaliśmy jej z nami grać....
- Odkąd skończyła sześć lat, włamywała się do waszej szopy w ogrodzie i brała po kolei wasze miotły, kiedy nikt nie widział-  powiedziała Hermiona zza chwiejnego stosu książek o starożytnych runach.
- Aha- mruknął George bez specjalnego przejęcia. - No... to jest jakieś wyjaśnienie.
- Czy Ron obronił już jakiegoś gola? zapytała Hermiona, wyglądając znad Magicznych hieroglifów i logogramów.
- Broni, kiedy myśli, że nikt na niego nie patrzy - odrzekł Fred, spoglądając wymownie w sufit.- W sobotę musimy tylko poprosić widzów, żeby się odwrócili plecami i zajęli rozmową za każdym razem, kiedy kafel pomknie w jego stronę.

Wstał i podszedł do okna, patrząc w dal ponad ciemnymi błoniami.
- Wiecie co? Quidditch to jedyna rzecz, dla której warto było tu zostać.- Hermiona spojrzała na niego surowo.
- Czekają was egzaminy!
- Już ci mówiłem, gdzie mamy owutemy. Bombonierki są gotowe, znaleźliśmy też sposób na te czyraki, wystarczy parę kropel wyciągu ze szczuroszczeta i po krzyku, Lee nas na to naprowadził...

George ziewnął szeroko i spojrzał ponuro na zachmurzone nocne niebo.
- Nawet nie wiem, czy mam ochotę oglądać ten mecz. Jak Zachariasz Smith będzie lepszy, to się chyba zabiję.
- Lepiej zabij jego - doradził mu stanowczo Fred.
- I to jest właśnie problem z quidditchem-  zauważyła Hermiona, znowu pochylona nad tłumaczeniem runów.- Rodzi negatywne emocje i napięcia między domami.- Zaczęła się rozglądać za Sylabariuszem Spellmana i zauważyła, że Fred, George i Harry patrzą na nią z mieszaniną odrazy i niedowierzania na twarzach.- A co, może nie? Przecież to tylko gra, prawda? prychnęła.
- Hermiono- powiedział Harry, kręcąc głową- na pewno znasz się na emocjach i w ogóle, ale ty po prostu nie rozumiesz quidditcha.
- Może i nie - przyznała ponuro - ale przynajmniej moje szczęście nie zależy od umiejętności bramkarskich Rona.
- Gdyby nie quidditch nie byłbym z Izabel.- zauważył zamyślony George jakby nie słyszał wypowiedzi Hermiony.
- Możliwe. A gdzie teraz jest?
- Z dziewczynami u siebie. Mają piżama party.
- Gdyby nie ich piżama party w sumie też. Pamiętasz jak ja w kuchni w nocy spotkałeś?- zaśmiał się Fred.
- Ciężko zapomnieć.

Hermiona wychyliła się jeszcze raz zza książek

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Hermiona wychyliła się jeszcze raz zza książek.
- A Izabel nie ma nic przeciwko że nie chcecie pisać egzaminów?
- Oczywiście że nie.- odpowiedzieli równocześnie.
- Nawet nam pomaga ostatnio.- dodał chłopak ślizgonki.
- Taki prezent na święta dostaliśmy, że do tej pory się nie mogliśmy pozbierać.- zaśmiał się starszy bliźniak kręcąc się po pokoju.
- Jaki prezent?- zapytał z ciekawością Harry.
- Lokal.- wydusił George.
- Lokal? Jaki lokal?- zapytała Hermiona
- Kupiła nam lokal na nasz interes.
- Dostaliśmy paczkę z kluczami i aktem własności.
- I za nic nie chciała słyszeć odmowy.
- A my siedzieliśmy jak kołki przez następną godzinę wgapieni w durny papier.- opowiadali na zmianę bliźniacy a młodsi Gryfoni słuchali z szeroko otwartymi oczami i ustami.
- Ale.. przecież ...to musiała być fortuna.- jąkała się Hermiona.
- Bo jest. Piętrowy budynek na Pokątnej to nie byle co.- mówił szczęśliwy Fred ale w środku czuł się dziwnie. Obaj się tak czuli. Dostali coś bardzo drogiego, a dziewczyna zachowywała się tak jakby im kupił pudełko czekoladowych żab a nie dom.
- Skąd na to wzięła pieniądze?- zdziwił się Harry sam dał bliźniakom tysiąc galeonów co było dużo, ale taki prezent musiał kosztować więcej.
- Harry jakbyś nigdy nie wiedział że Malfoy'owie są nadziani.- zażartował Fred
- No tak, ale ona już.. myślałem, że nie utrzymują jej rodzice.
- Bo tak jest. Ale ma własną skrytkę w banku wypełnioną pieniędzmi i jakimiś drogocennymi rzeczami. Podobno matka tak ją zabezpieczyła, ale nie wiadomo czy Malfoy też taką ma.- tłumaczył George.

Reszta rozmów zeszła na quidditcha. Najlepsze, co można powiedzieć o tym meczu, to to, że był krótki: kibice Gryfonów musieli znieść tylko dwadzieścia dwie minuty męki. Trudno powiedzieć, co było najgorsze. Według Harry'ego o pierwsze miejsce ubiegały się trzy epizody: puszczenie czternastego gola przez Rona, cios w twarz zadany Angelinie przez Slopera pałką, którą zamierzał odbić tłuczka, i żałosne zachowanie Kirke'a, który wrzasnął ze strachu i spadł z miotły, kiedy zobaczył Zachariasza Smitha lecącego na niego z kaflem. Cudem było to, że Gryffindor przegrał różnicą tylko dziesięciu punktów, bo Ginny udało się złapać znicza tuż pod nosem Summerby'ego, szukającego Puchonów, tak że ostateczny wynik to
dwieście czterdzieści do dwustu trzydziestu dla Hufflepuffu. Mimo takiej porażki Angelina nie pozwalała zrezygnować Ronowi. Harry doceniał wiarę, jaką Angelina wciąż pokładała w Ronie, ale pomyślał, że uczciwiej by było pozwolić mu odejść z drużyny. Ron opuścił boisko przy akompaniamencie hymnu „Weasley jest naszym królem", wyśpiewywanego z wielkim zapałem przez Ślizgonów, którzy byli teraz faworytami Pucharu Quidditcha.

Pojawili się Fred i George.
- Nawet nie mam serca ponabijać się z niego- rzekł Fred, patrząc na skurczoną postać Rona. - Chociaż jak puścił tego czternastego... Zamachał dziko rękami, jakby płynął pieskiem. No dobra, zachowam to na jakąś  balange...
- I w tym roku to Izy przytuli Puchar Quidditcha.- mruknął George.
- A ty nie powinieneś wspierać swojej dziewczyny. To nie rycerskie podchodzić do jej zwycięstwa tak markotnie.- dogryzł bratu.- Przynajmiej jest mniej fauli od kiedy ona jest kapitanem i dobrze trenuje drużynę. Nie zaprzeczysz że jest świetna na boisku.
- Albo nasza drużyna jest tak beznadziejna.
- Bo nie ma w niej nas i Harrego.

- Bo nie ma w niej nas i Harrego

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
My nie lubimy Gryfonów / George Weasley Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz