95 - Wieczysta przysięga

165 8 0
                                    

Pov: Narrator

  Słychać było tylko cichy szmer czarnej wody i nie było widać żywego ducha poza wychudłym lisem, który chyłkiem zbiegł na brzeg rzeczki, obwąchując z nadzieją jakieś stare opakowanie po rybie z frytkami.
  Nagle rozległo się ciche pyknięcie i na brzegu rzeczki pojawiła się znikąd zakapturzona postać. Lis zamarł, utkwiwszy czujne oczy w tym dziwnym zjawisku. Przez chwilę postać jakby badała swoje położenie, a potem ruszyła lekkimi, szybkimi krokami, szeleszcząc ocierającą się o trawę peleryną.

Minęło zaledwie parę sekund i z nieco głośniejszym pyknięciem zmaterializowała się druga postać.
- Zaczekaj!
Ostry okrzyk wystraszył lisa, który przyczaił się w wysokiej trawie. Wyskoczył ze swojej kryjówki i czmychnął w górę skarpy. Rozbłysło zielone światło i lis padł martwy na ziemię. Druga postać odwróciła zwierzę czubkiem buta.
- To tylko lis. - powiedział spod kaptura lekceważąco kobiecy głos. - Myślałam, że to auror.. Cyziu, poczekaj!

Ale pierwsza postać, która zatrzymała się by spojrzeć za siebie, gdy rozbłysło zielone światło, już wspięła się po skarpie.
- Cyziu... Narcyzo... posłuchaj...
- Zostaw mnie, Bello!
- Musisz mnie wysłuchać!
- Już cię wysłuchałam. I już podjęłam decyzję. Zostaw mnie!
  Narcyza wspięła się na szczyt skarpy, gdzie stare żelazne ogrodzenie oddzielało rzekę od wąskiej brukowanej uliczki. Bella nie dała za wygraną. Stały teraz obok siebie, patrząc na długie rzędy zrujnowanych ceglanych domów o pustych, ciemnych oknach.
- On tutaj mieszka? - zapytała Bella pogardliwym tonem. - TUTAJ? W tym mugolskim gnojowisku? Chyba jeszcze nigdy moga nikogo z naszych nie stanęła w tym..
  Ale Narcyza jej nie słuchała; prześlizgnęła się przez wyrwę w przerdzewiałym płocie i przechodziła już szybko przez ulicę.
- Cyziu, zaczekaj!
Bella ruszyła za nią, łopocząc połami peleryny. Narcyza weszła w wąskie przejście między dwoma domami wiodące do drugiej, niemal identycznej uliczki. Niektóre z latarni były uszkodzone i między kręgami wątłego światła ziały plamy ciemności. Bella dogoniła kobietę, gdy ta skręciła już w kolejne przejście między domami; tym razem zdołała schwycić ją mocno za ramię i obrócić, tak że stanęły twarzą w twarz.
- Cyziu, nie rób tego, jemu nie można ufać..
- Ale Czarny Pan mu ufa, prawda?
- Czarny Pan.. on chyba... myślę, że on się myli - szepnęła Bella, a jej oczy rozbłysły przez moment pod kapturem, gdy rozejrzała się szybko, by sprawdzić, czy aby na pewno nikt nie podsłuchuje. - W każdym razie nie wolno nam nikomu mówić o tym planie. To  zdrada Czarnego Pana...
- Odczep się, Bella! - warknęła Narcyza i wyciągnęła spod peleryny różdżkę, celując nią w jej twarz. Bella tylko się roześmiała.
- Cyziu, własną siostrę? Nie zrobiłabyś...
- Nie ma już niczego, czego bym nie zrobiła! - wydyszała kobieta, a w jej głosie zabrzmiała nuta histerii. Nagle opuściła różdżkę w dół, jakby zamierzała nią dźgnąć siostrę jak nożem. Błysnęło. Bella puściła jej ramię, jakby ją oparzyło.
- NARCYZO!
Ale Narcyza pobiegła już dalej. Wreszcie wbiegła w uliczkę, której nazwa, jak dało się odczytać z pordzewiałej tabliczki, brzmiała: Spinner's End.

Zapukała do drzwi, zanim dogoniła ją klnącą pod nosem Bella. Stanęły razem, lekko zadyszane, czekając i wdychając zgniłą woń rzeki, którą nocny wiatr przynosił aż tutaj. Po kilku chwilach usłyszały czyjeś kroki i drzwi
się uchyliły. Przez wąską szczelinę ujrzały wynędzniałego mężczyznę z długimi, czarnymi włosami, opadającymi na
ziemiste policzki i czarne oczy.

Narcyza odrzuciła kaptur. Była tak blada, że zdawała się jaśnieć w ciemności.
- Narcyza!- zawołał cicho mężczyzna, uchylając drzwi nieco bardziej, tak że światło padło na nią i na jej
siostrę.
- Cóż za miła niespodzianka!
- Severusie - wyszeptała z przejęciem.-
Musimy porozmawiać. To pilna sprawa.
- Ależ oczywiście.

My nie lubimy Gryfonów / George Weasley Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz