Przez noce nękały mnie koszmary, widziałam Draco który ze znakiem na przedramieniu zabija. Każdej nocy mój brat stał nad zimnym ciałem innej osoby z różdżką w ręku. Z początku był to Dumbledor, ale potem było gorzej. Hermiona, Ron, Harry, George, reszta moich przyjaciół i członków zakonu. Te sny mnie paraliżowały, nie krzyczałam, nie płakałam po prostu się budziłam z myślą że Draco musi kogoś zabić. Tak było do dziś, gdy to ja stałam na wprost brata śmierciożercy a wokół nie było nikogo. Zalana łzami patrzyłam w chłodne i wyprane z emocji oczy. To ja miałam dzisiaj umrzeć. Próbowałam wyciągnąc do niego rękę, odezwać się, ale nie mogłam. Po prostu stałam i czekałam na koniec.
Chwilami zapominałam że to koszmary. Twarze i otoczenia były tak realne, tak prawdziwe że nie mogłam odwrócić spojrzenia od martwych oczu ofiar. Ofiar, które skalały duszę mojego młodszego brata.Podniósł różdżkę, wycelował we mnie patrząc mi prosto w oczy. Był.. taki zimny, taki inny. Nie widziałam w nim chłopaka z którym wspinałam się po drzewach w ogrodzie. Dziecka które prosiło mnie o przeczytanie ulubionej bajki o smokach czy brata z którym się ścigałam na miotłach. Była tylko pustka. I coś mi przebiegło przez myśl zanim nocna mara wypowiedziała zaklęcie.
To nie mój brat.
Avada kedavra.
Obudziłam się tak nagle że nie mogłam złapać oddechu, chciałam krzyczeć, chciałam płakać. Coś rozrywało mnie od środka. Zeszłam z łóżka uważając by nie obudzić George'a i poszłam do łazienki. A przez zaklęcie wyciszające mogłam wylewać swój żal. Nie wiem jak długo tam siedziałam. Po prostu byłam tam by móc wyzwolić wszystkie emocje, by w dziań pokazywać chłopcom tak dobrze wyuczony uśmiech.
Gdy skończyłam płakać umyłam twarz i weszłam po cichu do kuchni. Jeszcze nigdy podczas moich koszmarów nie obudziłam George'a, pracowali cały dziań z Fredem i choć sprawia im to przyjemność nie znaczy że się nie męczą, choć próbują to ukryć. Tak samo jak ja. Nie chcemy martwić siebie nawzajem.
Nalałam sobie szklankę wody oparłam się o blat patrząc przez okno, na ponure ulice. Gdy ciepłe ciało przytuliło się do mnie, przestraszona zrzuciłam szklankę z blatu.
- Cholera.- szepnęłam spojrzałam na rozbite szkło i kałużę na podłodze.
- Przepraszam. Zaraz to posprzątam.- odsunął się ode mnie rudzielec i przemknął przez pomieszczenie i wrócił z różdżką w ręku. Jednym ruchem posprzątał bałagan.
- Nie chciałem cię przestraszyć. Czemu nie śpisz?- złapał mnie za rękę i spojrzał w oczy, mimo że było ciemno doskonale go widziałam.
- Koszmar.- odparłam cicho.
- Mam cię utulić do snu, przytulić czy może znowu będziesz tłuc nasze naczynia? - uśmiechnął się ciepło do mnie a ja oddałam uśmiech. Nie był sztuczny. Nic nie mówiąc przytuliłam się do chłopaka.- Dziwne że Fred się nie obudził.
- Czy dalej gniewajcie się na Percy'ego?- zapytałam po czasie.
- Co to za pytanie?
- Zwyczajne. Chcę wiedzieć.
- Jest naszym bratem, rodziną, ale zostawił nas na rzecz durnej pracy. Czy taka odpowiedź cię usatysfakcjonowała?
- Chyba... Georgie
- Hmm
- Martwię się o mojego brata.
- A więc stąd to pytanie. Eh.. To chyba wyrozumiałe że się o niego martwisz. Choć to szuja.
- Ale i tak go kocham, nic tego nie zmieni.
- Wiem. On ci się śnił?- chłopak odsunął się na tyle by zobaczyć moją twarz, ale ja nic nie powiedziałam. Zmarszczył tylko brwi i podniósł w stylu panny młodej.
- Wracajmy do spania Kochanie.
Położył mnie na swojej piersi tak bym mogła zasypiać słysząc jego serce. Tak jak pierwszej nocy spędzonej tu. Powiedział wtedy że bije ono dla mnie.
- Kocham cię George.
- Ja ciebie bardziej Izy.
CZYTASZ
My nie lubimy Gryfonów / George Weasley
FanfictionRozdziały pojawiają się w weekendy. W wakacje, ferie oraz święta mogą pojawić się częściej. Początek - 25.08.2022 Koniec - ?? Przed korektą. Izabela Malfoy, czystokrwista ślizgonka, uczęszczająca do Hogwartu, która ma na pieńku z pewnymi bliźniakami...