54 - Spotkanie z Zakonem Feniksa

226 11 5
                                    

(Harry Potter i Zakon Feniksa)

Siedziałam z bliźniakami w ich pokoju. Fred majstrował przy uszach dalekiego zasięgu, a ja siedziałam przytulona do George'a na jego łóżku. Od kiedy się dowiedział że palę razem z bratem zajmują mój czas i myśli.
- A co powiesz o „Bombonierce Lesera" ?
- Całkiem nieźle.- odpowiadali sobie bracie.
- To taka szkolna apteczka na wypadek nudnych lekcji i sprawdzianów?- zapytałam.
- Tak!! Musimy wymyślić więcej produktów do niej.- krzyknął Fred.
- Ja tego testować nie będę!- kszyknełam ze śmiechem.

- Ej słyszycie to?
- Ale co?- zapytali jednocześnie.
- Tak jakby krzyk Harrego.
- No, no. Wreszcie o przyprowadzili.
- I się wkurza że nik mu nie nie mówi.
- Hej Freddie? Uszy dalekiego zasięgu działają?
- Właśnie skończyłem naprawiać.
- Chyba dostarczymy Harremu trochę informacji. Widzimy się w pokoju Rona Izy.- i teleportowali się, co i mnie zaczęło wkurzać. Teleportowałam się przed drzwi pokoju i słyszałam jak chłopaki się witają.

- Harry.
- Usłyszeliśmy twój słodki głosik.- weszłam do pokoju.
- Nie umiecie używać drzwi? Miło cię widzieć Harry.

- Nie umiecie używać drzwi? Miło cię widzieć Harry

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- Używanie drzwi jest nudne.- zbyli mnie.
- Nie dusz w sobie złości chłopie. Pokrzycz sobie.
- A kiedy się już nawydzierasz.
- To może dowiesz się czegoś o wiele ciekawszego.
- Super czyli znowu idziemy podsłuchiwać.- założyła ręce na siebie i wyszłam na schody, reszta gromadki za mną.

Harry, Hermiona, Ron, ja i bliźniacy staliśmy przy barierce, a Fred spuszczał ich wynalazek na parter.

- Jeśli ktokolwiek ma prawo wiedzieć to właśnie Harry

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- Jeśli ktokolwiek ma prawo wiedzieć to właśnie Harry. Gdyby nie Harry, gdyby nie on nie mielibyśmy pojęcia, że Voldemort.. - Fred zagłuszył słowa Syriusza przykładając sztuczne ucho do swojego - On nie jest dzieckiem Molly.
- Ale dorosły też nie jest. To nie James Syruszu.- odpowiedziała pani Weasley.
- Nie jest twoim synem.
- Ale tak jakby nim był. Nie ma przecież rodziny.
- Hej Ginny.- Harry zwrócić się do rudowłosej dziewczyny.
- Ma mnie.- powiedział wuj.
- Bardzo wzruszająca deklaracja Black. Może Potter wyrośnie na przestępcę jak jego ojciec chrzestny.- powiedział zimny głos, a we mnie się aż zagotowała. Temat rzekomej zbrodni Syriusza działał na mnie jak płachta na byka.
- Nie wtrecaj się śmierdzielu..
- Snape należy do Zakonu?- zapytał Harry
- Niestety.- odpowiedział jego przyjaciel. Na dole zwisającym uchem zainteresował się krzywołap, który złapał za nie z zamiarem zabawy. Jak dobrze że Silver został u mnie w pokoju.
- Zostaw to!- krzyknął szeptem Fred
- Krzywołap nie ruszaj!- tym razem to Hermiona krzyknęła
- Ty głupi kocie zostaw to!
- Masz to zostawić!- cóż ani krzyki Hermiony ani Freda nic nie skutkowały.
- Puszczaj!- znowu zawołał chłopak.
- Ciągnij bardziej. - powiedział jego bliźniak.
- Zostaw to!- Hermiona krzyknęła ostatni raz zanim kot zerwał ucho z linki i poszedł sobie.
- Niecierpię tego rudzielca.- westchnął Ron
- A głupi sierściuch.- powiedziała wkurzona dziewczyna na co jej rudy przyjaciel się zaśmiał.

- Chodźcie, zjemy na dole w kuchni.- powiedziała Pani Weasley, młodsi schodzili ze schodów za to my teleportowaliśmy się, ale ja o kilka kroków bliżej kuchni. Pani Weasley krzyknęła przestraszona, bo jej synowi teleportowali się tuż obok niej.

- Tylko dlatego że wolno wam używać magi, nie znaczy że możecie machać różdżkami na prawo i lewo!- krzyczała kiedy chłopaki uciekali do kuchni

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

- Tylko dlatego że wolno wam używać magi, nie znaczy że możecie machać różdżkami na prawo i lewo!- krzyczała kiedy chłopaki uciekali do kuchni.

Była to piwnica ze ścianami z grubo ciosanych kamiennych bloków, odrobinę mniej ponura niż hol, oświetlona blaskiem ognia płonącego na wielkim palenisku. W powietrzu zalegały kłęby dymu, przez który ledwo było widać żelazne garnki i patelnie zwisające z ciemnego sklepienia. Stłoczono tu mnóstwo krzeseł, zapewne na posiedzenie, a pośrodku stał długi stół, zawalony zwojami pergaminu, pucharami, pustymi butelkami I po winie i kupą jakichś szmat. Przy końcu stołu pan Weasley i Bill rozmawiali cicho, pochylając ku sobie głowy. Zostali również Moody, Tonks, Kingsley Shacklebolt i Mundungus.

Niby dorośli a pierdolnik gorszy niż u bliźniaków.

Więc Pani Weasley ogarnęła wszystko z moją małą i niechcianą z jej strony pomocą.
- Fred... George... NIE! SAMI TO PRZYNIEŚCIE.- krzyknęła pani Weasley. Harry, Syriusz i Mundungus odwrócili głowy, a w sekundę później dali nurka pod stół, widząc, że szybuje ku nim wielki kociołek z gulaszem, a zaraz za nim żelazny, pękaty dzban z kremowym piwem i ciężka drewniana deska do krajania chleba z nożem na wierzchu. Kociołek przeleciał całą długo stołu, zatrzymując się tuż przed krawędzią i pozostawiając czarną smugę na drewnianym blacie, dzban z piwem rabna z hukiem w stół, a jego zawartość rozprysnęła się po całej kuchni, szeroki nóż do chleba ześliznął się z deski ostrzem w dół i wbił w miejsce, na którym dopiero co spoczywała prawa dłoń Syriusza.
- NA MIŁOŚĆ BOSKĄ! - wrzasnęła pani Weasley- PRZECIEŻ NIE MUSIELIŚCIE... MAM JUZ TEGO DOSYĆ... POZWOLONO WAM UŻYWAĆ CZARÓW ALE TO NIE ZNACZY, ZE MUSICIE WYMACHIWAC ROZDZKAMI NA WSZYSTKO, CO JEST W TYM DOMU!
- My tylko chcieliśmy to wszystko przyspieszyć!- zawołał Fred, podbiegając i wyciągając nóż ze stołu. - Wybacz, stary nie chciałem naprawdę... -zwrócił się do Syriusza. Harry i Syriusz zaśmiewali się głośno. Mundungus, który przewrócił się razem z krzesłem, wstał, klnąc pod nosem. Reszta jakoś nie wydawała się wzruszona, no może trochę Lupin.

- Chłopcy- powiedział pan Weasley, przenosząc kociołek z zupą na środek stołu - wasza matka ma świętą rację. Macie już tyle lat, że powinniście wykazać się poczuciem odpowiedzialności...
- Żaden z waszych braci nie sprawiał takich kłopotów! - wściekała się pani Weasley, stawiając na stole nowy dzban kremowego piwa z takim hukiem, że znowu chlusnęło na wszystkich. - Bill nie musiał się aportować z sypialni do kuchni! Charlie nie rzucał zaklęć na wszystko, co mu się nawinelo pod rękę! Percy...

Urwała i spojrzała z lękiem na męża, któremu twarz nagle skamieniała.

- Jedzmy już.- powiedział szybko Bill.
- Molly, to wygląda smakowicie.- rzekł Lupin, nakładając na talerz gulasz i podając jej przez stół.

Przez kilka minut nikt nic nie mówił, słychać było tylko podzwanianie talerzy, szczęk sztućców i zgrzyt przysuwanych krzesel. Potem pan Weasley zwrócił się do Syriusza, mówiąc:
- Aha, miałem ci powiedzieć, że w tym biurku w salonie chyba coś siedzi, bo całe się trzęsie i coś w nim chroboce. Może to tylko bogin, ale uważam, że powinniśmy poprosić Alastora, żeby rzucił na to okiem.
- Jak sobie życzysz.- mruknął Syriusz obojętnym tonem.
- A w zasłonach roi się od bahanek. - wtrąciła pani Weasley.- Może byśmy je jutro wyłapali...
- Z przyjemnością.- odrzekł Syrusz, a ja z pewnością usłyszałam sarkazm w jego głosie. Na pewno nie miał ochoty łapać bohanek, albo prosić Moody'ego o pomoc z byle boginem. Tym bardziej że został uwięziony w swoim dawnym domu.

Cóż posiłek się jeszcze nie skączył.

My nie lubimy Gryfonów / George Weasley Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz