🔥Wyjazd integracyjny do Kioto cz 3

154 9 3
                                    

Na moim brzuchu i żebrach pojawiało się coraz więcej krwawych ugryzień, które z lubością zostawiał ten przeklęty pojeb.
Za każdym razem, gdy przecinał zębami skórę, moje ciało drżało, wyginając się ku niemu.
Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić, gdy z każdego ugryzienia płynął przyjemny na maksa ból.
- I co mi powiesz? - spytał, oblizując jedno z ugryzień.
- Fajne nawet, ale...to tylko raz, dobra?- wymamrotałam.
- Mhm - mruknął, obsypując okolice pępka pocałunkami.
- Już może wystarczy? - poprosiłam. - Miałam iść na to ognisko, a ty...podziwiać zabytki.
Sukuna zaśmiał się w moją skórę.
- Po cóż mam wychodzić?
Otworzyłam szerzej oczy. On nie poprzestanie na moim brzuchu. Nie rozpoczął tego z byle powodu.
Szarpnął gwałtownie mój tułów, unosząc go trochę w górę.
Odsunął odrobinę materiał moich spodni i przejechał językiem po podbrzuszu.
Nie spodziewałam się tego (tak jak wielu innych posunięć) i zaparłam się nogami.
Zaśmiał się i zrobił sporą malinkę nad kością biodrową.
- Kurwa mać - załamana, zakryłam twarz rękoma, przewracając się na bok. Puścił mnie z łaską, a ja skuliłam się w kłębek, tłumiąc chlipanie.
- Zwinęłaś się jak jakaś larwa - warknął, popychając moje podkulone nogi.
Uparcie zasłaniałam mokrą twarz, kuląc sie jeszcze bardziej, jakby to w ogóle miało mnie uchronić.
- Cóż tak łzy ronisz, larwo wstrętna? - ponownie zawisl nade mną, złośliwie tykając palcem po policzku.
- Idź sobie stąd - wymamrotałam.
- Czyli już nie jestem „fajnym Sukuną"? - prychnął.
Nie odpowiadałam, mając nadzieję, że się zniechęcił, ale on bawił się złośliwie moimi nogami zginając je i rozprostowując.
- Zostawisz mnie? - miałam na myśli, czy odpuści mi pieprzenie, ale on wypalił:
- Nie mam złudzeń, że ty z największą chęcią.
- Że co kurwa? - aż zdjęłam ręce z zapłakanej mordy. Sukuna speszył się wyraźnie i żeby odwrócić moją uwagę, przewrócił mnie szarpnięciem na plecy i chuj się na mnie położył.
- Sukuna, złaź kurwa - jęknęłam, gdy zgniatał mi bebechy. - Nie umiem oddychać.
- Nie moja wina, że składasz się paru kości i znikomych tkanek - oparł łokcie o materac, nie zamierzając zleźć. - Jak cię połamię, naprawię. Przecież chciałaś, bym zrobił ci krzywdę.
- Robiłeś przez ostatnie paręnaście minut - warknęłam, próbując się podnieść, ale kloc całkowicie mnie unieruchomił. - I to taką, której nienawidzę.
- Doskonale wręcz kłamiesz w wielu aspektach - stwierdził. - Ciekawe, że ja zawsze natychmiast wiem, kiedy perfidnie oszukujesz wszystkich dookoła. Wiedz, że żadne twoje kłamstwo u mnie nigdy nie przeszło.
Zacisnęłam zęby, kiedy umiejscowił się między miseczkami stanika, układając się na mnie wygodniej.
Okazuje się, że akurat on przejrzał mnie już na samym początku i wszystko, co myślałam, że ukrywam, nigdy nie uszło uwadze tej przebrzydłej klątwy.
- Twoje kosteczki wbijają mi się jak gwoździe - uśmiechnął się, stukając palcami w moje żebra.
- Leżałeś kiedyś na gwoździach?
- Chyba była taka sytuacja - zastanowił się. - Ojciec kazał mi spać na łożu wysadzanym gwoździami. Zgadnij za co.
- Nie wiem no...za gwałt? - wypaliłam.
- Kilka - przyznał. - Przed oczami wszystkich większych zaklinaczy Złotej Ery, hehe.
Wybuchnęłam śmiechem, nakrywając szczypiące od rozmazanego tuszu oczy.
Wszystko mi już jedno.
- Larwa.
Spojrzałam na niego z irytacją. Chuj leżał wygodnie, z twarzą między moimi cyckami.
- Moja nowa ksywka? - burknęłam. Uniosłam brwi, gdy objął mnie, wsuwając ramiona pod plecy.
Znowu tulenia się gnidzie zachcialo.
- Czyli mam sobie w dupę wsadzić te...jak to nazwałaś? - zastanawial sie. - A no tak - „seksy".
- Dziękuję, że odpuściłeś - szepnęłam.
Zamknęłam z ulgą powieki, a moja dłoń nieświadomie powędrowała do jego włosów.
- Rób tak aż ci ręka odpadnie  - burknął, zamykając oczy pod wpływem głaskania. Natychmiast przestałam.
- Prosze, zejdź - powiedziałam stanowczo.
- Ponów to co robiłaś.
- Mówiłam, że nie będę cię głaskać po główce - palnęłam wkurwiona. Sukuna uniósł się lekko po czym opadł na mnie, aż straciłam dech.
- Sukuna! - syknęłam. - Idź stąd kurwa!
- Pierdol się - warknął, ponownie się wokół mnie zawijając. - Za chuja nie mam pojęcia co mną kieruje wymuszając dawanie ci tyle ulg oraz zabawę z tobą w dziecinadę i amatorszczyznę.
To mówiąc, opadł mordą na moją klatkę piersiową.
- Ja nie wiem dlaczego tak bardzo nienawidzę wszystkiego i wszystkich - wyznałam zmieszana, lekko gładząc jego włosy, które i tak wracały do swojego nastroszenia.- By nienawidzić samą siebie mam sporo powodów.
- A do tego co nieludzkie także żywisz nienawiść?
Zaniemówiłam, gdy to wyszeptał.
- Nienawidzę tylko siebie, świata i ludzi - mruknęłam skrępowana.
- Jest jedynie jedno twoje kłamstwo, którego nie potrafię przejrzeć - rzekł poważnie, podnosząc się na rękach. - Dlaczego coś tak oczywistego jak bliznę od dźgnięcia przeklętą bronią także okryłaś kłamstwem, doskonale wiedząc, że to absolutnie u mnie nie przejdzie?
Kurwa, zapomniałam, że ona tam jest i on doskonale mógł jej się przyjrzeć.
- No pochwal się jaką to bitwę stoczyłaś.
- Ja nie pytam o twoją przeszłość, więc proszę byś moją zostawił - warknęłam.
Prychnął z irytacją.
- Nie myśl, że zaszczycę cię pikanterią mojej przeszłości.
Gwałtownie przewrócił się na plecy.
Wylądowałam na jego torsie, prawie wpadając mu na twarz. Rękami przytrzymywał mnie w pasie, uniemożliwiając ruchy.
Oparłam łokcie o jego muskularną klatkę piersiową, odsuwając twarz na ile mogłam.
- Jakże mi przykro, ale nic nie połamałem - zasmucił się teatralnie, wkładając rękę pod koszulkę, niby w celu sprawdzenia stanu żeber.
- Weź rękę, dobra? - zaśmiałam się histerycznie, gdy zahaczył palcami o zapięcie stanika.
- Po chuj to w ogóle nosisz, skoro nie ma czego podtrzymywać?
Rzuciłam mu mordercze spojrzenie, na co z politowaniem uniósł brew.
- Spóźnisz się na...dyskusje z damami - mruknęłam.
- Pierdolić te dziwki - westchnął, przymykając oczy.
- No - przytaknęłam. - Dziwki się pierdoli.
Sukuna wybuchnął śmiechem, a ja mu zawtórowałam.
Przestałam, gdy doszło do mnie, że przypatruje mi się z leniwemu uśmiechem.
- Dostąpisz zaszczytu usłyszenia z moich ust czegoś w chuj ckliwego - zapowiedział. - Satysfakcjonuje mnie gdy beczysz, ale bardziej kiedy płaczesz i śmiejesz się jednocześnie. Natomiast kiedy tylko się śmiejesz, nie odczuwam satysfakcji, gdyż wciąż się zastanawiam, czy wolę to w połączeniu ze łzami czy też bez.
Otwarłam usta, a on wzruszył ramionami.
- Eh, czas goni a muszę się odpowiednio przygotować - mrugnął do mnie. Skrzywiłam się i kiedy zabrał ręce, poczułam cień ulgi.
- Wybacz - mruknęłam, opierając ciężar ciała rekach położonych na jego klacie. Niezdarnie podniosłam się do siadu.
Siedziałam i zastanawiałam się czy na tym ognisku podadzą zjadliwe żarcie, a Sukuna się intencjonalnie nie odzywał.
Dopiero gdy poczułam za plecami jego zgięte w kolanach nogi, prawda uderzyła mnie z liścia - siedziałam na jego miednicy, z rękami umiejscowionymi na brzuchu Sukuny. Założył ręce pod głowę i z pożądliwym uśmiechem czekał na chuj wie co.
- Przepraszam! - czerwona, chciałam zleźć jak najszybciej. Co ja w ogóle odwaliłam?!
- Leci!
Popchnął mnie zgiętymi nogami. Straciłam równowagę i poleciałam na niego. Złapał  mnie zanim upadłam, łącząc nasze dłonie i przejmując mój ciężar.
Zgięte nogi  umiejscowiłam po jego bokach w półsiadzie, a on zgiął ręce w łokciach, zniżając mnie ku sobie, aż moje włosy zakryły kurtyną nasze twarze.
Gdy nie próbował nic, będąc tak blisko, mogłam przypatrzeć się z większym spokojem szczegółom jego twarzy.
Ostra linia żuchwy poruszyła się niespokojnie, kiedy analizowałam jego oblicze.
Cała jego ogromna atrakcyjność wydała mi się niepokojąco groźna, oostrych, agresywnych kształtach. Jednak takie szczegóły, jak spora ilość dziurek w uszach po kolczykach, skośne przerwy w brwi nadające mu dodatkowej wyrazistej nuty i rozchylone, proporcjonalne usta o tak samo zaostrzonych randach, mogłam dostrzec dopiero gdy uspokoiłam nieco strach.
Jego symbole rzeczywiście nie mogły być wytatuowane - to była po prostu jego skóra i teraz to potwierdziłam.
Obserwował każdy mój najmniejszy ruch, wciąż utrzymując mnie na swoich dłoniach, wcale nie mecząc się pozycją.
Nie patrzył ani na moje cycki ani na usta -  lustrował moją rozmazaną, spłakaną mordę.
- Masz bardziej czerwone tęczówki niż myślałam - stwierdziłam z fascynacją, odważnie patrząc prosto w jego drżące nerwowo oczy w ciemnej oprawie. - Są takie nieludzkie.
- Niezbyt pamiętam jakie byly zanim stałem się przeklętym duchem - burknął speszony. - Chyba...niebieskie. Nie takie jak u sześciookiego chujka, żeby było jasne.
- Błękit i niebieski są powtarzalne, ale czerwień w ludzkich oczach nie istnieje. Wolę to, co pozornie nie istnieje, ale jednak zaistniało.
Sukuna nagle wyprostował ręce, aż prawie przywaliłam mu z główki.
Moje dłonie wciąż tkwiły w jego dłoniach, paradoksalnie wciskając te jego w materac.
Moje usta zadrżały czując na sobie jego oddech.
Pogryziona do krwi skóra na brzuchu pulsowała cudownie, a mokra od śliny skóra wcale mnie nie brzydziła.
Złapałam się na tym, że drgnęłam chcąc sięgnąć jego warg.
- Teraz już mam pewność, żeś iluzją - wyszeptał sennie.
- Jestem chyba żywa - szepnęłam zdezorientowana i...cmoknęłam go na dowód w usta.
Nie powstrzymała się i zrobiłam to drugi raz.
Później składałam krótkie cmoknięcia, które z pobłażliwym uśmiechem oddawał.
Odważyłam się dłużej zatrzymać, a on rozchylił usta przewidując moje ruchy.
- Ajaj, nie tak, durnoto -  zaśmiał się, na chwilę odrywając, po czym uraczył mnie morderczym pocałunkiem. Maltretował moje usta, z chorą intensywnością i wprawą.
Gdy jeden, jedyny raz spróbowałam oddać, przeszedł do następnego etapu, włączając język. Przejechał nim po moim języku a potem po podniebieniu. Kiedy ponownie zahaczył koniuszkiem o swojego języka o mój, poruszyłam się w dreszczu przyjemności, sadowiąc wygodniej. Zaczęłam eksperymenty, przepychając się moim z jego językiem.
Jeszcze chwilę temu deklarowałam jak brzydzę się całowania, a teraz obściskuję się z nim na całego.
Przerwałam moje żałosne starania, gdy niespodziewanie wsunął dłonie w moje soodnie, przysuwając mnie bliżej za nagie pośladki.
Spanikowałam, czując jego ręce na nagiej skórze tyłka.
Szeptane mi manipulacyjne słodkie słówka, wprawiały mnie w bezruch.
Ma mnie.
Nie byłam w stanie nic powiedzieć, a jego nachalne dłonie ściskające moje pośladki, całkowicie mnie degradowały.
Poruszyłam nerwowo kolanami, gdy głaskał palcami skórę mojego lichego dupska.
Pochyliłam twarz ku jego szyi, by nie patrzeć na tę gnidę.
Bezmyślnie złożyłam mokry pocałunek na jego wyrazistej żuchwie. W odpowiedzi zacisnął jedną rękę na moim pośladku.
Skrzywiłam się i złożyłam parę pocałunków na jego szyi.
- Radziłbym zaprzestać - ostrzegł, jednocześnie bardziej zsuwając mi spodnie.
Obleśne i przyprawiające o wybuch oksytocyny jednocześnie.
Mimo jego ostrzeżenia, ponownie cmoknęłam jego rozgrzaną skórę, on przejechał paznokciami drugiej ręki wzdłuż całego pośladka.
Ja pierdolę to za mało.
Ręce Ryōmena Sukuny, Króla Przeklętych...znajdują się na nagiej skórze mojej płaskiej życi.
A ja jeszcze dolewam oliwy do ognia, obdarowując go całuskami kurwa.
Rozległa się zasrana syrena - dzwonek telefonu Sukuny.
- Niech się jebią na ryj - warknął.
Spojrzałam na wyświetlacz - dzwonił Gojo-sensei.
Syrena ostrzegawcza wyła i wyła, aż Sukuna stracił cierpliwość.
- Nie odbieraj tego - mruknęłam, nie poznając samej siebie.
- Powiem tylko, żeby spierdalali do chuja śmierci - warknął, sięgając po telefon. Roześmiałam się, nie zachodząc z niego.
Zabrał ręce co było ulgą (prawie).
- Co wam tak wesoło? - spytał naburmuszony Gojo. Sukuna, dziad stary, nie ogarnął, że włączył głośnomówiący.
- Oglądamy zdjęcia mogił poległych w Shibuyi. - odpowiedziałam. - Mój stary jest grabarzem, więc oceniam czy dobrze pochowali, a Sukuna czy opis śmierci był dostatecznie agonalny.
Sukuna nie wyrabiał, przyciskając twarz do poduszki by stłumić niekontrolowane wybuchy śmiechu.
- Paragraf o demoralizacji młodzieży powinien znaleźć się w twoim kontrakcie, pojebusie - warknął Gojo. - Nchan, skarbie, rusz to kościste dupsko, bo za 15 minut zaczyna się imprezka integrująca szkoły.
Pokazałam mu do telefonu środkowy palec machając nim wrednie, a Sukuna ponownie ryknął śmiechem w poduszkę.
- Jeśli nie przyjdziesz, twój ulubiony belfer do końca wycieczki będzie zamawiał dla ciebie owoce morza z wykwintnych restauracji - zażartował Gojo.
- Każesz ją futrować rybskiem?! - uniósł się Sukuna.
Wtf?
- Nasza troskliwa klątewka - byłam pewna, że Gojo przewraca wielkimi falami. - Cokowiek tam się wyprawia, chcę widzieć uczennicę Technikum Jujutsu w jednym kawałku na zgromadzeniu dla zaklinaczy. A ty się gnoju do ognia nie próbuj zbliżyć. Gojo dodał jeszcze tym głośnym, wesołym głosem, że serdecznie mnie zaprasza, roześmiał się jak zawsze, po czym się rozłączył.
- Gdzie masz ten nóż?
Wkurwiony Sukuna sięgnął po mój wbity w podłogę karambit i wycelował w telefon.
- Sukuna, kurwa mać, nie zabijaj telefon! - jęknęłam.- On ma dopiero dwa dni!
- Chuj z nim, i tak długo wytrzymał - Sukuna  rozpierdolil urządzenie, kilkukrotnie zadając maniakalnie dźgnięcia z psychicznym okrzykiem radości.

Przeklęta przez uczucia klątwy||Sukuna Ryōmen oneshoty i inne dziwne historie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz