🔥Wyjazd integracyjny do Kioto: Ostatni dzień tych dziwnych zdarzeń

110 5 2
                                    

- Dziękuję za pomoc, chociaż było to popierdolone, ale chciałabym już pójść.
- Tak się rozkręciłaś, że chcesz przechadzać się po korytarzach w bieliźnie? - warknął Sukuna, z jakiegoś powodu o to wkurwiony. W całym tym zamieszaniu, zapomniałam, że mam na sobie lekko zamoczone wodą z prysznica spodenki i przemoczony stanik. Paradowanie w nim przed Sukuną zaczęło mi kompletnie zwisać, ale gdybym tak wyszła, i to z jego pokoju - kaplica.
Przeczesał dłonią moje wilgotne włosy. Skrzywiłam się, gdy natrafił na kołtuny.
- Taka jesteś zmarnowana - zaśmiał się i głaskał mnie jak jakiegoś chomika czy innego zasranego zwierzaczka.
- Ośmielę się stwierdzić, że coraz bardziej siada ci psycha - mruknęłam, gdy przycisnął swój policzek do mojego. Jego ręka powędrowała do ramiączka mojego stanika, zrzucając je z ramienia. Ostentacyjnie je podciągnęłam.
- Zdejm ten kawałek szmaty i włóż cokolwiek -  z irytacją wskazał mi swój nierozpakowany bagaż.
Spojrzałam na niego w szoku.
- Serio mogę grzebać w twoich rzeczach?
Westchnął zniecierpliwiony, a ja zaczęłam niepewnie szukać jakichś koszulek. Zauważyłam na ziemi kurtkę sportową, pewnie tą od Itadoriego. Chciałam ją po prostu podnieść, ale Sukuna mi ją wyrwał i jebnął na komodę.
- Nie waż się zakładać czegoś, co nie należy do mnie.
Ok. To się robi więcej niż niepokojące.
- Mogę to?
Wybrałam ciemnoszarą koszulkę z obszernymi rękawami. Przykuła moją uwagę, bo w lewym górnym rogu miała subtelny, ale znaczący przekaz - mały nadruk jaskrawożółtego znaku ostrzegawczego.
- Już ci pomagam - rzekł złośliwie i chętnie kierował łapy ku zapięciu stanika.
- Nigdy nie zrozumiem pod tym względem chłopów - burknęłam, odganiając go jak natrętnego komara.
- Wydawało mi się, że zadowoli mnie wszystko, co ma dziurę, lecz jak się okazuje, posiadam zapędy, które przeczą wszystkiemu, do czego przywykłem. Kto by pomyślał, że minimalizm bardziej cieszy oko niż maksymalizm.
Nie zamierzałam zagłębiać się w temat, chociaż fakt, że JEGO pociągają dechy, był nie do pomyślenia.
- Proszę odpuść to - jęknęłam, gdy po raz kolejny próbował pozbawić mnie stanika.
- Przestańże być taka dziecinna!
Założyłam ręce, starając się jakoś powstrzymać przed rozbeczeniem.
- Powiedziałam NIE! - ryknęłam na niego. Zaskoczyłam go tym rozkazującym tonem. Skwitował mnie szaleńczym rechotem.
- Zagrajmy o cycki!
Spojrzałam na niego wielkimi oczami.
- Grajmy w tą durną gierkę, której mnie ci dwaj niedorozwoje (mówił o Todo i Itadorim) nauczyli - rozkazał. - Jak to leciało...Papier, kamień, nożyce!
Nie no, co to kurwa jest...
- I kto tu jest dziecinny? - westchnęłam. Mam małe szanse na wygraną, ale w tej grze nie da się zbytnio mieć taktyki.
Jak z nim przegram, zedrze ze mnie ten jebany stanik i z pewnością jeszcze bardziej się rozczaruje.
Sukuna był bardzo pewny swojej wygranej, jak w każdym przypadku.
- To jest kurwa jakiś absurd!
Pokazał otwartą dłoń, czyli papier a ja natomiast nożyce.
Wkurwiony pacnął mnie w rękę, a ja cieszyłam się jak głupia z jego obrażonej miny dziecka, które nie dostało zabawki.
- Nie ma wygranej, nie ma cyców - złośliwie zimitowałam palcami cięcie jego dłoni jako papieru.
- W innym cięciu nie wygrasz, mój skarbie.
Co kurwa?!
- Proszę byś tak nie mówił, bo mnie dźwiga - warknęłam i skierowałam się do łazienki.

Błyskawicznie uporałam się z przebieraniem, bo obietnice Sukuny są czymś co nie istnieje w żadnym wymiarze.
Nie wiedziałam co mam zrobić z tym cholernym stanikiem, więc postanowiłam go wysuszyć, kładąc na uchwycie na ręcznik do rąk. Spojrzałam w lustro i mimo wyglądu zmokłej kury, uśmiechnęłam się jak wariatka. Koszulka Sukuny wisiała na mnie i spadała mi z ramion, wręcz całkowicie w niej tonęłam. Nie dawała tego samego uczucia, co jego zakrwawiona bluza, będąca symbolem tęsknoty.
Ta koszulka była symbolem jego obecności, jego... „opieki".
Oto ja, która wyśmiewała się okrutnie z takich ckliwych błahostek, jestem nimi zachwycona.

- Wisi to na tobie zupełnie jak łachmany - skwitował mój widok, choć rozanielony uśmiech mówił co innego.
Serio Sukuna?
- Spróbuj mi się stąd ruszyć - zagroził, każąc położyć mi się na łóżku. Z irytacją to zrobiłam, nie łudząc się, że pozwoli mi stąd wyjść.
- Idę po żarcie - zakomunikował. Skinęłam głową, a on wyszczerzył zęby w niezrównoważonym, chorym uśmiechu, po czym podszedł do mnie i cmoknął mnie w usta.
- Zaraz wrócę.
Uniosłam brwi i zaśmiałam sie zmieszana.
Zanim wyszedł zorientował się, że ma na twarzy moją krew. Starł ją i zlizał z ręki.
- Faktycznie wyczuwalny jest kokos.

Przeklęta przez uczucia klątwy||Sukuna Ryōmen oneshoty i inne dziwne historie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz