🔥Wyjazd integracyjny do Kioto cz 1

162 8 9
                                    

- Ała! - Itadori złapał się za kark. - Sukuna, czym ty we mnie rzucasz?!
- Widzisz, bym miał coś w rękach? - Sukuna niewinnie uniósł w górę puste ręce.
Po chwili Itadori znowu się skrzywił.
- Skończ, dziadu!
- Ja tylko wpierdalam śniadanie - Sukuna na dowód wsadził do ust łyżkę płatków z mlekiem.
Gdy wkurwiony Itadori wrócił do jedzenia, Sukuna oparł rękę na moimi krzesło i nachylił się do mnie.
- Teraz celuj między łopatki - wyszeptał. Skinęłam głową i z chorym uśmiechem rzuciłam w chłopaka czekoladową kuleczką.
Bawiliśmy się w dręczenie Itadoriego dobre 10 minut, a on dalej nie zorientował się, kto w niego naparza.

Itadori wstał, by nałożyć sobie więcej bekonu, rozglądając się w poszukiwaniu snajpera.
- Spróbuję go trafić w dupsko - szepnęłam do Sukuny, który zachęcił mnie, patrząc okrutnie na nastolatka.
Moja celność pod okiem Sukuny poprawiła się diametralnie - Itadori oberwał strzał w poślad.
- Sukuna, zajebię cię w końcu! - wydarł się Yuji, trzymając rękę na zaatakowanym pośladzie.
Zobaczył, jak napierdalamy się z niego i załamał się biedak.
- On przeciąga Nchan na ciemną stronę mocy!
Sukuna wyciągnął mi z ręki czekoladowy płatek i jebnął nim Itadoriego prosto w czoło. Chłopak zachwiał się, a bekon z talerza zsunął się na podłogę.
- No ej! - jęknął, zbierając ulubione śniadanie.
Sukuna dał mi oczami sygnał, bym wyciągnęła ostateczną artylerię - pomidorki koktajlowe.
Wzięłam zamach i rzuciłam nim w twarz Itadoriego, lecz chwilę przed uderzeniem, Sukuna rozciął nieszczęsnego pomidorka. Cały miąższ znalazł się na mordzie Itadoriego.
- Nie bawcie jedzeniem, debile! - warknęła Mąki, pijąc mocną, czarną kawę. Miała kaca jak stąd do wieczności.
Sukuna nabrał na łyżkę płatki i przystawił mi twarzy.
- Otwórz ładnie - wyszczerzył zęby.
Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, do jadalni wpadła zdyszana, podjarana na maksa Nobara.
- Ludzie! Jedziemy do Kioto! - obwieściła z ekscytacją.
Kolejna radosna wycieczka szkolna.
- Noż kurwa mać - jęknęłam, a Sukuna wykorzystał to i wpakował mi do ust kopiastą łychę płatków z mlekiem.

Kurwa.
Zgubiłam Sukunę.
Chodziłam nerwowo po galerii, ale chuj zniknął.
Nie można było wykręcić się z wyjazdu do Kioto, gdyż nie były to tylko wakacje, ale też uroczysta integracja międzyszkolna.
Jednym słowem okazja do obijania się i popijawy.
Nie mam najmniejszej ochoty integrować się z kolejnymi ludźmi, (z którymi się nie zintegruję), ale Gojo radośnie zachęcał mnie słowami: „poznasz nowych, wspaniałych, utalentowanych ZAKLINACZY"
Postanowiłam zrobić sobie dzień dziecka i zaopatrzyć się w jakieś ciuchy.
Prawie udało mi się wymknąć niepostrzeżenie. Prawie.
- Weź Sukunę - Maki już chyba przeszedł kac morderca. - Gnój snuje się i gnębi kogo popadnie.
- On pewnie nie będzie zniżał się do łażenia ze mną po sklepach - wykręcałam się.
Sukuna już stał obok mnie i walnął tekstem:
- Rozpierdoliłem Shibuyę, więc trzeba inne targowisko znaleźć.

Zakupy z Sukuną okazały się wcale nie takie tragiczne.
Zadziwiająco cierpliwie znosił wycieczkę po sieciówkach, ale wkurwiający był przy tym okropnie. Stał mi nad głową i musiał obejrzeć wszystko, co tylko wzięłam do rąk.
Komentował ciągle, że będzie to na mnie za duże albo wskazywał na ubrania, które, owszem były zajebiste, ale w chuj drogie.
Mimo wszystko łażąc za mną po męskich działach aprobował moje wybory.
Przydawał się, ściągając z górnych wieszaków to co chciałam, lecz czułam się okropnie, potrzebując jego pomocy w czymś takim.
Zakupy z Sukuną były czymś absurdalnym, tym bardziej, że zainteresował się, oglądając ubrania i komentując, że nowoczesny styl ubioru jest praktyczniejszy niż za jego czasów.
Ochoczo chciał pójść ze mną do przymierzalni, ale zaproponowałam, by poszukał biżuterii na przecenach.
Zgodził się, lecz gdy wróciłam, nie było go.

W żadnym sklepie tego padalca nie było. Biegałam jak głupia i nawet chciałam do niego dzwonić, lecz wtedy...
- Ja naprawdę rozumiem wiele twoich zapędów - warknęłam, wchodząc do sklepu z bielizną. - Tylko dlaczego ty kurwa macasz manekiny?!
Sukuna na pełnym wyjebaniu oglądał sobie wystawione na manekinach komplety bielizny - takiej obrzydliwie wyzywającej.
Niestety, obmacywał humanoidalne kawałki plastiku.
Trzymajcie mnie.
Sprzedawczynie w przerażeniu patrzyły na tego zwyrola.
- Jak już tu jesteś, to kupże coś  - zaproponował. - Będę wybierał.
Uśmiechnęłam się przepraszająco do sprzedawczyń, ciągnąc za rękę tego przeklętego zboczeńca.
- Daj spokój chociaż temu biednemu manekinowi! - jęknęłam, wyciągając go ze sklepu. - Mało ci macania?
- Deficyt jest nieustanny - potwierdził.
Szliśmy w kierunku alejki gastronomicznej, żeby zająć go tym, co zajmowało go zawsze - żarłem.
- Ja tylko sprawdzałem układ materiału na ciele - usprawieliwil się . - To zadziwiające, że taki plastikowy wytwór może posiadać większe walory niż niektóre jednostki.
- Znasz jakąś taką jednostkę? - warknęłam.
Udał, że się zastanawia.
- Kiedyś była taka jedna mała złośnica, ale coś ją zeżarło.
Skończyliśmy jeść, a Sukuna jak zawsze zżerał pozostały na dnie kubka lód.
Spojrzałam na niego, intensywnie rozważając, aż wypaliłam niepewnie:
- Chciałbyś może też coś kupić?

Przeklęta przez uczucia klątwy||Sukuna Ryōmen oneshoty i inne dziwne historie Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz