Harry siedział na krześle przy biurku i patrzył na jaśniejący na tle nocnego nieba księżyc. Było późno. Wujostwo już dawno spało, ale Harry nie mógł. Niedawno skończył pisać jedno z wypracowań, które miał zadane na te wakacje. Głowa go bolała od nadmiaru wiedzy, a mimo to nie chciał się położyć.
Minęły dwa dni, odkąd wypuścił Hedwigę. Od tego czasu nie widział swojej sowy. Nie powinien się martwić, ponieważ już nie raz jego podopieczna znikała na tak długo, jednak gdy brał pod uwagę ostatnie wydarzenia, nie mógł pozbyć się przeczucia, że już nigdy więcej jej nie zobaczy. Spojrzał na pustą klatkę i skrzywił się lekko na widok niewielkich plam krwi, które zdążyły już zaschnąć na kratach. Odruchowo przeniósł wzrok na poranione palce prawej ręki. Rany powoli się zabliźniały, ale dalej dokuczały mu przy podstawowych czynnościach, takich jak trzymanie pióra. Harry'emu trudno było uwierzyć, że sprawczynią tego dyskomfortu była jego sowa śnieżna. Nie wiedział, co spowodowało jej nagłą agresję, chociaż musiał przyznać, że miał pewne podejrzenia.
Po tym, jak wypuścił Hedwigę, przez jakiś czas siedział w pokoju sam. Dopiero późnym wieczorem rozegrało się piekło. Kiedy wuj Vernon wrócił z pracy, ciotka Petunia od razu poinformowała go o tym, co zrobił Harry. Rozwścieczony wuj wtargnął do pokoju chłopaka i, nie czekając na wyjaśnienia, zaczął okładać Pottera paskiem. Harry nawet nie próbował się bronić, ale z czasem poczuł, jak ogarnia go coraz większa złość. Doskonale pamiętał, o czym wówczas myślał. Chciał zranić wuja tak samo, jak jego żonę i dziecko. Nie! Chciał czegoś więcej. Marzył o tym, żeby Vernon wił się z bólu i zawodził jak zarzynane prosię. Pragnął jego krwi, cierpienia i w końcu... śmierci.
Kiedy w pewnym momencie wuj przestał go bić, chłopak pomyślał, że to po prostu koniec jego męczarni, lecz gdy odwrócił się i spojrzał na twarz mężczyzny, osłupiał. Vernon stał nad nim z uniesioną ręką. Krew całkowicie odpłynęła z jego twarzy. Patrzył na chłopaka oczami rozszerzonymi ze strachu, a gdy Harry próbował wstać, odsunął się od niego jak oparzony. "Nie zbliżaj się, popaprańcu!" - krzyczał, a Potter nie wiedział, o co mu chodzi. W końcu wuj Vernon wybiegł z pokoju i zamknął Harry'ego na klucz.
Od tego wydarzenia minęły dwa dni, podczas których ciotka przynosiła mu jedynie coś do picia. Harry był do tego przyzwyczajony. Już nie raz go głodzili. Jednak zastanawiał się, ile będzie trwała ta głodówka. Podejrzewał, że najdłużej ze wszystkich. Nigdy nie widział, aby jego wuj był tak przerażony. Rzeczą, której najbardziej obawiał się Vernon, była magia. Harry rozumiałby, gdyby Dursley przeraził się, bo zobaczyłby, jak chłopak rzuca jakieś zaklęcie. Ale wtedy Harry nie użył magii. W ogóle nic nie zrobił. I to go najbardziej niepokoiło. Bo skoro nie użył magii, to co takiego sprawiło, że jego wuj wręcz wybiegł przerażony z jego pokoju? I tu właśnie pojawiają się jego podejrzenia - to samo, co sprawiło, że Hedwiga zaczęła wariować.
Czyżby to były moje myśli?
Po incydencie z ciotką Petunią zastanawiał się, dlaczego kobieta zarzekała się, że nic nie mówiła o tym, aby przyszedł na kolację. Na początku myślał, że to była zwykła złośliwość, lecz ostatecznie odrzucił tę myśl. Ciotka wyglądała na autentycznie zaskoczoną. Gdy zaczął się w to zagłębiać, coś sobie przypomniał. Sen. Dziwny sen, w którym rozmawiał z jakąś kobietą. To ona mówiła mu, aby przyszedł na kolację. Najwyraźniej pomieszał ten sen z rzeczywistością. I na tym skończyłyby się jego dywagacje na temat snu, gdyby nie to, że połączył to z czymś jeszcze. Dziwne zachowanie Hedwigi. Pamiętał, jak we śnie również rozmyślał o czyjejś krzywdzie. O chłopcu, któremu zdechł królik. Nie, wróć! Ten królik nie zdechł sam z siebie. To on, Harry, go zamordował. A co najgorsze, cieszył się z tego powodu. To właśnie po tym śnie Hedwiga zaczęła się dziwnie zachowywać. Później, kiedy Harry wrócił od ciotki, znów myślał o... tych rzeczach, a Hedwiga zaczęła jeszcze bardziej się rzucać. I w końcu sytuacja z wujem. Jego myśli podczas dostawania kary. Takie same jak we śnie i po incydencie z ciotką. Ale czy to możliwe, że to wszystko ich sprawka? Hedwiga jest zwierzęciem, a zwierzęta mają ponoć jakiś szósty zmysł, więc może i mogła je wyczuć, ale wuj? Co prawda przypominał on wściekłego buldoga, ale bez przesady. W takim razie jeśli nie jego myśli, to co?
Harry czuł, jak jego powieki powoli się zamykają. Ostatnie dni wykończyły go psychicznie, a pisanie wypracowania jeszcze bardziej nadwyrężyło jego umysł. Na dodatek wciąż odczuwał skutki kary, którą dał mu wuj. Postanowił w końcu, że się położy. Jeszcze tylko raz wyjrzał przez okno i wówczas na tle jasnego księżyca dostrzegł jakiś kształt. Chłopak wpatrywał się w niego uważnie i dopiero po chwili doszedł do wniosku, że ten dziwny obiekt zmierzał prosto w jego stronę. Już przybierał się, żeby zamknąć okno, jednak w porę zorientował się, co tak naprawdę widzi. Odsunął się szybko, a po chwili na jego biurku wylądowały trzy sowy. Harry uśmiechnął się, gdy zobaczył, jak dwie z sów przytrzymują trzecią, która bez wątpienia należała do Rona - jego przyjaciela. Najszybciej, jak tylko mógł, zajął się ptakami, a szczególnie puchaczem, który wyglądał tak, jakby za chwilę miał zdechnąć. Jakiś czas później Errol był już usadzony w klatce, a Harry, widząc to, znacznie posmutniał. Wśród sów, które przyleciały, nie było Hedwigi, a teraz jej klatkę zajmował inny ptak. Jednak humor chłopaka poprawił się, gdy Potter zobaczył, co takiego przyniosły mu sowy. Każda z nich dostarczyła mu paczkę z kartkami urodzinowymi i prezentami. Harry uśmiechnął się szczerze po raz pierwszy od bardzo dawna i zabrał się za rozpakowywanie podarunków. Złe myśli, które nękały go od dwóch dni, chwilowo poszły w zapomnienie.
...
Rozdział poprawiony. Jeśli znajdziesz jakiś błąd, śmiało daj mi znać. Oczywiście, jeśli chcesz :)
CZYTASZ
Zespolone dusze
Fanfiction(UWAGA! Pierwsza część serii kompletna, druga ZAWIESZONA) Drugi rok nauki w Hogwarcie dobiegł końca i Harry spędza kolejne wakacje u wujostwa. Dwa dni przed urodzinami młody czarodziej ma sen - z pozoru zwykły i nic nieznaczący. Jednak tuż po przeb...