Leżał na kanapie. Ona jako jedyna pozostała nietknięta. Przyglądał się zniszczeniom, które spowodował. Widział połamany stolik, porozrzucane krzesła, powywracane fotele, uszkodzony kominek. Nie patrzył w górę, ale był pewny, że lampy też nie były w najlepszym stanie. Całe szczęście kiedy wróci tu następnym razem, po tym wszystkim nie będzie nawet śladu. Pokój to naprawi. Chociaż to...
Czuł się taki zmęczony. Leżał w bezruchu już kilkanaście minut i nie miał ochoty na nic innego. Nie chciał stąd wychodzić, nie chciał patrzeć na Toma i Rona, nie chciał wracać do Wieży Gryffindoru. Marzył o tym, żeby spędzić tu cały dzień, może nawet cały weekend i nie pokazywać się nikomu na oczy. Nie musiałby oglądać przerażenia lub zmartwienia na twarzach swoich przyjaciół. Nie musiałby się martwić pytaniami, które mogliby mu zadać. Nie musiałby ukrywać łez i tego, jak w rzeczywistości się czuł. A czuł się po prostu beznadziejnie, martwo...
Oczy piekły go potwornie od niedawno wylanych łez. Wolał nie wiedzieć, jak bardzo były teraz zaczerwienione. Ledwo oddychał przez zatkany nos. Miał wrażenie, że jego twarz była cała spuchnięta. Bez wątpienia nie prezentował się teraz najlepiej. Ta świadomość sprawiała, że nabrał jeszcze większej ochoty na pozostanie w tym zniszczonym miejscu. Oczami wyobraźni widział minę Rona, gdy rudzielec wreszcie go zobaczy. Wolałby tego uniknąć. Niestety to raczej nie będzie możliwe. Kiedyś musiał wreszcie stąd wyjść i stawić czoła wszystkiemu. Ale jeszcze nie teraz. Na razie poczeka. Jeszcze trochę...
W pewnym momencie wreszcie się poruszył, jednak nie miał zamiaru wstawać. Skulił się tylko jeszcze bardziej na kanapie. Wzdrygnął się lekko. Zrobiło mu się trochę zimno. Ledwo odczuwał ciepło, które dawał ogień palący się w kominku. Ale może tak było lepiej. Przynajmniej chłód choć trochę go otrzeźwi. Nie pozwoli mu zasnąć. Dzięki temu może w końcu stąd wyjdzie.
Harry westchnął ciężko, po czym znów zadrżał. Zamknął oczy, ale po chwili otworzył je z powrotem. Po raz kolejny nawiedził go moment, w którym zabijał Petera. Po nim przyszedł kolejny. Widział śmierć ojca Toma i tej dwójki innych ludzi. Wszędzie martwe ciała... Wszędzie...
Pokręcił gwałtownie głową. Nie chciał o tym myśleć. Nie chciał sobie tego przypominać. Wolał o tym zapomnieć. Ale gdy nie nawiedzały go te wspomnienia, zaraz przychodziły inne. Rozmowa z Tomem również dała o sobie znać. Słowa Riddle'a odbijały się w jego umyśle głośnym echem. Jego niechęć do zdradzenia wszystkich planów. Kwestie związane z Lucjuszem i Draco. A na koniec to wyznanie...
Nie jestem w stanie się zakochać...
W kimkolwiek...
Nawet w tobie...
Harry spiął się odruchowo, gdy tylko to sobie przypomniał. Teraz wiedział, że nie była to wina Toma. Ślizgon nie mógł się zakochać przez to, co zrobiła jego matka. Nie mógł tego zrobić przez ten głupi eliksir. Ale po prostu... to i tak bolało. Niszczyło wszystkie nadzieje chłopaka. Chociaż z drugiej strony może to i dobrze. Przynajmniej teraz Potter miał pewność. Powinien ją mieć...
Znów pokręcił głową. Nie chciał teraz o tym myśleć. Najchętniej nie myślałby o niczym. Niestety nie było to wcale takie proste.
Po raz kolejny rozejrzał się po pomieszczeniu. Gdy tak patrzył na skalę zniszczeń, przypomniał sobie swoje inne napady złości, które miały miejsce w tym pokoju. Pamiętał, jak kiedyś podpalił ławki po rozmowie z Tomem. Pamiętał, jak wyżył się na meblach, kiedy spotkał się tutaj z Pansy. Przyszły mu do głowy jeszcze inne momenty. Nie tylko w Pokoju Życzeń. Te wszystkie ataki. Krzywdy, które wyrządził uczniom...
Nadal powinieneś nauczyć się kontrolować swoją magię...
Nie powinniśmy rezygnować z naszych zajęć...
CZYTASZ
Zespolone dusze
Fanfiction(UWAGA! Pierwsza część serii kompletna, druga ZAWIESZONA) Drugi rok nauki w Hogwarcie dobiegł końca i Harry spędza kolejne wakacje u wujostwa. Dwa dni przed urodzinami młody czarodziej ma sen - z pozoru zwykły i nic nieznaczący. Jednak tuż po przeb...