Dziewięć dni...

2.3K 162 289
                                    

Mimo że starała się otworzyć drzwi jak najciszej, to i tak po korytarzu rozeszło się dosyć głośne skrzypienie. Cholera! - zaklęła w myślach, po czym zamarła w bezruchu i zaczęła nasłuchiwać. Jednak do jej uszu nie dochodził żaden niepokojący dźwięk. Echo, które wywołała, zdążyło już ucichnąć. Zapanowała niemal zupełna cisza. Żadnych kroków, rozmów... Odetchnęła z ulgą. Czysto, pomyślała.

Powoli ruszyła do przodu. Niestety nie zdążyła jeszcze opuścić łazienki, a już pojawiła się kolejna komplikacja. Ledwo zdołała ustać na nogach, gdy bezwładne ciało chłopaka opadło na nią gwałtownie. Starała się utrzymać na wpół przytomnego Toma, jednak Riddle był stanowczo za ciężki. I że niby chciał wracać sam, tak? - pomyślała.

- Tom - szepnęła, gdy ręce i nogi powoli zaczynały odmawiać jej posłuszeństwa. - Tom, nie mdlej mi tu teraz. Nie jestem jak Crabbe i Goyle. Nie utrzymam tego twojego cielska.

Chłopak otrząsnął się dopiero po dłuższej chwili. Pansy przyjrzała się jego twarzy. Z minuty na minutę wyglądał coraz gorzej. Jego już i tak blada cera stopniowo zaczynała przybierać szarawy odcień. Oczy miał niepokojąco zamglone, a czoło całe mokre od potu. To się nie uda...

- Nie dasz rady wrócić do Wieży - stwierdziła Pansy. - Musimy wymyślić coś innego.

Pokręcił stanowczo głową, jednak szybko tego pożałował. Jego twarz przybrała jeszcze gorszy odcień, oczy rozszerzyły się gwałtownie, a ciałem wstrząsnął niepokojący odruch.

- Oddychaj - upomniała go dziewczyna, jednak nie na wiele się to zdało.

Riddle odsunął się od niej szybko. Niestety był zbyt osłabiony, przez co przewrócił się na zimną posadzkę. Po chwili dopadły go gwałtowne torsje. Pansy przyglądała się temu żałosnemu widokowi z lekkim... współczuciem. Bo mimo że nie przepadała za tym chłopakiem i nie do końca mu ufała, to patrzenie na to, jak cierpi, okazało się nie być aż tak fascynującym zajęciem.

Odgłosy, jakie wydawał Tom, nie należały jednak do najcichszych. Niosły się dosyć głośnym echem po korytarzu. Parkinson rozglądała się niespokojnie za każdym razem, gdy tylko do jej uszu dochodził co głośniejszy dźwięk. Było już dawno po ciszy nocnej. Wszyscy uczniowie powinni być w dormitoriach. Szczególnie po tym, co stało się ostatnio. Jak ktoś ich przyłapie, w dodatku w takim stanie (ich szaty wciąż były brudne), może nie być tak lekko.

Po jakimś czasie atak Riddle'a w końcu minął. Chłopak pochylał się nad podłogą i dyszał ciężko. Pansy widziała, jak wciąż cały drżał. Podeszła do niego ostrożnie.

- Nie bądź głupi - szepnęła. - To zbyt ryzykowne. Powinniśmy się gdzieś ukryć.

- Wracamy - wykrztusił. - Koniec dyskusji.

- Ale...

- Powiedziałem - koniec dyskusji! - syknął. - Nakładaj tę pelerynę. Już!

Pansy spojrzała na pelerynę niewidkę, którą Tom dał jej niedługo po tym, jak zabezpieczył jej umysł. Musiała przyznać, że była to jakaś pomoc, ale i tak ryzyko, że zostaną przyłapani, było dosyć spore. Zwłaszcza jeśli brać pod uwagę stan, w jakim znajdował się chłopak. Ale z drugiej strony... czy zostawanie na noc w łazience, albo jakiejś opuszczonej sali byłoby dobrym posunięciem? Na pewno lepszym, niż chodzenie z ledwo przytomnym Dziedzicem Slytherina po korytarzach, pomyślała. Ale jak zareagowałby Harry, gdyby nagle obudził się w pustej sali, mając na sobie szatę upapraną jakąś mazią? Co jeśli doszedłby do tego, gdzie ukryli diadem? Potter wiedział, gdzie znajdowała się Komnata Tajemnic. Był już w niej, więc raczej nietrudno byłoby mu się domyślić. Czy właśnie dlatego Tom chciał koniecznie wrócić do Wieży? Ze względu na Harry'ego? Bardzo możliwe...

Zespolone duszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz