Razem

2.8K 267 156
                                    

Ile by się nad tym nie zastanawiał, Harry nie potrafił wyjaśnić, co tak naprawdę się stało podczas jego szlabanu ze Snape'em. Podejrzewał, że może zaszło coś podobnego do tej sytuacji z Hermioną. A może nawet stało się dokładnie to samo? Ale Snape powiedział, że Harry po prostu zasnął. Z jego wypowiedzi wynikało, że chłopak nic do niego nie mówił. Więc może faktycznie tym razem nic się nie działo.

Przynajmniej nie powiedziałem nic złego, pomyślał. Bo gdyby nieświadomie zaczął obrażać Snape'a, byłoby z nim krucho.

Kiedy po szlabanie Harry wrócił do Wieży, został zasypany masą pytań głównie ze strony Rona. Weasley był naprawdę zdziwiony, gdy jego przyjaciel zapewnił go, że nie było aż tak źle. Chyba naprawdę spodziewał się, że Snape co najmniej rzuci na niego jakąś klątwę. Natomiast Hermiona nie była zbyt zainteresowana szlabanem Harry'ego. Znów przeglądała jakąś książkę i chłopak zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem nie dotyczy ona jego "przypadłości". Jednak nie pytał o to dziewczyny. Wolał jej nie narażać.

W dormitorium, tak jak się spodziewał, nie zastał Meropy. Chciał znów napisać list do swojego obserwatora, lecz zrezygnował z tego. Może jutro, pomyślał. Chociaż i tak nie wierzył, że ON mu odpisze. Położył się spać dosyć wcześnie, nie zawracając sobie głowy zadaniami domowymi. Zasnął niemal od razu.

...

Wtorek okazał się dniem pełnym niespodzianek. Szczególnie dla Ślizgonów, a w szczególności dla jednego, konkretnego. Malfoy nie mógł uwierzyć, że Pansy, ta Pansy Parkinson, która wiecznie robiła do niego maślane oczy, była zapatrzona w jego osobę jak w najświętszy obrazek i wykonywała jego najwymyślniejsze polecenia, tego dnia nie wykazywała nim większego zainteresowania. Ponadto brała dosyć aktywny udział w lekcji tego dzikusa. O ile inni Ślizgoni nie byli już aż tak zaskoczeni tym drugim faktem, choć wciąż było to dla nich dziwne, o tyle Malfoy nie mógł, po prostu nie mógł i nie chciał w to uwierzyć.

Tym razem Hagrid postanowił zaprezentować im coś znacznie mniejszego, niż hipogryf. Kiedy wszyscy uczniowie zebrali się już przy jego chatce, gajowy wskazał na kilka niewielkich, jeszcze palących się na zielono ognisk.

- I niby co to ma niby być? - spytał Malfoy na wstępie.

- Ogniska, do których dosypałem nieco proszku Fiuu - powiedział Hagrid z uśmiechem na twarzy.

Ślizgon prychnął. Już chciał coś powiedzieć, kiedy nagle poczuł, jak ktoś trąca go lekko w żebra. To była Pansy. Gdy Malfoy na nią spojrzał, dziewczyna pokręciła tylko głową, po czym znów skupiła się na lekcji. Chłopak nie wiedział, o co chodziło Parkinson, jednak pozostał cicho. W końcu miał jeszcze całą lekcje. Na pewno zdąży upokorzyć tego dzikusa.

- Zostawiłem je tak na jakiś czas - mówił dalej Hagrid. - Prawie w ogóle ich nie pilnowałem. Może ktoś z was wie, co się stanie, jeśli się je tak zostawi?

Ręka Hermiony wystrzeliła ku górze. Gajowy uśmiechnął się jeszcze szerzej.

- Tak, Hermiono?

- Jeśli dobrze myślę, za jakiś czas z tych ognisk powinny wyjść popiełki - powiedziała dziewczyna. - To bladoszare węże o roziskrzonych czerwonych oczach, które pozostawiają za sobą dróżkę z popiołu. Żyją tylko godzinę i w tym czasie szukają sobie miejsca, aby złożyć jaja, a następnie rozpadają się i zmieniają w proch.

- Bardzo dobrze! - zakrzyknął wesoło Hagrid. - Dziesięć punktów dla Gryffindoru!

- Przemądrzała sz... - zaczął Malfoy, ale kolejne szturchnięcie znów mu przeszkodziło.

Zespolone duszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz