To nic złego

3.5K 238 158
                                    

Kiedy wrócił do Wieży, Ron i Hermiona dalej się do niego nie odzywali. Nie chciał ich do tego zmuszać. Sam też nie miał ochoty na tłumaczenie im, dlaczego tak postąpił na lekcji. Chociaż jego przyjaciele i tak już się pewnie domyślili, z czym miało to związek. Dlatego po powrocie od razu poszedł do dormitorium. Wziął szybki prysznic, po czym położył się na łóżku. Zasunął zasłony i zaczął rozmyślać.

Czy dobrze postąpił, dając Pansy tę... nadzieję? Bo chyba tak właśnie zrobił. W końcu nie powiedział dziewczynie, co nim kierowało. Ślizgonka mogła zrozumieć jego zaproszenie na setki różnych sposobów. A tak naprawdę dlaczego to zrobił? Czy tylko w ramach zadośćuczynienia? Czy chodziło mu wyłącznie o spłacenie długu? Równie dobrze mógł poprzestać jedynie na przeprosinach i ewentualnie pomocy w sprzątaniu. W końcu Pansy i tak mu wybaczyła. Ale postanowił pójść za radami bliźniaków. Zaprosił dziewczynę na... randkę. Tak to zabrzmiało. Parkinson tak to zrozumiała. Harry zauważył, że Ślizgonka w ostatniej chwili ugryzła się w język. Wiedział, co wtedy chciała powiedzieć.

Randka. Czy to naprawdę było potrzebne? Niby nie, ale Gryfon miał dziwne przeczucie, że nie powinien tego tak zostawiać. Coś mu podpowiadało, że lepiej będzie, jeśli jednak złoży tę propozycję spotkania. Bo... tak wypadało. Tak, właśnie tak. Nawet Wood to przyznał. Ale Harry wiedział, że w tamtym momencie tak naprawdę myślał też o czymś innym. Wstyd mu było się do tego przyznać. Przecież jeszcze niedawno sam nie pochwalał takiego zachowania. Jednak to było silniejsze od niego. Te wszystkie myśli wciąż do niego wracały. Wcześniejsze przemyślenia i... ostatni sen. Sen, w którym jego obserwator omamił pewną kobietę. Pocałował ją tylko po to, aby ta była MU już zawsze posłuszna. Chciał ją mieć, ale w jakiś specyficzny sposób. Zależało MU na jej obecności, ale nie chodziło tu o coś romantycznego. Nie myślał o niej nawet jak o kochance. To było coś innego. Chęć wykorzystania. Chęć... władania nią. Tak. To było to słowo. Obserwator znalazł sobie sługę. Kogoś, kto spełni jego każdą zachciankę. A Harry... Harry w tamtym momencie... miał bardzo podobne myśli...

Nie chciał tego przed sobą przyznać. Był takim cholernym hipokrytą. Omamił ją. Może nie w tak szarmancki sposób, jak ON, ale tak czy siak namieszał Pansy w głowie, bo... bo przez tę krótką chwilę pomyślał o niej jak o zabawce, narzędziu, podwładnej. Pomyślał o niej tak, jak jeszcze kilka dni temu postanowił nie myśleć o żadnej osobie. A mimo to zrobił to. Tylko dlaczego? Co go podkusiło? Czyżby ten sen? Ale dlaczego wywarł na niego aż taki wpływ? Przecież to było cudze wspomnienie. Gdy je sobie przypomniał, brzydził się zachowaniem jego właściciela. A kilka dni później postąpił tak samo.

Westchnął ciężko. Czuł się okropnie. Co prawda nie stało się jeszcze nic takiego. Tylko ją zaprosił. I to w dosyć prostacki sposób. Ale chodziło o sam fakt. Nie powinien myśleć tak o niej nawet przez chwilę. Nie powinien jej w ogóle zapraszać. Ale stało się. Umówił się z Pansy Parkinson, ponieważ chciał ją wykorzystać. Chciał ją mieć, nie jako dziewczynę, ale jako podwładną. Pierwszy krok już postawiony. Czy zrobi kolejny?

Potrząsnął gwałtownie głową. Nie, pomyślał, nic z tych rzeczy! Nie będzie żadnej podwładnej. Nie będzie żadnego pana. Tylko zwykła...

No właśnie. Zwykła co? Czy po tym spotkaniu Harry i Pansy będą oficjalnie... przyjaciółmi? Czy taka relacja miałaby rację bytu? W końcu oboje byli z różnych domów. Mieli też inny charakter, wyznawali odmienne wartości. Ponadto Pansy większość czasu spędziła jednak z Malfoyem i jego pokręcona ideologia mogła w jakiś sposób do niej przemówić. Co jeśli dziewczyna była taką samą żmiją, jak jej wcześniejsza miłość? To było bardzo prawdopodobne. W takim razie czy Harry byłby w stanie zaprzyjaźnić się z kimś takim? Albo chociaż zapałać jakąkolwiek sympatią do tego typu osoby?

Zespolone duszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz