Przyjaciel?

2.5K 234 73
                                    

Severus Snape przemierzał korytarze Hogwartu szybkim krokiem. Jego twarz była spięta, brwi ściągnięte, a usta zaciśnięte w wąską kreskę. Zdawał się nad czymś intensywnie myśleć, przez co zupełnie ignorował słowa ucznia, którego ciągnął za ramię.

Dosłownie kilka minut temu Potter, ten przeklęty Potter powiedział coś, co nigdy nie powinno zostać przez niego powiedziane. I nie chodziło o sam sens słów, tylko o ton. Sposób w jaki zwrócił się do Severusa. Brzmienie tych słów oraz zaakcentowanie jego imienia było tak bardzo znajome. Na dodatek Snape znał tylko jedną osobę, która mogła wyglądać jednocześnie spokojnie i przerażająco. Ale nie. To nie mogła być prawda. Bo niby jak? Jakim cudem Potter nagle zaczął zachowywać się jak sam...

- Proszę pana - głos chłopaka w końcu zdołał przebić się przez natłok myśli Severusa. - Proszę pana, ja naprawdę...

- Ani słowa, Potter - przerwał mu Snape.

Od razu po wyjściu z lochów Severus zorientował się, że Gryfon znów jest sobą. To przerażenie w jego oczach, które zagościło w nich zaraz po tym, jak tylko wypowiedział tamte słowa, dało mężczyźnie jasny sygnał, że coś jest nie tak. Potter zachowywał się dziwnie. Snape wyraźnie widział czyjąś ingerencję. Chłopak również zdawał sobie z tego sprawę, lecz najprawdopodobniej nie wiedział, dlaczego tak się dzieje. Natomiast mężczyzna się domyślał. Tak bardzo chciał się mylić. Ale wiele czynników wskazywało na to, że jednak miał rację. Tylko jak? Jakim cudem do tego doszło? I jak długo to trwało? Jak bardzo umysł chłopaka mógł być już spaczony? Sądząc po jego zachowaniu, do finału zostało jeszcze trochę czasu, ale ile dokładnie?

W końcu obaj się zatrzymali. Stali przed wielkim posągiem chimery. Snape widział, jak oczy Pottera rozszerzają się z szoku. Chłopak wreszcie zrozumiał, gdzie znienawidzony nauczyciel go prowadził. Snape wiedział, że to ryzykowne. W końcu istniała szansa, że zostanie całkowicie zdemaskowany. Lecz nie miał wyjścia. Musiał porozmawiać z Dumledore'em. On na pewno coś wymyśli. A przecież nie mógł zostawić Pottera w klasie. To byłoby zbyt niebezpieczne. W końcu nie wiedział, ile czasu już minęło. Mogło być na granicy, a to nagłe otrzeźwienie chłopaka mogło być tylko zmyłką. Nie powinien ryzykować. Swoje zachowanie zawsze będzie mógł w jakiś sposób wytłumaczyć, ale martwych uczniów w sali już niekoniecznie.

- Czekoladowe żaby - powiedział.

Chwilę później kamienny posąg odsunął się, a ściana, którą zasłaniał, rozstąpiła, ukazując pnące się ku górze spiralne schody. Harry i Snape weszli na nie, a po chwili stali już pod drzwiami prowadzącymi do gabinetu dyrektora. Profesor eliksirów nie zawracał sobie głowy pukaniem. Wszedł do środka sprężystym krokiem, ciągnąc za sobą chłopaka, po czym zatrzasnął za sobą drzwi.

Znaleźli się w pomieszczeniu pełnym najróżniejszych przedmiotów oraz ksiąg, a po środku tego wszystkiego był Albus Dumledore. Dyrektor siedział przy biurku i pisał coś na pergaminie. Na oparciu jego krzesła Severus dostrzegł czerwonego feniksa, który pochylał się nad swoim właścicielem. Wyglądało to tak, jakby ptak nadzorował pracę starca.

Kiedy Snape zamknął za sobą drzwi, Dumledore podniósł głowę i uśmiechnął się ciepło. Musiał przyznać, że obecność tych dwóch lekko go zaskoczyła, jednak nie dał po sobie nic poznać.

- Witaj, Severusie. Miło cię widzieć, Harry - powiedział, po czym odłożył pióro. - Czym zawdzięczam tę wizytę?

- Dyrektorze - zaczął Snape zachrypniętym głosem. - To sprawa najwyższej wagi.

- W takim razie mów, Severusie - polecił Dumledore poważnym głosem.

- Chciałbym to omówić na osobności.

Zespolone duszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz