"Milutkie" zwierzątka

2.5K 267 105
                                    

Pierwsza niedziela w nowym roku szkolnym zdecydowanie nie należała do tych leniwych. Po mało produktywnej sobocie większość Gryfonów była zmuszona pozostać w wieży. Nawał prac domowych przyprawiał uczniów z domu lwa o ból głowy. Ale cóż zrobić, skoro zostawiło się wszystko na ostatnią chwilę? Jednak była pewna osoba, pewien młody czarodziej, który zdawał się nie przejmować czyhającymi na niego obowiązkami. Siedział właśnie w pokoju wspólnym Gryffindoru na swoim stałym miejscu przy kominku i rozmyślał nad czymś intensywnie. Towarzyszyła mu dwójka najlepszych przyjaciół, którzy, tak jak pozostali Gryfoni, zajmowali się wypracowaniami. Lecz w pewnym momencie przestali, zaniepokojeni zachowaniem chłopaka.

- Harry, wszystko w porządku? - głos przyjaciółki wyrwał go z zamyślenia.

- Tak, wszystko gra - odparł machinalnie, nawet nie patrząc na dziewczynę.

Gryfonka zmarszczyła brwi. Wiedziała, że coś było ewidentnie nie tak. Jej przyjaciel znów ją zbywał. Ostatnio robił to coraz częściej. To było niepokojące.

- Dalej przejmujesz się tym boginem? - spytała, po chwili namysłu. - Może spytaj o to profesora Lupina. W końcu on jest ekspertem w...

- Nie o to chodzi, Hermiono - przerwał jej gwałtownie.

Dziewczyna wzdrygnęła się. Ton głosu przyjaciela przeraził ją. Był jakiś dziwny. Obcy. Jednak odniosła również wrażenie, że już go kiedyś słyszała. Podobne odczucie nawiedziło także Rona. Weasley spojrzał na przyjaciela z niepokojem.

- Co cię ugryzło? - spytał rudzielec po chwili. - Ostatnio cały czas nas zbywasz. Ukrywasz coś, czy...

- To nie wasza sprawa! - warknął, po czym wstał z kanapy. - Idę do Hagrida - odparł po chwili.

Ron i Hermiona patrzyli na niego ze zdziwieniem wypisanym na twarzy. Nie rozumieli, co wstąpiło w ich przyjaciela. Przecież nie powiedzieli nic złego. Dlaczego zareagował tak gwałtownie? I czemu właściwie chciał iść właśnie do Hagrida?

- Harry, nie sądzę, żeby to był dobry pomysł - powiedziała Harmiona ostrożnie. - Masz spore zaległości. Nie napisałeś jeszcze ani jednego wypracowania, a zadali ich nam całkiem sporo. Lepiej...

- Lepiej zajmij się swoimi sprawami, Hermiono - znów przerwał dziewczynie i, nie czekając na żadną odpowiedź, po prostu wyszedł, zostawiając dwójkę zszokowanych Gryfonów.

Kiedy przeszedł przez dziurę w portrecie, westchnął ciężko. Czy nie zareagował zbyt ostro? W końcu Ron i Hermiona po prostu się o niego martwili. Nie życzyli mu źle. Może powinien wrócić i ich przeprosić? Nie! Niby z jakiej racji? To oni wtrącali się w nie swoje sprawy. Przecież gdyby Harry chciał, sam by im o wszystkim powiedział. Jednak nie miał takiego zamiaru. Powinni to uszanować, a nie wytykać mu na każdym kroku, że coś przed nimi ukrywa. To ich wina, że tak zareagował. Mogliby zostawić go w spokoju. Miał tyle spraw do przemyślenia, a oni zawracali mu głowę jeszcze jakimiś wypracowaniami. Miał gorsze problemy. Znacznie gorsze.

Harry całą noc rozmyślał nad tym, co stało się w skrzydle szpitalnym. Znów stracił nad sobą panowanie. Złość całkowicie nim zawładnęła. Pragnienie ujrzenia cudzego cierpienia wypełniło cały jego umysł. Chciał widzieć strach, cierpienie. Usłyszeć krzyk, zawodzenie. Marzył o tym, aby ta paskudna Ślizgonka padła przed nim na kolana. Aby błagała o przebaczenie, o litość. Chciał zobaczyć Malfoya. Jego mizerną twarz, wykrzywioną przez grymas niemiłosiernego bólu. I dostał to. Dostał to wszystko z taką łatwością. Dłonie same odnalazły różdżkę. Zaklęcia same wypłynęły z jego ust. Wypowiadał je niemal z namaszczeniem. Zwłaszcza to jedno. Crucio. Tak właśnie brzmiało. Nie znał go. Nigdy o nim nie słyszał. Tak samo było z czarem, który wykorzystał podczas zmagań z Wierzbą Bijącą. Jednak te dwa zaklęcia były na zupełnie innym poziomie. Dzieliła je wielka przepaść. Harry to czuł. To, którego użył na Malfoyu, było specyficzne. Zadawało ból, i to jaki! Potter jeszcze nigdy nie widział, nie słyszał, aby ktoś aż tak mocno cierpiał. Wiedział, że nie byłby w stanie rzucać tym zaklęciem na prawo i lewo. A szkoda, pomyślał. Mógłby raczyć nim Malfoya codziennie. To było takie... ekscytujące. Czuł, że ma władzę nad tym aroganckim Ślizgonem. W tamtej chwili wszystko zależało tylko od Harry'ego. Od jego dobrej woli. Nie mógł się napatrzeć na to wspaniałe cierpienie. Było jak narkotyk. Chciał więcej i więcej. Już nie mógł się doczekać, aż...

Zespolone duszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz