- Episkey!
Harry aż jęknął z bólu i z powrotem przyłożył rękę do nosa. To zdecydowanie nie było przyjemne uczucie.
- Pokaż się - powiedziała pani Pomfrey.
Posłusznie odsłonił jeszcze niedawno złamany nos i pozwolił się obejrzeć.
- Boli cię? - spytała kobieta.
- Nie. Już jest w porządku - zapewnił.
Kiwnęła głową, po czym sięgnęła po fiolkę z eliksirem, która stała na szafce obok łóżka.
- Wypij to.
Harry wziął miksturę, a następnie wypił ją duszkiem, krzywiąc się przy tym. Dlaczego wszystkie lecznicze eliksiry muszą smakować tak ohydnie? - zastanawiał się.
- Mogę już iść? - spytał z nadzieją w głosie.
- Zostań jeszcze dziesięć minut. Poczekaj, aż eliksir zacznie działać. Potem będziesz mógł iść.
Chwilę później kobieta wyszła, zostawiając Harry'ego sam na sam z kapitanem drużyny Gryffindoru oraz dwoma pałkarzami. Oliver Wood non stop posyłał mu najróżniejsze spojrzenia, jednak Harry nie był w stanie stwierdzić, czy Gryfon był zły, zdegustowany, zmartwiony, czy może raczej rozczarowany. Natomiast Fred i George cały czas szczerzyli się do niego i co jakiś czas wymieniali porozumiewawcze spojrzenia.
- Jak? - spytał w końcu Wood.
Kapitan nie musiał precyzować tego pytania. Harry wiedział, o co Gryfon pytał. Jak to się stało, że spadł z miotły? Jeszcze nigdy mu się to nie zdarzyło na treningu. Ponadto Wood nie pamiętał, kiedy ostatnio chłopak tak długo szukał złotego znicza.
- Po prostu zrobiło mi się słabo - odparł Potter. - Myślałem, że jak na chwilę się zatrzymam, to mi przejdzie. Ale straciłem równowagę.
Musiał przyznać, że w ciągu ostatniego miesiąca sprzedał już całkiem sporo kłamstw. Jedne były lepsze, drugie gorsze, ale jedno było pewne. Były także potrzebne. Przecież w tym przypadku nie mógł powiedzieć Woodowi prawdy. Starszy Gryfon uznałby go za szaleńca, gdyby usłyszał, że Harry specjalnie spadł z miotły, bo chciał sprawdzić, czy będzie w stanie sam polecieć i jakie by to było uczucie. Gdy chłopak zaczął się nad tym zastanawiać, sam uznał, że było to tak samo głupie i nieodpowiedzialne jak jego ostatnia nocna eskapada. Dlatego wymówka o zasłabnięciu była niezbędna.
- Harry, to nie wyglądało tak, jakbyś zasłabnął - powiedział Wood poważnym tonem. - Widziałem, jak odrywasz ręce od miotły.
Fred i George spojrzeli najpierw na kapitana, a następnie na Harry'ego z niedowierzaniem wypisanym na twarzy. Najwyraźniej starszy Gryfon nie podzielił się z nimi swoimi obserwacjami.
- Co takiego?! - zawołali obaj.
- Harry, nie mów nam, że masz jakieś myśli samobójcze! - mówił Fred z niepokojem w głosie.
- To wina Snape'a, prawda? - dopytywał George. - Mamy mu coś dosypać do śniadania?
- Co? Nie! - zaprzeczył chłopak stanowczo.
Tego jeszcze tylko brakowało, żeby po szkole zaczęły chodzić plotki o tym, że Chłopiec, który przeżył miał myśli samobójcze i już pierwszą nieudaną próbę odebrania sobie życia. Nie! Musiał to jakoś wyjaśnić. Tylko jak?
- Nie mam żadnych myśli samobójczych - powiedział po chwili głośno i wyraźnie. - Snape też mi nic nie zrobił - dodał, widząc, jak jeden z bliźniaków już miał zamiar otworzyć usta. - Po prostu źle się poczułem. Zakręciło mi się w głowie. A ręce mogłem zabrać przez przypadek. Naprawdę.
CZYTASZ
Zespolone dusze
Fiksi Penggemar(UWAGA! Pierwsza część serii kompletna, druga ZAWIESZONA) Drugi rok nauki w Hogwarcie dobiegł końca i Harry spędza kolejne wakacje u wujostwa. Dwa dni przed urodzinami młody czarodziej ma sen - z pozoru zwykły i nic nieznaczący. Jednak tuż po przeb...