Północ już dawno minęła. Wszyscy uczniowie Hogwartu znajdowali się w Wielkiej Sali. Leżeli w śpiworach, jednak mało kto w ogóle próbował zasnąć. Większość osób była zbyt wstrząśnięta, żeby w ogóle myśleć o śnie. Wszelkie rozmowy były uciszane przez prefektów i nauczycieli, ale i tak co jakiś czas można było usłyszeć czyjeś zaniepokojone lub entuzjastyczne szepty.
Natomiast Harry... on od samego początku był dziwnie małomówny. Zaczepiany przez Rona i Hermionę prawie w ogóle nie reagował. Cały czas zdawał się nad czymś intensywnie myśleć. Nawet teraz, gdy dochodziła trzecia, chłopak wyglądał na niezwykle skupionego. Jego myśli wciąż krążyły wokół jednego tematu, a wzrok od czasu do czasu wędrował w stronę torby, w której wnętrzu był w stanie dostrzec połyskujące czarne oczy swojej małej przyjaciółki.
Cieszył się, że tego dnia postanowił jednak wziąć ze sobą torbę. Szczerze mówiąc, była mu ona kompletnie niepotrzebna, jednak branie jej gdziekolwiek było jednym z przyzwyczajeń, które wyrobił sobie, gdy nosił przy sobie diadem. I, jak widać, tym razem mu się to opłaciło.
Kiedy Harry usłyszał syk Meropy na korytarzu, na początku myślał, że się przesłyszał. Jednak im więcej słów do niego docierało, tym większą miał pewność, że to jednak nie był wytwór jego wyobraźni. Chciał się upewnić. Znaleźć źródło tego znajomego dźwięku. A gdy w końcu natknął się na samicę, nie mógł uwierzyć własnym oczom. To naprawdę była Meropa. Cała i zdrowa. Żywa. W jednym kawałku. Po pierwszej fali szoku, przyszła też niewyobrażalna ulga. Jego przyjaciółka... jego mała przyjaciółka w końcu się znalazła. Po tylu dniach rozłąki Meropa wreszcie się pojawiła. Nie interesowało go wówczas, jak, dlaczego. Liczyło się tylko to, że wróciła.
Niestety jego radość nie potrwała zbyt długo...
...
- Meropo?
Samica zatrzymała się gwałtownie, słysząc swoje imię. Odwróciła się szybko w stronę chłopaka i przyjrzała mu się uważnie. Harry nie mógł wyjść z szoku. To naprawdę była ona!
Chciał podejść bliżej. Wziąć ją na ręce. Poczuć jej skórę pod palcami. Przekonać się, że mu się nie przyśniła. Że naprawdę tam jest. Jednak gdy tylko postawił pierwszy krok, samica obnażyła swoje ostre kły, po czym syknęła na niego wrogo. Gryfon zamarł. Dlaczego? - myślał. Dlaczego tak zareagowała?
- Nie zbliżaj się! - syczała Meropa. - Zostaw mnie w spokoju! Wara! Wara!
- Meropo - niemal szepnął. - Meropo, to ja. Harry! - dodał już nieco głośniej. W jego głosie dało się wyczuć nutę desperacji.
Samica momentalnie ucichła. Znów zaczęła mu się przyglądać. Potter patrzył na nią niespokojnie. Co się dzieje Meropo? - myślał. To przecież ja. Nie poznajesz?
- Harry? - syknęła.
Chłopak uśmiechnął się lekko. Pamięta, pomyślał. Jednak pamięta...
W końcu udało mu się do niej podejść. Przykucnął, po czym wystawił dłoń w jej stronę. Na korytarzu byli tylko oni, jednak przyciszone rozmowy spod portretu wciąż do niego dochodziły. Gdy Meropa odważyła się wreszcie owinąć wokół jego przedramienia, do uszu Gryfona doszedł czyjś skrzeczący głos:
- Ale się wściekł ten Syriusz Black.
...
Harry znów spojrzał w paciorkowate oczy samicy. Wiedział, że Meropa jest czymś poważnie zaniepokojona. Tak bardzo chciałby z nią porozmawiać. Wyjaśnić to wszystko. Jednak musiał z tym poczekać. Wkoło było za dużo osób. Nie mógł nawet szeptać, bo oczywiście użyłby wówczas wężomowy. Możliwości pójścia gdzieś indziej też nie miał, dlatego był zmuszony zachować cierpliwość. Niestety w jego głowie kłębiło się zbyt wiele pytań, co sprawnie mu to utrudniało.
CZYTASZ
Zespolone dusze
Fanfiction(UWAGA! Pierwsza część serii kompletna, druga ZAWIESZONA) Drugi rok nauki w Hogwarcie dobiegł końca i Harry spędza kolejne wakacje u wujostwa. Dwa dni przed urodzinami młody czarodziej ma sen - z pozoru zwykły i nic nieznaczący. Jednak tuż po przeb...