Szansa na lepszą przyszłość

1K 75 34
                                    

Czego innego mógł się spodziewać? Od początku przewidywał, że właśnie tak to się wszystko skończy. Nie miał na co liczyć. Nie powinien mieć jakiejkolwiek nadziei po ostatnim. Ale oczywiście nie mógł się jej pozbyć. Nie tak w pełni. Mimo iż spodziewał się rozczarowania, to w głębi duszy nadal wierzył w to, że tego dnia uda im się rozwiązać całą sprawę. Ale gdy w końcu tutaj przyszedł, gdy zobaczył, że nie zrobili żadnego postępu, uświadomił sobie, jak głupie to było myślenie. Jak głupia była to wiara. Wcześniej Black nie przyszedł. Napis był zniszczony. Teraz też mężczyzna się nie pojawił. Nie zostawił żadnej informacji. W kryjówce nie było nic, co mogłoby ich do niego doprowadzić.

- Może jeszcze nie widział tej wiadomości? - podsunęła Pansy, choć tak naprawdę sama niezbyt w to wierzyła.

W kryjówce znaleźli w miarę świeże ślady, które wskazywały na to, że ktoś bez wątpienia odwiedzał to miejsce. W dodatku nie były to tylko ludzkie ślady. Odciski psich łap aż za dobrze rzucały się w oczy. A to mogło oznaczać tylko jedno - Black tutaj był, widział napis, ale ostatecznie nic z tym nie zrobił.

- Myślałem, że jak przeczyta o Peterze, to chociaż trochę się zainteresuje - powiedział nagle Harry, ignorując wcześniejsze słowa Pansy. - Sądziłem, że...

Nie dokończył. Prychnął cicho, po czym gorzko się zaśmiał. Wyglądał na jednocześnie rozbawionego, jak i zniesmaczonego tą sytuacją. Albo sobą...

- A co jeśli on naprawdę nie jest w stanie jakoś odpowiedzieć? - spytał Ron. - Przecież po tej wiadomości powinien zareagować. Powinien odpowiedzieć cokolwiek. W takim razie może nie tyle nie chciał tego zrobić, co nie mógł.

Harry spojrzał na przyjaciela nieco sceptycznie. Z jednej strony rzeczywiście nie mógł tego wykluczyć. W końcu to było naprawdę dziwne, że Black nie reagował. Meropa twierdziła, że gdyby tylko dowiedział się o Peterze, od razu by przyszedł. Nawet sam Pettigrew tak uważał! A skoro tak, to może faktycznie teoria Rona nie była bezpodstawna. Może Black nie był w stanie zostawić wiadomości. Ale co mogło go od tego odciągnąć? Czy był z kimś? Ktoś go powstrzymywał? W kryjówce znajdowały się dwa typy śladów - ludzkie i zwierzęce. Co jeśli one nie należały do jednej osoby, tylko do dwóch? Black mógł być w postaci psa, a ta druga osoba mogła go jakoś kontrolować. Tyle że... to było tak bardzo bez sensu! Black był uciekinierem. Działał sam. Uciekł po to, aby dorwać Pettigrew (teoretycznie). W takim wypadku raczej nikt by go nie kontrolował. Nawet gdyby mężczyzna rzeczywiście był byłym sługą Voldemorta, to jego pan nie mógłby nim kierować. Chyba...

Potter odruchowo zerknął na Toma. Riddle twierdził, że nie znał Blacka. Mówił, że nie ma pojęcia, czy mężczyzna rzeczywiście był jednym z ludzi Voldemorta. Teoretycznie Ślizgon nie miał nic wspólnego z Blackiem. A nawet gdyby, to raczej nie byłby w stanie się z nim kontaktować. Nie mógłby go kontrolować. Chociaż to też nie było pewne.

Ale nawet jeśli Voldemort jakimś cudem miał wpływ na Blacka, to niby z jakiej racji miałby go odciągać od tej sprawy? W ramach kary? Chciał po prostu dać mu nauczkę? Tę opcję Harry mógłby rozważać bardziej, gdyby miał pewność, że Black faktycznie miał coś wspólnego z Czarnym Panem. A tej pewności nie miał! Jego powiązanie z Voldemortem było dosyć wątpliwe. Teraz wszystko, co dotyczyło Blacka, było niejasne, dziwne, zagmatwane... Harry nie wiedział już, czego powinien się uczepić. Nie wiedział, który trop złapać i czy w ogóle powinien to robić. Black się nie zjawił, nie zostawił wiadomości. Teorii było kilka - albo nie mógł tego zrobić, albo nie chciał, albo ktoś mu zabronił, albo... mężczyzna w ogóle nie wiedział o tej wiadomości.

Harry zaczął przechadzać się po pokoju. Jego przyjaciele patrzyli na niego zaciekawieni. Zastanawiali się, co miał zamiar zrobić, jednak na razie postanowili go o to nie pytać. Po prostu patrzyli i czekali, aż chłopak sam im to powie.

Zespolone duszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz