Kiedy Harry obudził się w piątek, był w nadzwyczaj dobrym humorze. Czuł się taki... beztroski. Spokojny. Miał wrażenie, że wszystkie zmartwienia całkowicie z niego uleciały. W jego głowie nie było ani jednej nieprzyjemnej myśli. Tylko ta błogość. Ten spokój.
Zanim wstał, sięgnął najpierw po okulary, jednak gdy nałożył szkła, przez chwilę wydawało mu się, że nic się nie zmieniło. Dalej nie widział zbyt wyraźnie, dlatego zdjął okulary i spróbował jeszcze raz. Nie było żadnej zmiany. Dopiero po jakimś czasie ostrość zaczęła się minimalnie polepszać, lecz chłopak wciąż miał wrażenie, że widział znacznie gorzej, niż jeszcze dzień wcześniej. Tylko dlaczego? Czyżby coś było nie tak z jego wzrokiem? A może mu się tylko wydawało? Może tak naprawdę nic się nie zmieniło?
Na razie postanowił zignorować ten problem. W końcu nie był pewny, czy tak było naprawdę. Zaczął podnosić się z łóżka, jednak gdy tylko lekko się przesunął, poczuł, jak coś uciska go w bok. Odruchowo sięgnął ręką w poszkodowane miejsce, a gdy tylko jego palce zetknęły się z czymś chropowatym, z jego gardła wydobyło się ciche westchnienie.
Błogość, którą odczuwał zaraz po przebudzeniu, stała się jeszcze większa. Fale przyjemności zalały całe jego ciało, wprawiając je w lekkie drżenie. Harry przymknął oczy i siedział nieruchomo, napawając się tym wspaniałym uczuciem. Minęło trochę czasu, zanim zdołał w pełni dojść do siebie. Gdy był już nieco bardziej świadomy, zerknął w stronę miejsca, w którym jego palce stykały się z pewnym przedmiotem. Od razu zrozumiał.
Chwycił delikatnie znaleziony przez siebie diadem, po czym uniósł go na wysokość oczu. Nie był piękny. Swoim wyglądem nie przedstawiał niczego wyjątkowego. Był dosyć stary, zmatowiały i bez wątpienia porzucony przez poprzedniego właściciela. Ale jednak miał w sobie coś, co sprawiało, że Harry uważał go za swego rodzaju skarb. Bowiem wystarczyło tylko, że palce chłopaka lekko musnęły chropowatą powierzchnię przedmiotu, a przez ciało Harry'ego przepływały wspaniałe fale przyjemności, których nie można było porównać z niczym innym. To właśnie dzięki nim humor Pottera był taki dobry już z samego rana. Gryfon spędził z diademem u boku całą noc, co bez wątpienia sprawiło, że czuł się taki beztroski i radosny.
- Harry, już wstałeś? - do jego uszu dobiegł głos Rona.
Wzdrygnął się lekko i odruchowo ukrył diadem pod kołdrą. Dopiero gdy upewnił się, że przedmiot jest niewidoczny, odpowiedział:
- Tak, dopiero co.
- Idziesz na śniadanie? - spytał Weasley trochę niepewnie.
- Jasne, daj mi chwilkę.
- Poczekam na dole razem z Hermioną, jeśli nie masz nic przeciwko.
- W porządku. Idź. Zaraz do was dołączę.
Kiedy upewnił się, że został w dormitorium sam, znów sięgnął po diadem. Po raz kolejny doznał tego wspaniałego uczucia. Zdawałoby się, że za każdym razem jest tak samo intensywne. Nawet naprawdę krótka rozłąka nie była w stanie choć minimalnie zmniejszyć tej przyjemności.
Gdy przyzwyczaił się już do odczuwanej błogości, postanowił wreszcie wstać. Szybko poszedł do łazienki, a kiedy wrócił, zaczął się przebierać. Dopiero podczas nakładania pierwszych elementów garderoby zorientował się, że wciąż trzymał diadem w dłoni. Chciał go już odłożyć, ale szybko stwierdził, że może lepiej by było schować go od razu do torby. W końcu Ron i Hermiona nie będą czekać na niego całą wieczność, a ponowne przyzwyczajanie się do obecności przedmiotu było dosyć czasochłonne. Dlatego najpierw postanowił się spakować, a dopiero później ubrać.
![](https://img.wattpad.com/cover/191738209-288-k924754.jpg)
CZYTASZ
Zespolone dusze
Fanfiction(UWAGA! Pierwsza część serii kompletna, druga ZAWIESZONA) Drugi rok nauki w Hogwarcie dobiegł końca i Harry spędza kolejne wakacje u wujostwa. Dwa dni przed urodzinami młody czarodziej ma sen - z pozoru zwykły i nic nieznaczący. Jednak tuż po przeb...