Harry szedł przez puste osiedle, ciągnąc ze sobą kufer i klatkę Hedwigi. Jakiś czas temu opuścił dom wujostwa. Dochodziło południe, jednak póki co spotkał jedynie dwie obce osoby. To pewnie przez pogodę, pomyślał. Faktycznie nie zachęcała ona do spacerów. Niebo było zachmurzone i zapowiadało się na to, że w każdej chwili może spaść deszcz. Nie było to Harry'emu na rękę, zważywszy na to, że nie miał się gdzie podziać. Odkąd opuścił Privet Drive 4 pod peleryną niewidką, która uchroniła go przed wujostwem i Marge, pomyślał o dwóch miejscach, w których mógłby spędzić resztę wakacji. Pierwszym z nich była Nora, jednak brak Hedwigi spowodował, że szybko porzucił ten pomysł. Nie miał pojęcia, jakim cudem zdołałby skontaktować się z Weasleyami, którzy i tak, jak sobie później przypomniał, byli na wakacjach w Egipcie. Drugim pomysłem był "Dziurawy Kocioł", lecz i tu Harry dostrzegł problem. Nie wiedział, jak miałby się dostać do Londynu. Nie posiadał mugolskich pieniędzy, dlatego jakikolwiek "zwykły" środek transportu nie wchodził w grę. Ale miał miotłę, na której mógłby polecieć, i to była chyba jego najlepsza opcja. Jedyną przeszkodą był kufer. Harry wciąż bał się użyć czarów, żeby go zmniejszyć. Bo co jeśli zadanie bólu Marge nie zaliczało się do użycia magii? Jeśli teraz użyłby zaklęcia, zostałby wyrzucony od razu.
Westchnął ciężko. Nie wiedział, jak rozwiązać ten problem. Na razie i tak musiał czekać. Nie mógł ot tak wsiąść sobie na miotłę w biały dzień na mugolskim osiedlu i po prostu odlecieć. Powinien być ostrożniejszy.
Kilka przecznic dalej Harry usiadł na murku. Kontynuowanie wędrówki i tak nie miałoby sensu. Wyciągnął różdżkę i chwilę się w nią wpatrywał. Cóż, pomyślał, zawsze mogę zostać gajowym tak jak Hagrid. Lecz kiedy szykował się do wypowiedzenia zaklęcia, coś głośno huknęło i sekundę później przed Harrym stał wielki, trzypiętrowy autobus w kolorze fioletu. Chłopak patrzył na pojazd szeroko otwartymi oczami. Na przodzie autobusu zauważył napis: Błędny Rycerz. Chwilę później ze środka wyszedł konduktor niewiele starszy od Harry'ego. Zaczął coś mówić przesadnie oficjalnym tonem, jednak Harry słabo go słuchał. Zastanawiał się natomiast, czy aby na pewno nie zwariował.
- Nazywam się Stan Shunpike i dziś będę pańskim przewodnikiem... - Konduktor przerwał nagle i spojrzał na Harry'ego nieprzychylnym wzrokiem. - Słuchasz ty mnie w ogóle? - spytał urażony.
Harry otrząsnął się z zamyślenia. W tym czasie Stan zaczął baczniej mu się przyglądać. Kiedy jego wzrok natrafił na bliznę w kształcie błyskawicy, Potter szybko zasłonił ją włosami.
- Jak ty się w ogóle nazywasz? - spytał Shunpike.
- Marvolo - odparł pierwsze, co mu przyszło do głowy.
Chwila, czy to nie...?
- Wzywałeś nas, nie? Machnąłeś na nas różdżką? - spytał Stan, przesadnie przy tym gestykulując.
- Tak. Zawieziecie mnie do Londynu?
- Bez problemu.
Podróż do Londynu kosztowała jedenaście sykli. Harry zapłacił resztką monet, które zostały mu z zeszłego roku, po czym wsiadł do autobusu. Pojazdem kierował Ernie Prang - starszy czarodziej w okularach z grubymi szkłami. W środku nie było siedzeń, jak w normalnym autobusie. Zamiast nich znajdowały się tam łóżka, na których spali podróżni. Stan wskazał łóżko należące do Harry'ego.
- Daj staremu po zaworach, Ernie! - Gdy tylko Stan wypowiedział te słowa, autobus ruszył, a siła przyspieszenia odrzuciła Harry'ego na łóżko.
Młody czarodziej nie mógł się nadziwić, z jaką prędkością Błędny Rycerz pokonywał swoją trasę. W jednej chwili znaleźli się w Walii, a w drugiej byli w jeszcze innym miejscu. Drzewa, latarnie i inne przedmioty odskakiwały, gdy tylko autobus się do nich zbliżał. To było niepojęte. W pewnym momencie musieli się zatrzymać, aby wypuścić jakąś kobietę, która z ulgą opuściła pojazd. Następnie ruszyli w dalszą drogę.
Stan zaczął czytać "Proroka Codziennego" i wtedy Harry zobaczył zdjęcie człowieka, który wydał mu się znajomy.
- To on! - zawołał. - Syriusz Black! Widziałem go w mugolskiej telewizji!
Stan spokojnie odwrócił gazetę i spojrzał na zdjęcie Blacka.
- No pewnie, że go tam pokazywali. Skąd ty się urwałeś, Marvolo?
Harry wzdrygnął się na dźwięk tego imienia. Przez chwilę kompletnie zapomniał o Blacku i znów skupił się na tym, dlaczego powiedział właśnie to imię. Jeśli dobrze pamiętał, to było drugie imię Riddle'a. Tak! Na pewno. Tom Marvolo Riddle. Tylko dlaczego pomyślał właśnie o nim?
Jego rozmyślania znów przerwał Stan wręczający mu gazetę. Harry przeczytał artykuł, w którym Korneliusz Knot - Minister Magii - tłumaczył, dlaczego zdecydował się poinformować mugolskiego premiera o tym groźnym przestępcy. Chłopak dowiedział się również, że Black zamordował...
- Trzynaście osób? - spytał, patrząc na Stana. - Jednym przekleństwem?
- Kozak, nie? - zawołał Stan. - W biały dzień. Na dodatek był zwolennikiem Sam-Wiesz-Kogo!
- Voldemorta?
Nagle szarpnęło i Harry znów rozpłaszczył się na łóżku. Natomiast Stan ledwo utrzymał się na nogach. Okazało się, że to Ernie stracił panowanie nad kierownicą.
- Porąbało cię, Marvolo? - Shunpike aż trzymał się za serce. - Po kiego grzyba wypowiadasz jego imię? Chcesz na pozabijać?
- Przepraszam.
Dalej Stan opowiedział Harry'emu o tym, co zrobił Syriusz Black. Zabił tyle osób i tylko się roześmiał. Kolejny psychopata pokroju Voldemorta, pomyślał chłopak.
- To gdzie cię zawieźć, Marvolo? - spytał Stan.
Harry znów się wzdrygnął, kiedy Shunpike zwrócił się do niego tym imieniem. Poprosił, aby wysadzili go przed "Dziurawym Kotłem" i kilka chwil później byli już na miejscu.
- To cześć! - zawołał Harry do Stana, gdy już wyszedł z autobusu.
- Harry Potter.
Młody czarodziej stanął jak wryty, gdy usłyszał swoje imię. Na dodatek wypowiedziane tak znajomym głosem. Spojrzał w stronę "Dziurawego Kotła". Pod drzwiami stał Minister Magii we własnej osobie.
...
Rozdział poprawiony. Jeśli znajdziesz jakiś błąd, śmiało daj mi znać. Oczywiście, jeśli chcesz :)
CZYTASZ
Zespolone dusze
Fanfiction(UWAGA! Pierwsza część serii kompletna, druga ZAWIESZONA) Drugi rok nauki w Hogwarcie dobiegł końca i Harry spędza kolejne wakacje u wujostwa. Dwa dni przed urodzinami młody czarodziej ma sen - z pozoru zwykły i nic nieznaczący. Jednak tuż po przeb...