Harry patrzył na Toma kompletnie oszołomiony. Riddle nadal się uśmiechał. Gładził również dłoń chłopaka, która w pewnej chwili zaczęła lekko drżeć. Harry nie mógł wyjść z szoku, a z każdą sekundą panika zdawała się w nim tylko narastać. Ta cała sytuacja, jej skutki... to wszystko zaczęło docierać do niego coraz bardziej. Wiedział, co zrobił. Wiedział, co się stanie, jeśli inni się dowiedzą, jeśli nie uda mu się tego zatuszować. Wiedział, że nie powinien tak postąpić. Nie w takich warunkach. Nie teraz... Nawet to przyjemne ciepło, które dawał mu dotyk Toma, nie było w stanie odwrócić jego uwagi. Czuł delikatną błogość, ale ogrom tej sytuacji sprawnie ją tłumił. Bliskość Riddle'a nie pomagała. Jego uśmiech również. Natomiast słowa, które Ślizgon niedawno wypowiedział, tylko dodatkowo pogarszały sprawę.
Zrób to sam, Harry...
Dasz radę...
Tym razem już ci nie pomogę...
Nie pomoże mi, myślał Harry. Nie tym razem. Potter zaatakował tych Gryfonów. Napawał się ich cierpieniem. Cieszył się, słysząc ich krzyki. Wpływał na nich swoją magią, póki zupełnie nie zamilkli, a teraz musiał po sobie posprzątać. Musiał to zrobić sam. Tylko jak? Niby jak miałby to zrobić? Czy oni... czy po nich... czy po tym wszystkim w ogóle dało się sprzątnąć? Czy dało się to zatuszować? Harry nie miał jeszcze nawet odwagi, żeby ocenić szkody, jakie poczynił. Nie potrafił odwrócić przerażonego wzroku od Toma, skierować go na Grega, Jerry'ego i resztę, a następnie stwierdzić, czy cała banda po prostu zemdlała, czy może jednak...
Przełknął ciężko ślinę. Jego ręce wciąż drżały, a wraz z nimi całe jego ciało. Ten stan tylko się pogorszył, gdy w pewnej chwili Tom zabrał swoją dłoń, wstał, po czym odsunął się odrobinę. Harry patrzył na niego spanikowany. Chciał coś powiedzieć, ale nie był w stanie wykrztusić z siebie ani słowa. Otworzył tylko usta, lecz głos uwiązł mu w gardle.
- Harry...
Gryfon szybko spuścił wzrok. Utkwił go w swoich drżących dłoniach. Musiał się uspokoić. Ale to nie było takie proste!
- Harry, nie możesz zwlekać. Lepiej, żebyś zabrał się za to jak najszybciej.
Potter zacisnął kurczowo powieki. Tym razem głos Toma okropnie go zirytował. Ta łagodność... ten spokój... To było nie do zniesienia! Czy on nie widział, co się stało? Czy naprawdę nie przejmował się tym, w jakim stanie był sam Harry? Czy on uważał, że to wszystko przyjdzie tak łatwo? Może i kiedyś Gryfon potrafił zatuszować pewne sprawy z najwyższą obojętnością. Może i kiedyś przychodziło mu to z łatwością. Tyle że w tamtych momentach nie był w tym wszystkim sam! Dodatkowo Tom zmieniał nieco jego podejście. Teraz było inaczej. Nie miał żadnej pomocy. Żadnego wsparcia... Dlaczego...
- Harry...
- Dlaczego?
Tom zamilkł momentalnie, gdy z ust chłopaka padło to jedno pytanie. Harry powiedział je wyjątkowo cicho. W dodatku nie patrzył wówczas na Ślizgona. Wzrok uniósł dopiero po jakimś czasie. W jego oczach wciąż można było zobaczyć przerażenie, ale teraz było w nich coś jeszcze. Swego rodzaju złość i wyrzuty.
- Dlaczego mi nie pomogłeś? - tym razem Harry zadał to pytanie znacznie głośniej. - Dlaczego po prostu stałeś i patrzyłeś, jak oni wszyscy się nade mną znęcają? Nie kiwnąłeś nawet palcem. A przecież mówiłeś, że wszystko będzie dobrze, że gdy do tego dojdzie... - zamilkł gwałtownie. Pokręcił lekko głową. Kiedy znów spojrzał na Toma, w jego spojrzeniu pojawiła się nowa dawka nienawiści. - Teraz też nie chcesz mi pomóc. Naprawdę chcesz mnie tak z tym zostawić? Przecież jeśli to się wyda, ty też będziesz w tarapatach. Nie zatuszuję tej sprawy sam. Ja nawet nie wiem, czy oni...
CZYTASZ
Zespolone dusze
Fanfiction(UWAGA! Pierwsza część serii kompletna, druga ZAWIESZONA) Drugi rok nauki w Hogwarcie dobiegł końca i Harry spędza kolejne wakacje u wujostwa. Dwa dni przed urodzinami młody czarodziej ma sen - z pozoru zwykły i nic nieznaczący. Jednak tuż po przeb...