Oczy pełne...

2.6K 271 164
                                    

Drugi wtorek w tym roku szkolnym był znacznie lepszy od poprzedniego. Lekcja z Hagridem, na której dalej omawiali hipogryfy, była całkiem udana. Tym razem nawet Ślizgoni postanowili brać w niej czynny udział, a stało się to dzięki ingerencji Pansy. Odkąd Malfoy trafił do skrzydła szpitalnego, dziewczyna non stop była przybita. Nie zgłaszała się na żadnej lekcji, nie rozmawiała zbyt wiele ze swoimi rówieśnikami, za to bardzo często intensywnie nad czymś rozmyślała. Ożywiła się dopiero na lekcji Hagrida. Pozostali Ślizgoni nie mogli wyjść ze zdumienia, gdy zobaczyli Pansy podchodzącą do hipogryfów, uważnie słuchającą gajowego i uśmiechającą się od czasu do czasu. Nikt nie wiedział, co spowodowało tę zmianę nastroju. Może był to po prostu fakt, że Malfoy powoli odzyskiwał siły? Ale w takim razie dlaczego Parkinson nie zachowywała się tak na innych lekcjach? Musiał być jakiś inny powód. Tylko jaki?

Nie chcąc pozostawiać swojej towarzyszki samej wśród Gryfonów, reszta Ślizgonów również przyłączyła się do zajęć. Hagrid nie posiadał się z radości. Cieszył się, że wszyscy byli zaangażowani i słuchali go z takim zapałem. Przez całą lekcję nikt z niego nie szydził, nie krytykował go ani nie śmiał się z jego sposobu mówienia. Nie stało się też nic niespodziewanego, nie licząc oczywiście zachowania Ślzgonów. Hagrid miał tylko nadzieję, że już zawsze tak będzie.

Natomiast zupełnie inaczej minęły odbywające się przed opieką nad magicznymi stworzeniami zajęcia wróżbiarstwa. Nie były tragiczne, ale nie można było też określić ich mianem idealnych. Profesor Trelawney znów zaskakiwała swoich uczniów różnymi przepowiedniami, wzbudzając podziw niektórych dziewcząt. Jednak było kilka osób, którym zachowanie osobliwej nauczycielki zaczynało już działać na nerwy. Wśród nich byli między innymi Harry i Hermiona. O ile Ron traktował wypowiedzi Trelawney jak dobry kabaret i zbytnio się nimi nie przejmował, tak jego przyjaciele nie mogli ich znieść. Co prawda Hermionę najbardziej irytował sam przedmiot, ponieważ, jak słusznie zauważyła profesor wróżbiarstwa, książki za bardzo jej w nim nie pomagały. Jednak specyficzna osobowość Trelawney była jak oliwa, którą dolewa się do ognia. Sprawiała bowiem, że dziewczyna była naprawdę bliska rzucenia tego wszystkiego. Gdyby nie ciągłe uwagi kobiety, może i Hermiona byłaby w stanie przebrnąć przez ten przedmiot, lecz niestety nic nie wskazywało na to, aby profesor wróżbiarstwa miała zmienić swoje nastawienie.

Harry również nie przepadał za wróżbiarstwem i szaloną nauczycielką. Jednak miał nieco inny powód, niż Hermiona. Profesor Trelawney non stop przepowiadała mu śmierć. Tragiczną i nieuchronną. A gdy na niego patrzyła, wyglądała tak, jakby miała się za chwilę rozpłakać. Takie zachowanie sprawiało, że gniew tłumiony przez chłopaka powoli zaczął się uaktywniać. Harry zaczął mieć też wątpliwości, czy to, co przepowiedziała mu profesor pierwszego dnia, było prawdą, czy też zwykłą bujdą. Niby część przepowiedni się zgadzała. W końcu Potter wreszcie mógł przyznać, że miał swojego obrońcę. Osobę, która mu pomaga. Wcześniej doznał też lekkiego rozczarowania, gdy jego obserwator nie dał mu jasnej odpowiedzi. Ale co z resztą? Ze stratą i... śmiercią. Trelawney powiedziała, że zobaczyła w jego filiżance ponuraka, ale czy tak było naprawdę? A co jeśli Hermiona miała rację i to wszystko było tylko stekiem kłamstw? Przesiadując na drugiej lekcji wróżbiarstwa, Harry zaczynał mieć coraz większe wątpliwości, czy profesor Trelawney faktycznie znała się na swoim fachu. Ta niepewność strasznie go irytowała i sprawiła, że przez resztę dnia chodził rozdrażniony, co nie umknęło uwadze Hermiony.

Jeszcze dzień wcześniej dziewczyna postanowiła sobie, że wypyta Harry'ego o kilka rzeczy. Jednak gdy zobaczyła, w jakim humorze był chłopak, zrezygnowała. Obawiała się kolejnej kłótni. Ponadto miała świadomość tego, jak dużo pracy czekało na jej przyjaciela, dlatego zdecydowała się poczekać.

Zespolone duszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz