- Dobij go!
Głośny syk Meropy rozszedł się po całym skrzydle szpitalnym, jednak Harry nie zwrócił na to większej uwagi. Siedział na podłodze, wciąż ciężko oddychał i... nie mógł... po prostu nie mógł w to uwierzyć. Tom... ten chłopak... on...
Pokręcił gwałtownie głową, po czym zacisnął kurczowo powieki. Nie, powtarzał sobie w myślach, to tylko sen. To nie może... to nie może być prawda. Tom nie... on nie jest... nie może...
Kiedy w końcu otworzył oczy, z jego gardła wyrwał się zduszony jęk. On nadal tam był... Dlaczego... dlaczego to wszystko nie może być tylko snem? Wspomnienia sprzed kilku miesięcy, sprzed kilku lat przewijały się w jego umyśle. W końcu wróciły... Harry miał wrażenie, że jeszcze trochę i jego czaszka zacznie dymić. Tyle tego było... Nawet nie zdawał sobie sprawy, że stracił aż tak wiele... Cały pierwszy rok... poszukiwanie Kamienia Filozoficznego... jego pierwsze spotkanie z Voldemortem po latach... Voldemort...
Czuł, jak całe jego ciało zaczyna drżeć. Oddech stawał się coraz szybszy. W pewnym momencie chłopak ukrył twarz w dłoniach. Musiał się uspokoić. To nie był czas na panikę. Powinien myśleć racjonalnie. Jednak kolejne wspomnienia co rusz zalewały mu umysł. Ten pierwszy raz, gdy zobaczył Riddle'a. Później ich spotkanie w Komnacie Tajemnic. Tom... pamiętał jego słowa. Każde jego słowo... Pamiętał, jaki był wściekły, gdy słuchał tego wszystkiego... jak bardzo nienawidził wtedy Riddle'a... Bo niby jak mógł czuć jakąkolwiek sympatię do tego... tego potwora? Zwłaszcza gdy w końcu dowiedział się, kim tak naprawdę był. Przypomniał sobie świetliste litery, które Ślizgon wypisał w powietrzu. Jego oświadczenie... to on... to on był Voldemortem. Tom Marvolo Riddle był jego wrogiem. Kolejnym wcieleniem czarnoksiężnika, który zamordował jego rodziców. W tamtej chwili... Harry czuł do niego tylko nienawiść. Nie pałał do tego chłopaka żadnym innym uczuciem. Jeszcze kilka miesięcy temu...
Zadrżał gwałtownie. Odsunął dłonie od twarzy. Znów na niego spojrzał. Na tego nieprzytomnego, teraz kompletnie bezbronnego chłopaka, który był z nim przez te wszystkie miesiące. Który tyle razy uratował mu życie. Który go chronił, pomagał mu... był przy nim, gdy inni zawiedli. Patrzył na Toma Marvolo Riddle'a i nie mógł uwierzyć, że Ślizgon jest tą samą osobą, którą spotkał na drugim roku. Nie... po prostu w to NIE WIERZYŁ! To na pewno nie tak! To nie mogło się tak skończyć! Tom... jego Tom... jego... bratnia dusza...
- Harry! - kolejny syk Meropy. Tym razem również zignorowany...
Jego słowa. Te wszystkie słowa, obietnice... Mówił, że robił to dla ich dobra... przysięgał, że Harry'emu nie stanie się żadna krzywda... prosił go, żeby chłopak nie wierzył w słowa Lupina, w słowa przyjaciół... żeby nie zwracał uwagi na zachowanie Meropy... Prosił go o to, żeby chłopak nie dał sobie niczego wmówić. Bo to wszystko nie tak. To wszystko było... dla ich dobra...
- Harry!
Ich wspólne noce. Te momenty, w których się dotykali. Te wszystkie rozmowy... Pamiętał słowa Meropy. Samica twierdziła, że Tom go wykorzystuje. Inni mówili, że Ślizgon nim manipuluje. Ron, Hermiona... nawet Pansy swego czasu przyznała, że Riddle może być niebezpieczny. Wszyscy mu to mówili. Ostrzegali... Czy słusznie?
Wydarzenia z Komnaty Tajemnic wciąż dawały o sobie znać. Nienawiść, którą wtedy odczuwał, powoli zaczynała w nim kiełkować. Kiedy przypominał sobie to wszystko. Kiedy wciąż widział przed oczami te świetliste litery...
On cię wykorzystuje...
Miesza ci w głowie...
Dlaczego tego nie widzisz...
CZYTASZ
Zespolone dusze
Fanfiction(UWAGA! Pierwsza część serii kompletna, druga ZAWIESZONA) Drugi rok nauki w Hogwarcie dobiegł końca i Harry spędza kolejne wakacje u wujostwa. Dwa dni przed urodzinami młody czarodziej ma sen - z pozoru zwykły i nic nieznaczący. Jednak tuż po przeb...