Dowód

2.7K 276 27
                                    

Pomfrey chciała przetrzymać go do następnego dnia, jednak Harry'emu udało się ją wybłagać, żeby wypuściła go wcześniej. Musiał zapewniać ją setki razy, że czuje się już dobrze i że na pewno zdoła dotrzeć sam do Wieży Gryffindoru. Kiedy wyszedł wreszcie ze skrzydła szpitalnego, pozostało zaledwie kilkanaście minut do ciszy nocnej. Musiał się śpieszyć. Nie chciał trafić chociażby na Snape'a, który nie przepuściłby okazji do odjęcia mu punktów, czy wlepienia szlabanu.

Szedł szybkim krokiem, rozglądając się przy tym na boki. Miał jeszcze trochę czasu, jednak wolał być ostrożny. Po drodze do Wieży rozmyślał też nad jedną ważną kwestią. Mianowicie zastanawiał się, co mogło się stał Malfoyowi. Ron powiedział mu, że blondyn nagle osunął się na ziemię podczas lekcji z Hagridem. Tylko dlaczego? Na początku, kiedy usłyszał to od przyjaciela, nie przejął się tym zbytnio. Ślizgon mógł po prostu zasłabnąć. Jednak gdy zobaczył Malfoya leżącego w skrzydle szpitalnym, ogarnął go niepokój. Chłopak nie wyglądał najlepiej. Był też stale nadzorowany przez Pomfrey. Pielęgniarka wyglądała na zaniepokojoną, kiedy zajmowała się blondynem. Jego stan musiał być poważniejszy, niż Harry przypuszczał. Tylko co go spowodowało? Potter miał dziwne przeczucie, że doskonale wie co, a raczej KTO doprowadził Ślizgona do takiego stanu. Pamiętał, co myślał, zanim ogarnęła go ciemność. Cały czas słyszał komentarze Malfoya na temat zajęć Hagrida. Ledwo był w stanie utrzymać nerwy na wodzy. Żałował, że nie mógł użyć różdżki. Chciał rzucić zaklęcie. To, którego był bliski użyć tuż przed ucztą powitalną. Pragnął zobaczyć, jak blondyn wije się z bólu, jęczy i błaga o litość. Chciał widzieć cierpienie na jego twarzy. I zaraz po tym usłyszał czyjś krzyk. Dalej była już tylko ciemność, a po niej skrzydło szpitalne i pustka w głowie. Po ostatnim takim wydarzeniu zastał psa powieszonego na latarni. Teraz był Malfoy. Czy to możliwe, że to właśnie on - Harry - był sprawcą tych dwóch rzeczy? Tak, myślał, to nawet pewne. Skoro był w stanie sprawić ból Marge, to dlaczego nie mógłby zrobić tego samego Malfoyowi? Tylko w znacznie gorszym wydaniu.

Później naszła go jeszcze jedna myśl. Czy to wszystko było powiązane z NIM? - zastanawiał się. Wszystkie dziwne rzeczy, które go ostatnio spotykały, miały coś wspólnego z jego obserwatorem. Wszelkie zasłabnięcia, luki w pamięci i tym podobne. Co do tego nie było wątpliwości. Sprawa z Majcherem również się do nich zaliczała. W końcu to nie mógł być przypadek, że zaraz po śnie, w którym była mowa o powieszonym króliku, zastał psa urządzonego w podobny sposób. Ale czy wydarzenie z tego dnia również było powiązane z NIM? W końcu było bardzo podobne do wcześniejszego. Jednak tym razem dowiedział się chociaż, co robił. Ale czy na pewno on to robił? Hermiona tak nie uważała. Jego przyjaciółka była pewna, że szlamą nazwał ją ktoś inny. Przynajmniej tak powiedział mu Ron. Ale jak to możliwe? Przecież oboje słyszeli, jak Harry wymawiał te słowa. Chyba że... Nie, to nie może być prawda, myślał.

Wreszcie znalazł się przed obrazem strzegącym wejścia do Wieży Gryffindoru. Do ciszy nocnej pozostało zaledwie kilka minut. Kiedy wszedł do pokoju wspólnego, zastał w nim jedynie kilka osób, w tym dwójkę swoich najlepszych przyjaciół. Ron i Hermiona siedzieli przy kominku i zawzięcie o czymś rozmawiali. Stojący przed nimi stolik był zapełniony różnymi księgami i zapisanymi arkuszami pergaminu. Najwyraźniej dwójka przyjaciół nie zauważyła przybycia Harry'ego. Dostrzegli go dopiero wtedy, gdy chłopak zbliżył się do nich.

- Harry! - zawołała Hermiona, po czym wstała i zarzuciła mu ręce na szyję.

Potter uściskał dziewczynę, a kiedy ją puścił, uśmiechnął się lekko. Przywitał się również z Ronem, po czym przerzucił spojrzenie na stolik.

- Aż tyle nam zadali? - spytał.

- Nie, to coś innego - odparła Hermiona, posyłając mu porozumiewawcze spojrzenie. - Ron na pewno wszystko ci powiedział? - spytała już ciszej.

Zespolone duszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz