Rozdział 27

987 68 95
                                    

Jeszcze tego samego dnia Magnus i Alec udali się do domu Azjaty. Chłopak może i trochę się tego bał, bo był pewien, że będą tam rodzice Magsa, ale przecież ten dał mu wybór, prawda? Mogli iść wcześniej kiedy ich nie było albo później, gdy wrócili z pracy. Alec wybrał tę drugą opcję, bo wcześniej nie miał ochoty nigdzie iść. Teraz jednak gdy zrobiło się już dość późno, a oni obaj byli po obiedzie na który była pizza, którą zamówili, bo Lightwood upierał się żeby dzisiaj już nic nie gotować. Twierdził, że Bane już i tak za dużo dla niego zrobił. Śniadanie mu wystarczyło i nie chciał już dzisiaj bardziej wykorzystywać Magnusa.

Kiedy nastała już 17 godzina, obaj wyszli z domu i kierowali się do dawnego mieszkania Bane'a. Alec się trochę stresował. Dawno nie był u niego w domu i czuł się dosyć dziwnie. Ostatnim razem był tam po całej tej sytuacji... Nie chciał tego pamiętać, ale to samo przychodziło do jego głowy co jakiś czas.

Magnus wszedł do domu jak gdyby nigdy nic. Alec zatrzymał się przed drzwiami i spojrzał na kwiaty rosnące przed domem. Nie wiedział czemu one przykuły tak jego uwagę, ale były piękne. Nawet nie wiedział jakie to kwiaty, bo całkowicie się na tym nie znał. Miały one niezwykły kolor i Alecowi zdawało się, że jest on fioletowy, choć nie do końca tak było.

Gdy Magnus zorientował się, że chłopaka nie ma za nim, odwrócił się i zobaczył Aleca stojącego przed drzwiami. Wyszedł więc do niego i spojrzał w tamto miejsce, gdzie utkwiony był wzrok niebieskookiego.

- To rozwar wielkokwiatowy - oznajmił, patrząc na kwiaty. - Zasadziłem go z mamą niedawno.

- Jest... p-piękny... - szepnął, a potem spojrzał na Magnusa. - B-bardzo...

Bane nie myśląc nawet długo, schylił się i zerwał kwiata. Alec chciał zaprotestować, ale nawet nie zdążył, bo Azjata zdążył go już zerwać.

- Proszę. To dla ciebie - powiedział z uśmiechem, wyciągając w stronę chłopaka kwiatka. Był on dość mały, bo Magnus nie urwał go całego.

- Nie musiałeś... - westchnął, po czym spojrzał na roślinę.

- Ale chciałem i to zrobiłem. Może i ona nie wytrzyma długo, ale mogę zrywać ci ją każdego dnia, dopóki nie zerwę wszystkich kwiatów dla ciebie.

Alec zarumienił się lekko i chwycił roślinę, a potem obdarzył chłopaka szerokim uśmiechem.

- Jesteś niemożliwy - powiedział dość szybko nie jąkając się przy tym.

Magnus był z niego dumny. Mimo tych niewielkich postępów, które ten wykonywał każdego dnia, Azjata nie mógł przestać podziwiać Alexandra. To było jak obserwowanie małego dziecka, które dopiero co zaczyna swoją naukę z chodzeniem. Tak samo było właśnie z Alekiem, który każdego dnia coraz bardziej zbliżał się do Magnusa. Może i było to nie do końca świadome, ale tak się działo i to nie bez przyczyny.

- Tak? A ty jesteś aniołem, a teraz chodź do domu, bo mama zacznie krzyczeć, że zostawiliśmy otwarte drzwi - powiedział Magnus, przepuszczając Aleca w drzwiach.

Chłopak wszedł pierwszy i zdjął buty, choć Azjata nalegał, żeby ten tego nie robił. Lightwood jednak z grzeczności to zrobił, bo nie przywykł do chodzenia po czyimś domu w butach. Poza tym nie chciał nanosić syfu do czyjegoś domu i robić Sophie dodatkowych problemów.

- Magnus to ty? - Zawołał Todd z salonu.

- Tak tato to ja. Przyszedłem z Alexandrem! - Odpowiedział mu. Alec wciąż nie mógł przestać zachwycać się swoim imieniem, które tak pięknie brzmiało w ustach Magnusa. Wcześniej tak bardzo go nienawidził i najchętniej by je zmienił, teraz jednak jego pełne imię wydawało mu się piękniejsze niż kiedykolwiek wcześniej, a to właśnie za sprawą Azjaty, który wypowiadał je z niemalże czcią.

I Promise You For a Ten Fingers/ MalecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz