Rozdział 48

789 43 53
                                    

Podróż do domu nie trwała długo. Dla Aleca zawsze dłużyła się droga, gdy jechał pierwszy raz w jakieś miejsce, lecz kiedy wracał wszystko działo się jakby szybciej. Czas zdawał się przyspieszać, choć on tego naprawdę nie chciał. Pragnął czerpać każdą chwilę, jednak tak naprawdę nie miał już dużo czasu... Wyprowadzka Magnusa zbliżała się nieubłagalnie i obaj byli pewni, że to nie będzie dobrym doświadczeniem.

Gdy dotarli do Nowego Jorku, pierwszy dzień spędzili w swoim domu, żeby odpocząć po podróży. Postanowili pójść do rodziców Bane'a następnego dnia, aby powiedzieć im o mieszkaniu w San Francisco jak i poprosić o odrobinę pieniędzy. Magnus chciał poprosić również o coś jeszcze, ale na osobności z mamą, bo nie chciał aby Alec o tym słyszał.

Następnego dnia, bez uprzedzenia poszli do państwa Bane i choć Alexander chciał ich poinformować o przybyciu, Azjata nic sobie z tego nie robił, mówiąc, że są zawsze mile widziani i poza tym jest ich synem, który jakby nie patrzeć jeszcze miesiąc temu mieszkał z nimi.

Kiedy zapukali do drzwi, musieli postać jakiś czas przed nimi, żeby usłyszeć jakiekolwiek kroki dochodzące z domu. Otworzyła im Sophie, która prawda mówiąc wyglądała dość dziwnie. Jej włosy były w nieładzie i wyglądała jakby pokłóciła się z grzebieniem lub dopiero co wstała. Na ramiona miała zarzucony zwykły szlafrok, którym okryła swoje ciało. Widząc Magnusa i Aleca, otworzyła szeroko oczy ze zdumienia i zanim zdała sobie sprawę z tego, że to oni minęła jakaś minuta, podczas której patrzyli na siebie.

- Mamo? Żyjesz? Wyglądasz tak jakbyśmy byli conajmniej nie z tej planety - powiedział Bane, machając jej ręką przez twarzą. Wtedy kobieta dopiero się otrząsnęła z transu i uśmiechnęła się szeroko.

- Co? Znaczy tak. Co tu robicie? - Zapytała drapiąc się po głowie i wyraźnie nie ogarniając jeszcze co się dzieje. Aleca to bawiło, bo pierwszy raz widział Sophie w takim stanie i nie rozumiał o co chodzi.

- Dzień dobry pani - przywitał się w końcu, uznając, że to nieładnie nic nie mówiąc przez dłuższy czas.

- Witaj synku - powiedziała po chwili, podchodząc do niego i przytulając mocno do siebie. Chłopak szczerze mówiąc tęsknił za tym, w pewien sposób, matczynym przytuleniem. Ciepło jakie biło od kobiety nadal nie przestawało go zadziwiać i był szczęśliwy, bo czuł, że Sophie naprawdę go lubi.

- A ja jak zwykle odchodzę na dalszy plan. Rodzony syn! - Pisnął Bane, który przyglądał się temu jak do tej chwili w milczeniu. Tak naprawdę nie przeszkadzało mu to, że jego mama najpierw przytuliła Alexandra, cieszył się, bo wiedział, że ta traktuje go jak syna.

- Nie odchodzisz - zaprzeczyła szybko przytulając i jego. - Kocham was obu równie mocno.

Alec naprawdę nie wiedział co powiedzieć. Było mu miło, że kobieta traktuje go jak syna, był na równi z Magnusem i cieszył się z tego w pewnym sensie, bo nigdy tak naprawdę nie dostał tego od swojej matki. "Kocham cię" rzadko padało z jej ust, dlatego teraz, gdy usłyszał te dwa z pozoru zwykłe słowa, poczuł jak z jego oka wypływa pojedyncza łza.

- Ja ciebie też mamo - szepnął, zanim w ogóle się zastanowił. Nie zwracał się do Sophie w ten sposób, to był drugi raz kiedy tak mu się zdarzyło i nadal czuł się z tym dziwnie, choć kobieta wyraźnie powiedziała mu, że może ją tak nazywać i nie ma w tym nic złego. - Ja...

- Naprawdę miło mi jak mnie tak nazywasz - odpowiedziała z uśmiechem kobieta. - A teraz może wejdziecie?

- Po to przyszliśmy - zaśmiał się do tej pory milczący Bane, który pierwszy wszedł do pomieszczenia. Gdy zdjęli buty, Magnus zaczął się rozglądać za ojcem, który musiał gdzieś tu być. Była sobota, więc nie powinien pracować.

I Promise You For a Ten Fingers/ MalecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz