Magnus
Odsunąłem się od niego. Nawet nie byłem w stanie spojrzeć mu w oczy. Zaczęliśmy iść w stronę domu ramię w ramię. Po chwili poczułem jak zimna dłoń Aleca odnajduje moją - tą zdrową. Splótł ze sobą nasze palce. Moje dłonie na szczęście były o wiele cieplejsze od tych jego, więc choć trochę mogłem go ogrzać, bo te jego były lodowate.
Przez całą drogę do domu szliśmy w milczeniu. Oczy okropnie mnie piekły od łez, a mróz wcale w tym nie pomagał. Zimno i łzy nie były dobrym połączeniem. Gdy dotarliśmy do domu otworzyłem drzwi i przepuściłem w nich Aleca.
- Co tu się stało? – Zapytał, patrząc na ścianę, na której była teraz dziura. Po chwili jednak chyba skojarzył fakty i złapał za moją krwawiącą jeszcze dłoń. Spojrzał na mnie zaskoczony, nie zdejmując z siebie ubrań. – Co ty zrobiłeś?
- Co? T-to nic... - mój głos nadal drżał. Byłem przygnębiony i męczyło mnie poczucie winy bo wiedziałem, że postąpiłem źle, kłócąc się z Alekiem. On był taki kruchy. Przecież to wiedziałem, a jednak pozwoliłem złości przejąć nade mną kontrolę. Nie chciałem wypowiadać wtedy tych słów i bardzo żałowałem, że tak zareagowałem na to wszystko.
W pewnym momencie Alec zaczął iść po schodach na górę. – Nie odchodź...- Zaraz przyjdę – powiedział i już go nie było. Po chwili wrócił z apteczką w dłoni, dopiero zdejmując z siebie ubranie. Co prawda naniósł trochę śniegu, ale kto by się tym teraz przejmował?
Nie prosiłem go o nic, a jednak on zaczął opatrywać mi dłoń jak gdyby nigdy nic.
- Nie masz niczego złamanego?- Nie obchodzi mnie to – odpowiedziałem. Bolało kiedy Alec mnie opatrywał, ale wiedziałem, że tak musi być. Byłem pewien, że nic sobie nie złapałem. Uderzałem dość mocno, ale nie na tyle by złamać sobie palce. Byłem tego pewien.
Gdy woda utleniona zetknęła się z pojedynczymi nacięciami, syknąłem z bólu.- Poruszaj palcami – poprosił po chwili, samemu chcąc sprawdzić, czy aby na pewno nic sobie nie zrobiłem.
- Nie musisz... Nie zasłużyłem – powiedziałem, trzymając nadal dłoń zaciśniętą w pięść.
- Proszę poruszaj nimi – mówił spokojnie, choć wiedziałem, że jeśli tego nie zrobię jego cierpliwość w końcu się skończy.
- Nie zasługuję na takiego anioła jak ty – powiedziałem cicho. Jego głos był taki delikatny i spokojny. Mimo tego co mu zrobiłem, on nadal był taki czuły i troskliwy za co byłem mu cholernie wdzięczny. – Nie trzeba... Ja... To nic takiego.
- Chcę wiedzieć, że nie są połamane. Proszę poruszaj nimi – powtórzył po raz kolejny. Zamknąłem na chwilę oczy, po czym spojrzałem na swoją rękę. Delikatnie rozprostowałem palce, drażniąc przy tym zakrzepniętą krew, która znowu zaczęła się sączyć. Syknąłem z bólu, zaciskając mocno zęby. – Chyba nie są połamane, skoro możesz nimi ruszać. Możesz zgiąć.
- Mówiłem, że to nic. Daj to opatrzę się sam – powiedziałem cicho, nie patrząc na niego. Nie chciałem żeby mi pomagał, mogłem zrobić wszystko sam, zasługiwałem na to.
- Zegnij rękę – powtórzył. W jego głosie zacząłem wyczuwać irytację do mojej osoby. Zamknąłem rękę i oczy nic już nie mówiąc, bo nie chciałem bardziej go denerwować. W końcu opatrzył moje rany i obwiązał dłoń bandażem. – Idź na górę. Tylko najpierw się rozbierz.
Zdjąłem posłusznie buty, a potem kurtkę. Następnie powoli poszedłem na górę tak jak mi kazał. Usiadłem na łóżku w sypialni i czekałem, sam nie wiedząc na co. Czułem się okropnie. Nie wiedziałem ile czasu minęło i ile tak czekałem, ale nie obchodziło mnie to.
CZYTASZ
I Promise You For a Ten Fingers/ Malec
FanfictionAlec Lightwood to 18-letni chłopak, który ma za sobą ciężkie życie. Nie widzi w nim żadnych pozytywów. Wiecznie samotny outsider, nieśmiały i cichy, bojący się wyznać prawdę o swojej orientacji. Pewnego dnia postanawia wejść na portal internetowy, d...