Rozdział 59

677 39 46
                                    

Następnego ranka byli już w samolocie lecącym na Islandię. Obaj równie podekscytowani, ale z innych powodów. Magnus nie mógł się doczekać aż w końcu będzie mógł oświadczyć się chłopakowi. Od kilku dni co noc wykonywał telefony do różnych ludzi, bo chciał żeby wszystko było idealne i dopięte na ostatni guzik. Ten dzień musiał być zniewalający i bez wątpienia taki będzie, a przynajmniej taką miał nadzieję.

Alec niczego nie podejrzewał i nawet do głowy nie przyszła mu myśl, że lecą tam po to aby Magnus mógł mu się oświadczyć. O pudełeczku całkowicie zapomniał i nie zdawał sobie nawet sprawy z tego, że Bane ma je przy sobie ten cały czas i to jest ich cel podróży - oświadczyny. Przez cały ten czas żył w nieświadomości, że już niedługo się to stanie. Był też ciekaw skąd Bane ma na to wszystko pieniądze, ale nie chciał o to pytać, choć bardzo go to korciło.

Podczas lotu, Alec był tak wymęczony, że spał przez cały czas, dzięki czemu Magnus mógł pomyśleć nad wszystkim. Mógł szczerze przyznać sam przed sobą, że cholernie bał się tego momentu w którym tak ważna dla niego rzecz miała się stać. Był pewien, że jego chłopak powie "tak", ale miał obawy, że nie spodoba mu się samo wykonanie tego, bo było inne od tych które widuje się w filmach.

To sen podsunął mu ten pomysł. Widział w nim tylko urywki, ale to wystarczyło, bo Google pokazały mu coś podobnego z jego snu. Nie mógł się doczekać momentu w którym poprosi go o rękę. Wiadomym było, że nie zrobi tego, tego samego dnia kiedy tam dotrą, tylko poczeka kilka dni, albo jeden. To zależało od tego jak Alec będzie się czuł.

Po wylądowaniu i dotarciu do pokoju hotelowego, Azjata poszedł na balkon podziwiać widoki, które były piękne, a Alexander usiadł na łóżku ze smutną miną i westchnął. Podróż nie była dla niego miłym doświadczeniem... Te spojrzenia na jego brzuch... Czuł się jak ktoś kto nie ma prawa bytu. Jak ktoś obcy czy kosmita. Nie chciał się tak czuć, ale ci ludzie sprawili, że miał ochotę nigdzie już nie wychodzić.

Pokój który wynajęli był mały, ale dość luksusowy. Miał ogromne, królewskie łoże na środku i plazmę, która właściwie nie była im potrzebna, bo zazwyczaj nie spędzali czasu przed telewizorem. Nie było tu nic nadzwyczajnego, co Alecowi się spodobało, bo czuł się tak jak w domu.

Gdy Bane wrócił z powrotem do pokoju spostrzegł, ze chłopak jest niezwykle smutny. Nie wiedział czym jest to spowodowane, ale zmartwił się, że to przez to, że tu przylecieli.

- Ludzie się na mnie dziwnie patrzyli... - odparł po krótkiej chwili ciszy.

- Gdzie? - Zapytał Azjata, klękając przy jego nogach.

- Ludzie na lotnisku i goście w hotelu...  - odpowiedział od razu. Naprawdę było mu przykro. Jego brzuch może i był już zaokrąglony, ale nie aż tak żeby patrzeć się na niego jak na dziwaka.

- Nie przejmuj się nimi skarbie... - szepnął Azjata, chcąc go pocieszyć w jakiś sposób. - Patrzą się na ciebie, bo nigdy nie widzieli kogoś tak wyjątkowego jak ty.

- Nie wydaję mi się - odpowiedział smutno, zaczynając się bawić palcami jak to miał w zwyczaju robić, gdy było mu źle czy przykro. - Chcę do domu.

- Co? Ja nie... Dopiero co tu przylecieliśmy. Proszę nie przekreślaj wszystkiego - poprosił chłopak, bojąc się, że za chwilę jego plan szlag trafi. Tak bardzo chciał poprawić Alecowi humor w jakiś sposób, ale nie miał pojęcia jak odwrócić jego uwagę od tych myśli. Złapał go za dłonie i ucałował je delikatnie.

- Nie chcę przekreślać wszystkiego, ale nie czuję się tu dobrze.

- Posłuchaj mnie teraz, dobrze? - Alec pokiwał tylko twierdząco głową, zamieniając się w słuch. - Wiem, że pierwsze wrażenie nie było dobre przez te spojrzenia wszystkich ludzi wokół, ale... walić ich Alexander. Ludzie są podli i wiemy to nie od dziś, ale pomyśl o tym w ten sposób, że już nigdy ich nie spotkasz. Gdy zrobimy to co musimy, wrócimy do siebie i nie będziesz musiał wychodzić nigdzie, dobrze słonko?

I Promise You For a Ten Fingers/ MalecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz