Rozdział 68

503 32 16
                                    

Sygnał karetki, który usłyszał Alec stojący w tej samej pozycji, co wtedy gdy Bane go zostawił, zdawał się go początkowo nie interesować. Jego głowa zajęta była czymś innym - Magnusem. Do chłopaka dopiero teraz dotarło, że mu nie pomógł już kolejny raz gdy ten go potrzebował.

Zamiast go przytulić, zapewnić że wszystko się ułoży i że go kocha, on zaczął opowiadać o swojej siostrze, nie zwracając uwagi na to, że Azjata nie chce tego słuchać w tej chwili.

Alec obwiniał się, że to wszystko co się wydarzyło kilka minut temu, było tylko i wyłącznie jego winą. Nie słuchał Magnusa, choć myślał, że robi dobrze, teraz wiedział, że nie było dobrze. Nigdy nie było dobrze, bo nie słuchał Magnusa, tak jak on jego. Bane niemal zawsze wiedział jak go wesprzeć czy to słowem czy gestem, a Alec... on nie potrafił tego zrobić.

Chłopak czuł, że to nie skończy się dla nich dobrze. Przez jego ciało przechodziły nieprzyjemne dreszcze na myśl, że gdy Magnus wróci do domu, spakuje się i wyjedzie. Alec nie chciał na to pozwolić, bo kochał tego chłopaka całym sercem i oddałby za niego życie, dlatego gdy sygnał karetki znacznie się oddalił, Lightwood wyjrzał spanikowany przez okno.

Pierwsza myśl jaka wpadła mu do głowy to ta, że Magnusowi coś się stało i wcale się nie mylił. Czarnowłosy panikował coraz to bardziej, dlatego zaczął do niego dzwonić, lecz z marnym skutkiem, bo nikt nie odbierał.

- Odbierz, błagam... - powiedział sam do siebie. Nic. Cisza.

Alec postanowił zadzwonić do Naomi, która zgodziła się przyjechać jak najszybciej. Chłopak był przerażony, że coś stało się Magnusowi i wiedział, że gdyby tak się stało, nigdy by sobie tego nie wybaczył. To była jego wina, że Bane wyszedł i niczyja inna.

Gdy Naomi pojawiła się w ich domu, Alec nic jej nie tłumaczył, tylko wybiegł stamtąd po czym zaczął krążyć po mieście, miejąc nadzieję, że jednak się myli, a tamta karetka nie pojechała po jego narzeczonego.

Serce biło mu jak młotem, kiedy po raz kolejny Magnus nie odebrał od niego telefonu. Nigdzie go nie było, a Alec tracąc już nadzieję, postanowił wybrać się do szpitala, miejąc nadzieję, że nie spotka tam jego.

W drodze do szpitala, zadzwoniła do niego rozpłakana Sophie. Chłopak już wiedział, że miał rację. Chodziło o Magnusa, o jego narzeczonego.

- Alec?! Gdzie jesteś?! - Jej głos wyraźnie drżał.

- Jestem pod szpitalem... Ja... Ja nie wiem gdzie jest Magnus. Nie mogę go nigdzie znaleźć.

- Nic ci nie jest? - Zapytała przez łzy, czego chłopak kompletnie nie rozumiał. - Nie było cię z Magnusem?

- A-Ale co się stało?

- On... on miał wypadek i jest w ciężkim stanie - powiedziała z trudem. Alec zatrzymał się przy ścianie, o którą się oparł i zaczął cicho płakać, czując jak grunt usuwa mu się pod nogami. To nie mogła być prawda.
- Ma połamane żebra i rękę i... on jest w śpiączce.

Chłopak nie potrafił myśleć o tym, że jego narzeczony, który jeszcze dzisiaj z nim rozmawiał, jest teraz nieprzytomny, a na dodatek miał wypadek. To było dla niego nierealne, że to znowu się stało. Czuł się tak jakby jakaś plaga wisiała nad nimi i sprawiała że mieli cierpieć za swoje grzechy.

- Nie... mamo to nie mogło się stać - zapłakał do telefonu, rozglądając się dookoła w poszukiwaniu pomocy.

- Nie płacz synku. Wszystko...

- To moja wina - przerwał jej, siadając na ziemi i patrząc przed siebie pustym, zapłakanym wzrokiem.

- Co się stało synku? - Zapytała, starając się opanować swój płacz. - To co się stało nie jest twoją winą.

I Promise You For a Ten Fingers/ MalecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz