Rozdział 7

2.4K 149 297
                                    

Alec

Za 2 godziny miałem spotkać się z Magnusem w Central Parku! Tutaj w Nowym Jorku, w którym jak się okazało, on też mieszka. To wszystko zdawało się być takie nierealne, że myślałem nawet, że chłopak jest nieprawdziwy, a ja sobie to wszystko uroiłem. Magnus był tak cudowny przez internet, więc w realu był pewnie jeszcze lepszy. Sam jego głos, którym mówił do mnie przez telefon  doprowadzał mnie do szału. Był taki męski i taki Magnusowy... tak nie było takiego słowa, ale w moim słowniku znalazło się dla niego miejsce.

Te wszystkie rzeczy, które do mnie pisał były niewiarygodne. Nigdy nie pomyślałbym, że sam zaproponuję spotkanie i to z własnej woli. Przecież ja? Nieśmiały, zamknięty w sobie chłopak zapraszałem kogoś na spotkanie? To było niemożliwe. Przez pisanie z nim stałem się kimś innym, bardziej pewniejszym siebie. A najlepsze było to, że stało się to w przeciągu kilku niesamowitych godzin przez które pisaliśmy. Wystarczyła jedna głupia wiadomość od niego i na mojej twarzy gościł szeroki uśmiech. Nadal nie mogłem w to uwierzyć. Jeszcze tydzień temu o tej godzinie miałem w rękach żyletke, bo chciałem się zabić, a teraz czuje się jakbym dostał wszystko czego potrzebował. Dostałem chłopaka, który potrafi poprawić mi humor, chłopaka, który się o mnie martwi, chłopaka, który stara się mnie zrozumieć...

Zawsze chciałem mieć kogoś takiego i wyglądało na to, że los się do mnie uśmiechnął. Miałem jednak obawę, że to wszystko skończy się jeszcze szybciej niż się zaczęło. W dodatku ta cała rozmowa o naszych partnerach... on miał ich pięciu, a ja? Dokładnie zero. Moje doświadczenie nie mogło się równać z tym jego odnośnie związków. Chociaż co ja myślę o związku skoro nawet nie jesteśmy ze sobą blisko. Co prawda nazwałem go "misiem", ale to było tak naprawdę nic nie znaczące słowo, jeszcze...

W dodatku chodzimy do tej samej szkoły i prawdopodobnie uczą nas ci sami nauczyciele. Obawiałem się, że Magnus będzie wypatrywał mnie na przerwach. W szkole byłem sam od kiedy pamiętam. Nikt nigdy do mnie nie zagadał, wszyscy tylko patrzyli na mnie jak na dziwaka i jakiegoś trędowatego. Gdyby teraz Magnus do mnie podszedł i zaczęlibyśmy po prostu rozmawiać każdy bez wyjątku gapił by się, czego chyba bym nie zniósł. Z drugiej jednak strony ta perspektywa wydawała się czymś czego pragnąłem. W końcu nie musiałbym być sam na przerwach, a rozmowy z Magnusem poprawiały by mi humor przed lekcjami. Sam nie wiedziałem co mam myśleć o tym wszystkim.

Otworzyłem szafę, a przede mną ukazała się góra czarnych ubrań. Wszystko co mogłem tu znaleźć było w ciemnych barwach, tylko i wyłącznie. Nie było tu nic co nadawałoby się na spotkanie z Magnusem, a ja chciałem wyglądać dobrze, choć ten jeden raz zrobić na kimś dobre wrażenie. Westchnąłem ciężko pocierając swoje skronie w zdenerwowaniu. Do spotkania było coraz mniej czasu, a ja nie miałem co na siebie włożyć. Ubrania wylatywały z szafy raz za razem, bo żadne nie nadawały się do nałożenia ich na siebie.

Alec myśl!

- Izzy - powiedziałem do siebie po czym schyliłem się i wyjąłem z dołu kilka kartonów z ubraniami, które siostra dała mi na urodziny czy na jakieś inne okazje. Były tu różnego rodzaju koszule jak i spodnie. Dokładnie to czego w tej chwili potrzebowałem. Wyjąłem pierwszą koszulę z brzegu. Izzy mówiła, że podkreśla kolor moich oczu i prezentuję się w niej doskonale. Wtedy tego nie dostrzegałem, bo nie miałem po co. Zdjąłem z siebie koszulkę i nałożyłem na siebie wybrane odzienie. Na szczęście zasłaniała całe moje ręce, więc mogłem w niej wyjść, bo gdyby  odsłaniała moje nadgarstki, znalazłbym coś innego. Był maj co oznaczało, że na dworze musiało być ciepło, a co za tym szło to to, że będę wyglądał dziwnie ubrany w koszulę na długi rękaw i czarne obcisłe jeansy. Wolałem jednak zbłaźnić się w ten sposób niż pokazać mu swoje rany na nadgarstkach o których jak narazie nie miał zielonego pojęcia.

I Promise You For a Ten Fingers/ MalecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz