Rozdział 55

830 36 91
                                    

Patrzyli sobie tak chwilę w oczy. Magnus widział w niebieskich tęczówkach Aleca ból i nieopisane cierpienie. Serce mu się krajało widząc to, ale i on nie czuł się lepiej. To wszystko go przytłaczało i wiedział, że czeka ich długa walka, którą oni musieli wygrać. Nie było innego wyjścia. Musieli walczyć do utraty tchu, choć obaj wiedzieli, że to będzie kosztować ich bardzo dużo. Azjata przyciągnął do siebie chłopaka za palce i złączył ich usta w delikatnym pocałunku. Nie puszczał ani na chwilę ich splecionych dłoni, co miało jeszcze bardziej przypieczętować ich niezwykle ważną obietnicę. Alec uśmiechnął się w usta Bane'a i oddał pocałunek. Mruknął przy tym cicho.

Lightwood wiedział, że nie może się poddać. Musiał być silny. Miał dla kogo żyć i dla kogo walczyć. Pragnął stać się lepszą wersją siebie i pozostawić za sobą smutną przeszłość. Zbyt wiele w życiu przeszedł, żeby dalej rozpamiętywać swoje błędy i smutki. Kochał Magnusa i chciał być lepszy dla niego. Tylko że nie było to takie łatwe jakby się wszystkim mogło wydawać. Czasami chęć zadania sobie bólu była silniejsza od wszystkiego, po prostu niewidzialna siła zmuszała go do tego.

- Kocham cię. Już nie stanie ci się krzywda. Nie będę cię krzywdził i ty też tego nie rób. Nie krzywdź samego siebie.

- Ja ciebie też. Obiecuję nie robić sobie krzywdy. Przepraszam za to...

- Mówiłem ci żebyś nie przepraszał, prawda? Dlaczego wciąż to robisz? - Magnus spojrzał groźnie na Aleca.

- Przepraszam, że ciągle przepraszam...

- Przestań - powiedział i usiadł mu na kolanach. - Nie przepraszaj mnie za takie rzeczy, a teraz tylko całuj.

Alec zaśmiał się cicho słysząc słowa Magnusa i złączył ich usta w namiętnym pocałunku. Bane położył dłonie na jego kark i otworzył usta dając mu od razu dostęp do swojego języka. Lightwood dołączył się ochoczo do ich pocałunku pogłębiając tym samym. Całując się z Magnusem czuł się jak w innym świecie - zapominał o wszystkich złych chwilach.

Alexander smakował zbyt dobrze. Azjata przyparł go do oparcia fotela i położył dłonie na jego biodrach, przesuwając się bliżej niego. Młodszy westchnął mu w usta i włożył dłonie pod jego koszulkę, gładząc mu plecy. Magnus jęknął. Dłonie Aleca były takie zimne i delikatne zarazem. Jego dotyk wywoływał dreszcze na jego skórze. Nie miał go ani trochę dość.

- Muszę umyć ręce - mruknął mu w usta.

- Yhm... - mruknął. - Wiem, już schodzę...

Magnus przygryzł jego wargę i spojrzał mu w oczy. Alec mruknął i również zaczął się wpatrywać w piękne tęczówki Bane'a, które niejednokrotnie go już zaczarowały.

- Cholera... Nasze pocałunki zawsze mnie roztapiają. Nie potrafię myśleć logicznie.

- Też tak mam kochanie.

- Lepiej zejdę - Magnus zsunął się z jego kolan i stanął obok fotela. Wyciągnął do niego rękę, aby pomóc mu wstać. Alec złapał za tę jego, choć to trochę zabolało i wstał. Wiedział, że będzie musiał poczekać kilka dni, aż rany się zagoją, co niestety oznaczało, że będzie musiał radzić sobie z bólem do czasu całkowitego zagojenia.

- Kiedy posprzątałeś krew? - Zapytał, patrząc na podłogę.

- No... wcześniej gdy jeszcze nie kontaktowałeś... Chodźmy już umyć i nie mówmy narazie o tym...

- Jesteśmy! - Oboje usłyszeli głos Sophie. - Mamy nadzieję, że skończyliście swoje igraszki!

Żeby tylko jeszcze jakieś były... Oni dopiero zaczynali, a tu wszystko poszło się walić. To nie była wina żadnego z nich, lecz psychiki Alexandra, która nie wytrzymywała. Nikt z nich nie mógł spodziewać się tego, że Alec przez takie głupoty zacznie rozdrapywać rany. Najśmieszniejsze było jednak to, że zaczęło się od odmowy seksu.

I Promise You For a Ten Fingers/ MalecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz