🌺3🌺

802 77 62
                                    

JOSH

- Chłopaki zawołacie Leo na kolacje?- zapytał Scott chodząc po kuchni. 

Skinąłem głowa i ruszyłem na górę. Leo nie wychodzi ze swojego pokoju już 3 godzinę, co do niego niepodobne. Zazwyczaj już po godzinie jest obok nas i przytula się chcąc atencji. Zaczynam się martwić. Zapukałem do drzwi i odpowiedziała mi ciesza.

-Leo?- mruknąłem.- Tata woła cię na kolację. Chodź.- powiedziałem miło i znowu cisza. No co jest?

Nacisnąłem na klamkę i ku mojemu szokowi drzwi się otworzyły zajrzałem do środka i się przeraziłem. Nie ma go. Okno otwarte. Kurwa. Szybko zbiegłem na dół, ale zwolniłem widząc spojrzenie Maxa, uśmiechnąłem się lekko i nachyliłem nad Jackiem. 

-Nie ma go.- powiedziałem cichutko, żeby rodzice nie słyszeli. 

-Jak to!? Przecież nie m..możesz mi tego mówić teraz. Jak to laptop mi się zawiesił!?- powiedział szybko i pociągnął mnie z powrotem na górę. Weszliśmy do pokoju Leo i tym razem ten debil przeżył zawał.

-On jest niepoważny!- krzyknął i wychylił się z okna rozgladajać się na boki.- Mógł sobie coś zrobić!

-Przecież już kilka razy próbował...- zacząłem, ale Jack przerwał mi. 

-Ale zawsze albo ty albo ja go łapaliśmy, a teraz spierdolił.- mruknał zły, a w jego oczach zobaczyłem samą troskę.

-Dobra panikarzu, chodź go poszukać.- powiedziałem roześmiany, a ten mruknał jakieś przekleństwo pod moim adresem, przez co sę cicho zaśmiełem. 

Jack zawsze był typen kochanej mamusi. Uważa, że skoro Leo jest omegą musi na siebie uważać, a najlepiej to go by w domu zamknął i nie wypuszczał. Ja natomiast sądzę że przecież Leo jest w naszym wieku, to powinien się wyszaleć, a to że jeste omegą to inna sprawa. Zgadzamy się jednak w jednsej sprawię. Nikt nie ma prawa go tyknąć. Żaden alfa! Ani nawet beta. To nasz mały braciszek!

-A wy gdzie?- zapytał Scott, podnosząc jedną brew do góry. 

-Do wujka Jaya. Żeby naprawił laptowa.- powiedziałem natychmiast. 

-We dwoje i bez laptopa?- Max mruknał i oparł głowę na ręce obserwując nas. Nienawidzę tego wzroku, ale Scott ma gorszy jak się wkurzy, w tedy to nawet Max się kuli, co nas bawi inną drogą. 

-W grupie raźniej i naprawi laptopa... przez... zdalnie? Tak zdalnie przez telefon!- Jack powiedział, a ja spojrzałem na niego jak na debila, a on wypchał mnie za drzwi i je zamknął. 

-Naprawdę jesteś przygłupi.- powiedziałem i zerknąłem na niego, a on zdziwlił mi w ramię. 

-Cicho spanikowałem, bo na mnei się Scott patrzył.- mruknał oburzony, a ja parsknąłe. Mówiłem!- Gdzie może być ten mały dziadyga? 

-Co robi zawsze jak jest zły?- powiedziałem i spojrzałem na brata.

-Spierdala, to wiemy, a robi się już cimno, a on musi być w domu, bo Brett mówił ostatnio że wilki są gdzieś niedaleko.- mruknał. Tryp mamusi włączony. - Zawsze jak ucieka jest albo u Felixa, albo Oliviera. 

Skinąłem głową i razem ruszyliśmy pod dom O'Brienów. Zapukałem i otworzył nam Simon, zdziwił się i spojrzał na nas zaskoczony. 

-Tak?- powiedział i oparł się o framugę. 

-Jest tu Leo?- zapytał odrazu Jack, a ciemny blondyn zmarszczył brwi. 

-Nie ma i... znowu zgubliście brata?- powiedział z niedowierzaniem, a ja załamałem ramiona. 

-To nie tak..- mruknałem.- Zwiał przez okn...

-Simon zimno!- krzyknął z jak przypuszczam salony Olivier.- Będę przez ciebie bardziej chory!

-Widzę że masz też swój problem.- powiedział rozbawiony Jack, a ja uśmiechnąłem się kpiąco. Chory Olivier to bardzo wymagający Olivier. 

-Weź nic nie mów.- mruknał i wywrócił oczami.

-My idziemy dalej..-powiedziałem, nawet nie zdążyliśmy się odwrócić, a omega już aczęła się drzeć i iść alfie po cukierki. Współczuję mu. 

-Czyli jak go nie ma tutaj to znaczy, że jest u Felixa, czyli... mamy problem.- podsunował i ruszyliśmy dalej, a wręcz biegliśmy. 

Nasz braciszek z tym niebieskowłosym biadłem to złe połaćzenie. Zawsze wpadną na jakiś głupi pomysł. Albo jesten, albo drugi zawsze kończy poszkodowany. Dlatego nie lubimy jak spotykają się we dwoje, zresztą Dennis też tego nie lubi. Bo oczywiście zamiast iść do jego rodziców to wolą iść do niego, żeby nie dostać opierdolu, ale i tak mają go od nas, albo Dava, który jak się dowiaduje jest zły i to jest jedyna osoba, poza dorosłymi do kogo te dwa małe wybredne kurduple czują szacunek i respekt. Co jest cholernie niesprawiedliwe.

-Na co patrzysz?- zdziwiłem się i razem z Jackiem zatrzyaliśmy się i spojrzeliśmy na Denissa, który patrzył na drzewa. 

-Nie patrzę, zastanawiam się który pierwszy złamie nogę.- wzruszył ramionami, a ja spojrzałęm natychiast w tamtym kierunku, omało co nie ukręcajać sobie szyi. 

-Leo! Felix!- wydarł się Jack, a ja aż drygłem i nie tylko ja bo przestraszone omegi. 

Szybko razem z bratem tam pobiegliśmy i w ostaniej chwili ich złapaliśmy. Niebieskowłosy wtulił się we nie mocno i nadal piszczał przetraszony. Objałem go ramionami i pocałowałem we włosy, żeby się uspokoił. Teraz to nie przezywa. O proszę jak łądnie. Spojrzałem na swoich braci i uśmiechnąłem się na ten widok jak Leoś tuli się mocno do Jacka, a ten westchnął z ulgą ja z też.Jedyne czego jestem pewien to to, że przy nich nie można się nudzić. 

- Jesteście takimi debilami.- Dennis podszedł do nas i pokiwał głową niedowierzajać z nasze zachowaniem. 

-A co mieliśmy pozwolić im spaść?- zapytałęm ironicznie.

-Albo nie drzeć papy?- powiedział Felix w moich ramionach i czułęm, że nadal ma przyśpieszony oddech. 

-No wybacz mi bardzo.- prychnął Jack, a ja postawiłem niebieskookiego na ziemię, a on kiedy sobie zdał, że kurczowo trzyma się mojej bluzki odskoczył i zaczerwienił się po same uszy. Uśmiechnąłem się na to zadowolony.

-Dzięki.- powiedział Leo i również stanął na swoje nogi.- Co nie zmienia sytuaci że to twoja wina, bo sie wydarłeś.- spojrzał na Jacka, który wywrócił oczami. 

-Dobra do domu, bo jak tak patrzę to Felix zaraz dostanie zawału, a oni się zagryzą.- powiedział beta, a ja skinąłem głową na jego słowa. 

- Ja wcale nie dostanę zawału!_ wydarł się niebieskowłosy i prychnął wkurzony, ruszając do swojeg domu.- Walcie się i dobranoc Leo!

-Dobranoc!- odkrzyknął i nie oderwał wkurzonego spojrzenia od brata, a ja westchnąłem i posłąłem uśmiech Dennisowi, biorąc ich pod ramię i idąc do domu, bo oni tak mogą stać kilka godzin. 

Leo zatrzymał się dopiero pod drzwiami i spojrzał na nas, wychodząc z szergu. Odwrócił się do nas przodem i przytulił do siebie. Uśmiechnałęm się lekko i jedną ręką go objąłem tak jak Jack. 

-Przepraszam.- powiedział skruszony, jak się odsunął 

-Nie chcemy żebyś sobie coś zrobił mały.- powiedział ciemnowłosy i poklepał jak psa po głowie, a poźniej zmiwrzwił włosy.- Rozumiesz Leoś? Dobry piesek będzie grzeczny?

I się zaczęło. 

-Tato!- krzyknał i wszedł do domu.- Jack znowu zaczyna!

🌺🌺🌺🌺🌺🌺🌺🌺🌺🌺🌺🌺🌺

Wiecie że was uwielbiam?❤

MY FAMILY a/b/oWhere stories live. Discover now