🌺26🌺

548 64 64
                                    

 DENNIS

Razem z Diego podeszliśmy już do grupki zebranych, który o czyś żywo dyskutowali, a Olivier i Felix dość głośno.

-Jak można zgubić brata!- wrzasnął niebieskowłosy na niech, ale omijał wzroku Josha. 

-Nie wiem!- odkrzyknął Jack i chodził kółko. Jak zaraz nie wydepcze dziury będzie cudownie.- Był i go nie ma!

-Szukaliscie wszędzie?- Dave westchnął i objął Oliviera w pasie i przytulił na co omega się uśmiechnął do niego. Ludzie spałem do 12 wiem, ale nie przeniosłem się chyba do innej rzeczywistości!

-Każdy dom, nawet na górze byliśmy w tamtych domkach.- westchnął Josh ciężko.

-I nic!-Jack powiedział zmartwiony i spojrzał na nas.- Nie ma go nigdzie, nawet na terenach w okół. Nigdzie. Jego zapach też wywietrzał. 

-Dzwoniliście do niego?- zapytał Gideon i wywrócił oczami. 

-Oczywiście że...dzwoniłeś do niego?- najstarszy z trojaczków spojrzał na brata.

-Nie, myślałem że ty dzwoniłeś.-Josh mruknął i spojrzeli po sobie i telefony wyjeli tak szybko że im omal z rąk nie wypadły. 

-Co za kretyni.- Felix westchnął i do niego zadzwonił telefon.- Cześć.Może upewnij się pierw że twój brat ma telefon ośle.- powiedział do słuchawki, a Jack jęknął do telefonu. 

-Skąd masz telefon Leo?- zdziwił się Josh.

-Wczoraj mu wypadł i nie zdążyłem mu go dać.- powiedział chłodno do niego, a on westchnął ciężko. 

Mam dziwne wrażenie że coś jest nie tak między nimi. Tak jak z Gideonem i Isaackiem. Oni się do siebie uśmiechneli? Naprawdę pomyliłem chyba wymiary. Dave jak widzę jest z Olivierem, a Simon zabija alfę wzrokiem. To jest dziwne. Za dużo w tak krótkim czasie. Mój mózg się przegrzewa. Spojrzałem na Diego który marszczył brwi. 

-Ale ja wiem gdzie jest Leo.- powiedział cicho i kłótnia ustała. Wszyscy włącznie ze mną spojrzeli na chłopaka zdziwieni.-N-no co?

-I teraz mówisz?!- Jack podszedł do niego szybko i złapał za ramiona.- Gdzie?!

-Ej nie strasz go idioto.- Felix syknął na niego, kiedy Diego drgnął lekko przestraszony. Zabrałem ręce alfy od omegi, który cofnął się do tyłu.

-N-no j-jakoś o 11, p-pobiegł t-tam.- wskazał między drzewa  na przeciw nas.- B-biegł p-prosto i..i..- nie dokończył bo bracia pobiegli tam natychmiast nic już nie słuchając. 

-Spisałeś się.- Gideon objął go wokół ramion.- Mam lody kto chcę!

-Poddaje się.- szepnąłem do siebie.

Jak niby Josh ma nas pilnować skoro sam nie umie przypilnować swojego brata? Potrzebuje pomocy i chyba wiem po kogo zadzwonić.

JACK

Krzyczałe m co chwila imię brata tak jak Josh. Tak cholernie się o niego martwię. Co strzeliło mu tym razem do tej ślicznej główki? Moje serce wali szybko i mocno jak by chciało uciec mi z piersi, a mysli szalały jak burza. Gdzie jest mój bracieszek? 

Zatrzymałem się gwałtownie widząc wilki i czując zanikający zapach krwi. Moje oczy stały się czerwone jak i mojego brata. Oboje patrzyliśmy na zwierzęta groźnie. Alfa stada warknął na nas groźnie, odpowiedzieliśmy mu tym samym. Wilk zrobił krok jak ja. Patrzyłem w jego oczy, a on w moje, a po chwili sobie poszedł... Co za podróbka samca alfa. Zwiewa przy pierwszych kłopotach. 

-Leo!- krzyknąłem widząc brata, który siedział na drzewie. Odetchnąłem z ulgą i podbiegłem tam z uśmiechem. -Kochanie...- nawet nie zareagował na moje słowa. Siedział na drzewie zwinięty w kłębek. Wymieniłem zaniepokojone spojrzenia z Joshem. Co się stało mojemu braciszkowi? 

-Poczekaj.- mruknął brat i wspiął się na drzewo, omega nie drgnął jak go przytulił do siebie i zszedł na dół.

-Leoś..-szepnąłem widząc że nie śpi tylko patrzy pusto w swoje ręce.- Ej mały...- pogłaskałem go po policzku, na co walnął moją rękę i wyswobodził się z uścisku alfy. Bez słowa ruszył do domu, a mu za nim.- Co się stało Leo? Boli cię coś? Dobrze się czujesz? Może..- mamrotałem tak przez całą drogę powrotną, kiedy Josh chciał dotrzeć do Leo co nic nie dało.Zajęła nam kilkanaście minut droga powrotna,  a jak byliśmy na głównym placu omega zatrzymał się i spojrzał na nas. Później zrobił coś czego się nie spodziewałem. Zamachnął się i jednym ruchem spoliczkował mnie i Josha. Otworzyłem szeroko oczy zaskoczony. 

-Nienawidzę was.- syknął i odwrócił się na pięcie idąc do domu. 

-Co?- wykrzyusił Josh, a ja złapałem Leo za rękę i zatrzymałem.

-Leoś o co chodzi? Powiedz mi...- powiedziałem załamany i lekko przestraszony. 

- O co chodzi?- szepnął cicho i spojrzał w moje oczy.- Może o to że jestem idealny do zabawy na dłóżej? Może o to że jesteś bezsercowym dupkiem? Albo o to że płakałem cały dzień bojąc się i przezywając swoją głupotę, a to była wasza wina? Okłamaliście mnie, myślałem że chcecie mnie chronić, ż-że mnie kochanie...ale jestem tylko omegą co? Taka do zabawy na raz i do tego brat nie?- rzekł bez emocji, a ja poczułem jak by ktoś mnie spoliczkował drugi raz. 

-Słyszałeś?- Josh podszedł do nas, a ja zerknąłem na niego wystraszony. 

To nie tak! To było na wygłupy nie na poważnie! Nigdy tak nawet nie pomyślałem! To przez nasze głupie gadanie zniknął. Boże...Chciałem go przytulić do siebie mocno, ale cofnął się o kilka kroków. 

-Nienawidzę was, rozumiecie?- mruknął.- Nie ufam wam i nie chcę mieć z wami nic wspólnego.- odwrócił sie na pięcie, ale zatrzymał się na chwilę jeszcze.- Śpię o Oliviera. 

Co?...

🌺🌺🌺🌺🌺🌺🌺🌺🌺🌺🌺🌺🌺🌺

MY FAMILY a/b/oWhere stories live. Discover now