🌺8🌺

682 63 79
                                    

LEO

Chodziłem po salonie wkurzony, co to wczoraj powiedzieli bardzo mnie zirytowało. Mam 19 lat i mogę być w ciąży przecież! To jest nie fer! Jak by naprzyklad Gabriel zaciążył nie wiem z kim, ale to nie ważne, to by nic się nie stało. A ja?! Ojciec i bracia by mnie chyba zatłukli, ale wcześniej tego który by mi dziecko zrobił, to jest takie nie ferrrrrrrr.

- Ile będziesz się jeszcze złościł?- zapytał Josh z kanapy, a ja spojrzałem na niego groźnie.

- Oj mały chcesz żebyśmy traktowali cię jak dorosłego?- Jack podszedł do mnie i stanął centralnie przed, skinąłem głową.- To masz problem, bo to się nie stanie. Jesteś naszym mały i nietykalnym braciszkiem.

Otworzyłem usta i zamachnąłem się nogą, z całej siły nadeptując na jego nogę swoją, a on pisnął mało męsko 

- Po pierwsze to, że jestem omegą nie znaczy że macie mnie traktować jak jajko!- walnąłem go w ramię .- Po drugie jestem już pełnoletni i mogę sobie zajść w ciążę kiedy chcę!- krzyknąłem do niego, a on zaśmiał się. Nosz ja pierdziu! 

-Posłuchaj mnie Leo. - o proszę wielki król kibla raczył wstać. Josh podszedł do mnie i złapał za ramię.- Nie ma bata, że na to pozwolimy. 

Spojrzałem to na jednego to na drugiego, a oni się po prostu uśmiechają, a we mnie zabuzowało. 

-Bo co?!- krzyknąłem i strąciłem jego rękę, a w moich oczach pojawiły się łzy.- Nie rozumiecie że chcę mieć kogoś! Chcę być kochanym!- spuściłem głowę.- Chcę mieć dowód miłości, chcę być szczęśliwy...- głos mi się lekko załamał.  

- Leoś...- Jack przytulił mnie do siebie.- My się martwimy o ciebie i chcemy żebyś znalazł kogoś właściwego, słonko.- pocałował moje włosy i pogładził plecy. 

-Kochamy cię przecież i chcemy żebyś był szczęśliwy.- dodał Josh i objął mnie z drugiej strony. 

-Wy nie rozumiecie.- szepnąłem załamany.

Tak trudno rozumieć że chce drugiej połówki? Naprawdę? Jack złapał mnie za podbródek, żebym spojrzał mu w oczy.

-Kochamy cię braciszku.- powiedział miękko.- Nigdy nie przestaniemy , zrozumiesz? Damy ci wszystko to czego chcesz. Obiecuję ci to Leoś. Zrobimy dla ciebie wszystko.- pocałował mnie w nos, a Josh mocniej objął. 

Moje policzki stały się czerwone, kiedy stał moją łzę. Zagryzłem wargę i przytuliłem się do nich mocno. Może są idiotami i nie rozumieją tego o co mi chodzi, ale są słodcy. Zazdroszczę ich przyszłej omedze. 

-Ja was też osły.- szepnąłem zamykając oczy, a oni prychnęli wspólnie na moje słowa, na co się cicho zaśmiałem

-Już ci foch przeszedł?- zapytał Josh, a ja skinąłem głową.

-Chcę naleśniki.- powiedziałem w pierś Jacka, a tym razem oni się zaśmieli. 

-To chodź mały.- mruknął Josh jak się odsunęliśmy od siebie.- Ja nie gotuję!

-Ja nie umiem!- powiedziałem podnosząc rękę do góry, a Jack spojrzał na nas jak by miał zamiar nas powyzywać, ale zrezygnował i poszedł do kuchni. -Jej!- pisnąłem i w podskokach ruszyłem za nim. 

-Chłopaki!- usłyszałem krzyk papy Maxa, kiedy ciemnowłosy już wyciągnął składniki.- Chodźcie tu!

Mruknąłem nie zadowolony i zeskoczyłem z blatu ruszając przed dom. Zmarszczyłem brwi, widząc resztę i górę walizek. A no tak, zaraz jadę... Trochę mi z tego powodu smutno, ale muszą od nas odpocząć, co rozumiem, częściowo, przecież jesteśmy aniołkami. No ja jestem na pewno!

MY FAMILY a/b/oWhere stories live. Discover now