🌺25🌺

599 70 98
                                    

LEO

Obudziły mnie krzyki tuż nad moją głową. Zamiast jak zwykle się przeciągnąć i ziewnąć siedziałem cicho i zacząłem nasłuchiwać.

- Zamknij się już dobra?- Jack syknął na jak czuję to Josha, który prychnął wściekle.

- Przed chwilą powiedziałeś że chcesz przelecieć swojego brata!- krzyknął, a ja powstrzymałem się żeby nie krzyknąć przerażony.

Co jak co, ale nie było o tym mowy w rozmowie jak wracaliśmy. Było wspomniane tylko o całowaniu się, a nie o sypianiu ze sobą. Ja się na to nie piszę ludzie!

- No i co z tego?- prychnął oburzony, a ja poczułem skórcz w sercu. - Widziałem jak wczoraj cię pocałował to ci stanałłłł ..- zanuciła rozbawiony.

Co? Co?! Jak to pocałował! Przecież wczoraj byłem grzecz... Dobra odwołuje to. Dobra pamiętam co wczoraj odwaliłem bo trochę znowu przesadziłem z piciem. O szlak! Pocałowałem swoich braci na oczach innych! Ja pierdziuuuu! Nie pokaże się innym na oczy teraz!

- Siedź cicho.- syknął Josh groźnie.- Ale mi za to nie zależy tylko na seksie jak tobie.

- Bez przesady...- Jack usiadł na łóżku.- No spójrz na niego.- przejechał ręką po moim ramieniu.- Nie widzisz tego? Wiem, że też cię kręci nasz braciszek.- starałem się uspokoić bicie serca.- Jesteś idealny na taką zabawę, nawet na dłuższy czas...

- A ty chory jesteś.- Josh oparł się o ścianę.- To jest nie normalne. Chcesz go zaliczyć i później zostawisz, co?- prychnął.- To nasz brat i jest za delikatny Jack.

- Wiem, ale nic nie poradzę że jest taki seksowny, a co do zaliczenia to masz rację.- poczułam ukłucie w sercu.- Dlatego nie idę dalej niż całowanie.

- Wiesz, że jak się dowie to cię znienawidzi?- zapytał spokojnie.

- Tak jak z tymi malunkami co?- powiedział rozbawiony i pogładził mnie po policzku.- Jak się dowie że to my je zrobiliśmy to znienawidzi nas oboje.

- Ale się nie dowie.- Josh stwierdził natychmiast.- To tajemnica, chodź teraz, bo jak się obudzi to będzie problem.

Josh jeszcze pocałował mnie w skroń i wyszli razem, a ja otworzyłem szeroko oczy, a po policzkach spłynęły mi łzy. Oni... Oni cały czas. Cały czas to byli oni! Jak mogli mi to zrobić i to co powiedział Jack. Zabawa. Dla niego to jest zabawa. Tylko zabawa nawet na dłużej?

Usiadłem na łóżku i zagryzłem wargę mocno, żeby nie wybuchnąć płaczem. Jedną rękę złapałem za koszulkę w miejscu serca i ścisnąłem ją mocno. To boli.

Szybko wstałem u przebrałem się. Otworzyłem okno i wyszedłem na dach. Łzy utrudniały im widok i to bardzo. Ostrożnie schodziłem na dół i wskoczyłem na drzewo i zszedłem na dół, drapiąc sobie całe ręce. Jak znalazłem się na ziemi, ruszyłem biegiem do lasu. O mało co się nie wywracając, biegłem przed siebie.

Jak byłem już zmęczony i nie mogłem dalej biec przez płacz. Oddychałem nierówno i mocno, co chwila wybuchając płaczem. Oparłem się o drzewo i zjechałem po nim na ziemię. Dlaczego...dlaczego nie mogę się uspokoić? Przecież nigdy nie powinno to dla mnie nic znaczyć, prawda? Nie powinnem się zakochiwać w bracie! Nie powinnem czuć czegoś jeszcze do Josha. Nie powinienem w ogóle o czymś takim myśleć.

Drgnąłem przestraszony jak usłyszałem wycie obok siebie. Niepewnie podniosłem spojrzenie w górę. Przeszły mnie dreszcze i ostrożnie wstałem. Patrzyłem w oczy wilkowi, a obok niego pojawiło się kilka innych. Przełknąłem głośno ślinę i chciałem coś powiedzieć, ale one zaczęły do mnie biec. Przeraziła się i zacząłem biec przed siebie szukając miejsca schronienia. Za niskie, za wysokie. Wskoczyłem na rozdwojony konar i wszedłem na nie.

Krzyknąłem z bólu kiedy jeden z wilków nie ugryzł, ale zębami przejechał po całej mojej łydce. Mimo tego wszedłem wyżej, a najwyższą gałąź, a one zaczęły warczeć i drapać korę. Drżałem przerażony i zacząłem płakać głośniej, zakrywając usta ręką.

Boję się. Tak się boje, ale nie będę wołać, nie chcę pomocy od nikogo. Poradzę sobie sam. Bez nich.

Wilki uspokoiły się po chwili, ale nadal krążyły w okół drzewa. Jak by czekały jak zejdę, a to się nie stanie. Słońce wybiło na samą górę, a one patrzyły na mnie z głosem, ale miałem je już gdzieś. Mogę mnie nawet zabić... Po co mamy żyć skoro osoby którym najbardziej ufałem same zrobiły mi krzywdę i nie są w stanie mi tego powiedzieć w twarz. Nie wybaczę im tego. Przez nich płakałem i bałem się o swoją przyszłość. Nie. Teraz przegieli.

DIEGO

Siedziałem sobie z Dennisem w domu moich opiekunów. Rozmawialiśmy na różne tematy, od chyba 3 godziny a one się nie kończyły, jednak nadal w głowie miałem obraz Leo jak wbiega do lasu.  Kolejne godziny mijały na ciekawej rozmowie, a o 17 do domu wpadł Jack.

- Jest Leo!?- krzyknął przerażony i nie czekając na odpowiedź zaczął biegać po domu

- Nie ma?- Dennis powiedział zmieszany, obserwując go.

- Kurwa!- krzyknął i wybiegł, a ja razem z betą zmarszczyliśmy brwi i ruszyliśmy za nim.

Co się znowu stało?

🌺🌺🌺🌺🌺🌺🌺🌺🌺🌺🌺🌺🌺🌺

MY FAMILY a/b/oWhere stories live. Discover now